Nadrobiłam:
When Caroline Trent is kidnapped by Blake Ravenscroft, she doesn’t even try to elude this dangerously handsome agent of the crown. After all, she’s been running from unwanted marriage proposals. Yes, Blake believes she’s a notorious spy named Carlotta De Leon, but for six weeks until her twenty-first birthday, when she’ll gain control of her own fortune, hiding out in the titillating company of a mysterious captor is awfully convenient—and maybe just a little romantic, too.
Blake Ravenscroft’s mission is to bring “Carlotta” to justice, not to fall in love. His heart has been hardened by years of intrigue, but this little temptress proves oddly disarming and thoroughly kissable. And suddenly the unthinkable becomes possible—that this mismatched couple might be destined for love.
Hmmm... Na początku bardzo mi się podobało, bo była typowa Quinn: zabawnie, lekko, dramatoza też potraktowana z przymrużeniem oka (na wstępie główna bohaterka postrzela kuzyna, syna swojego opiekuna, który zlecił mu zgwałcenie swojej podopiecznej celem zmuszenia jej do małżeństwa i tym sposobem przejęcia jej majątku). Później jest komedia pomyłek, bo Caroline ucieka, a Blake, Agent Korony, ją porywa, sądząc, że to hiszpański szpieg Carlotta. No i jest wesoło, państwo się kłócą, nie znoszą, walczą z sobą, podobają się sobie. I wszystko byłoby OK, gdyby Quinn nie postanowiła dodać bohaterowi tzw. głębi psychologicznej, czyniąc go udręczonym wyrzutami sumienia za śmierć narzeczonej, zrezygnowanym i rezygnującym z miłości samotnikiem. Jak dla mnie, to Blake zapiera się o jeden most za daleko. Parę scen pod koniec jest psychologicznie całkiem z tyłka wyjętych (zbliżenie, oświadczyny, uświadomienie sobie uczucia, no halo). Jak bym miała jednym zdaniem ocenić powieść, to powiedziałabym: "dobrze żarło i zdechło".