Ja jestem singielką i mi to na razie odpowiada. Owszem, czasem jest mi z tego powodu smutno, ale jak się z boku napatrzę na związki i poobserwuję, co ludzie wyprawiają, to mi przechodzi. Mam w swoim otoczeniu co najmniej 3 dziwne pary, nadajace się do terapii. Patrząc na nich cieszę się, że nie zgłupiałam na tyle, by się z kimś związać. Na przykład - koleżanka jest z facetem, który nią pomiata i mimo, że jej ludzie tłumaczą, żeby go zostawiła, że nie jest jej wart, ona trwa przy nim, jakby był ostatnim facetem na Ziemii. Patologia
. Na dodatek jak jej tłumaczyć, to się obraża, bo przecież to nic, że on ją traktuje jak psa, ale kocha. Moim zdaniem to chore. Miłość niektórych potrafi zaślepić. Jestem trochę cyniczna może, ale związek to nie jest sam lukier - to ciężka harówa. Po co mi to? Singiel ma więcej wolności i to jest główna zaleta bycia singlem, czy jak kto woli - samotną.