Tuż za mamą mojego męża dreptał teść, teatralnie wznosząc oczy do nieba i bezradnie rozkładając ręce. Dawał mi do zrozumienia, żebym się nie przejmowała i że skoro on to wszystko znosi na co dzień, to i ja wytrzymam. Teściowa tymczasem poszła do pokoju, gdzie wysoko unosząc spódnicę, usiłowała przebrnąć przez pokłady misiów i lalek do kanapy. Wzdychała przy tym wymownie i unosiła z dezaprobatą brwi. Tak zajęła się pokonywaniem tego swoistego toru przeszkód, że nie zauważyła leżącego na kanapie kota.
No i oczywiście usadowiła swe potężne kształty dokładnie na nim. Już po kocie, pomyślałam w popłochu, ale w tej chwili ciało teściowej wystrzeliło w górę ze świstem, jaki wydają przekłute balony. To, co nastąpiło potem, można śmiało nazwać Sodomą i Gomorą. Teściowa wrzeszczała i zawodziła, głośno domagając się zabicia gryzącej bestii, teść bez widocznego skutku starał się ją uspokoić, kot schował się pod szafę, a moje dziecko stało wśród stosów zabawek i z zainteresowaniem przyglądało się babci. A ja czułam, że kocham swojego kota ponad życie. W końcu zrobił to, na co ja od lat miałam ochotę.
- Mamo - zaczęłam niepewnie. - Oprych na pewno nic ci nie zrobił. On się tylko bronił...
Na teściowej nie zrobiło to żadnego wrażenia - wciąż coś bełkotała pod nosem. Teść stał z bezradnym wyrazem twarzy i rzucał mi przepraszające spojrzenia. I wtedy rozległ się spokojny i pewny głos Gosi:
- Daj jej w dupę - poradziło ze stoickim spokojem moje dziecko swojemu dziadkowi. - To najlepszy sposób na histeryczki - dodało i wróciło do zabawek.
Ja oniemiałam ze zgrozy i podziwu. Skąd, u licha, moje dziecko wie, co się robi z histeryczkami? Korzyść z wystąpienia Gosi była niewątpliwie taka, że w pokoju zapanowała upragniona cisza. Wprawdzie była to cisza nabrzmiała potępieniem, ale wszystko jest lepsze od wrzasków kochanej mamusi.
- No to może napijemy się herbatki - zaproponowałam, starając się przejść do porządku nad zaistniałymi wydarzeniami.
- Tak, herbatka jest dobra na wszystko - poparł mnie teść. Z ulgą udałam się do kuchni, dziękując Bogu, że Sebastian jeszcze nie wrócił z pracy. Nagle usłyszałam jakieś zduszone dźwięki. Tuż za mną stał teść i chichotał, zakrywając twarz chusteczką.
- Wiesz co - powiedział do mnie konspiracyjnym szeptem -masz wspaniałego kota, a ja mam jeszcze wspanialszą wnuczkę. Nie pamiętam, kiedy przeżyłem równie szczęśliwy dzień. Do końca życia będę pamiętał jej minę - zakończył i chichocząc jak małe dziecko, poszedł do pokoju.
Gdy weszłam z herbatą, sytuacja wydawała się opanowana. Teściowa wyraźnie się uspokoiła, teść był w wyśmienitym humorze, a Gosia bawiła się na dywanie, wypruwając wnętrzności z kolejnego misia.
- W co się bawisz złotko? - zapytała babcia, spoglądając z dezaprobatą na wybebeszone zabawki.
- W schronisko dla maltretowanych zwierząt - odparło moje dziecko, nie odrywając się ani na moment od wyciągania waty z pluszowego pieska.
- Hm, hm... A te panie to zapewne ich opiekunki? - dopytywała się, wskazując na roznegliżowane lalki Barbie.
- A nie - odrzekła nonszalancko moja córka. - To maltretowane kobiety.
- Yyy... - wydałam z siebie zduszony okrzyk, przyrzekając sobie w duchu, że już nigdy w życiu nie włączę w domu telewizora. A jeśli już, to będę oglądała jedynie kreskówki.
- Hm... Dziwne zabawy - skomentowała teściowa, popatrując na mnie z potępieniem. - A powiedz mi jeszcze kochanie, kto ci potem pozszywa te wszystkie zwierzątka?
- No jak to kto? Ty zawsze mówiłaś, że bardzo lubisz szyć, babciu - odpowiedziało moje dziecko, posyłając jej demoniczne spojrzenie. W tym momencie teść szybkim krokiem udał się do łazienki, a mnie uratował dzwonek do drzwi. A tak przy okazji: czyja już mówiłam, że kocham moje dziecko nad życie?
ewa.p napisał(a):Kordel-uśmiałam się przy tym fragmencie.Jeszcze nie czytałam,ale mam i miałam zacząć w pracy.Chyba dobrze,że tego nie zrobiłam
Powrót do Czytamy i rozmawiamy
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości