Teraz jest 22 listopada 2024, o 22:05

Ulubione cytaty, fragmenty, sceny

...o wszystkim: co nas irytuje, a co zachęca do lektury, co czytamy teraz, a co mamy w planach

2024: WŁAŚNIE CZYTAM...

Ulubieńcy roku!Ulubieńcy miesiąca!
Bonus: Nasze Liczniki Lektur w Kanonie Romansoholicznym!


Ostrzegamy! Kiepskie książki!Koszmar. Ale można przeczytaćWarto przeczytać?
Regulamin działu
Rozmowy o naszych aktualnych lekturach i książkowych inspiracjach.
Szerzej o gatunkach: dział ROMANS+ oraz dział 18+
Konkretniej o naszych listach czytelniczych: dział STATYSTYKI
Lektury wg pór roku i świąt: dział SEZON NA KSIĄŻKĘ
Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 20 lipca 2014, o 17:46

będę polować na nią, na razie 12 zł za tom gdzieś widziałam, ale tyle nie dam.
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 10852
Dołączył(a): 18 października 2011, o 17:09
Ulubiona autorka/autor: Dżuli Stefa Dżulja MeryDżoł Gejlen Maja Kristin...

Post przez tajemna » 1 sierpnia 2014, o 00:18

- Będziemy gośćmi, więc obydwoje z Moem... - tym razem ona kopnęła piłkę -
...musicie się zachowywać bez zarzutu.
Simon kiwnął głową, podczas gdy Moe wpadł w poślizg, huknął w drzwi i złapał
piłkę.
- Okay. Czy będziecie z Bradem spali w jednym łóżku i uprawiali seks?
- Co? - Jej głos zabrzmiał jak pisk.
- Chuck mówi, że jego rodzice robią coś takiego w łóżku w sąsiednim pokoju. I że
jego mama wydaje dźwięki, jakby ją bolało.
- O mój Boże.
Pogryzając winogrona i wpatrując się badawczo w twarz matki, Simon posłał piłkę
pod przeciwległą ścianę.
- Czy to boli?
- Nie - odparła słabo i odchrząknęła. - Nie, nie boli. Myślę, że powinniśmy zacząć się
pakować, skoro...
- No to dlaczego ona krzyczy, hałasuje i tak dalej?
Zoe poczuła, że krew odpływa jej z policzków, a potem wraca piekącą falą.
- Hm, cóż... pewni ludzie czasami... - O Boże, proszę, pomóż mi przez to przebrnąć. -Wiesz, kiedy grasz w jakąś grę albo oglądasz mecz w telewizji i jesteś podekscytowany,
zdarza ci się... krzyczeć albo wydawać różne dźwięki.
- Aha. Bo to frajda.
- No właśnie. Seks też może być frajdą dla dorosłych, którzy troszczą się o siebie
nawzajem i chcą się tym z sobą dzielić.
- Mężczyźni powinni zakładać prezerwatywy, żeby nikt nie zachorował i żeby nie
mieć dzieci, jak się nie chce ich mieć. - Kiwając głową z mądrą miną, Simon dojadł
winogrona. - Tata Chucka trzyma kilka w szufladzie przy łóżku.
- Simonie McCourt, w żadnym wypadku nie powinieneś zaglądać do szuflady pana
Barristera.
- Chuck zajrzał. Wyciągnął jedną, żeby mi pokazać. Śmiesznie wyglądała. Ale jeśli
Brad zamierza uprawiać z tobą seks, musi taką założyć, żebyś nie zachorowała.
- Simon... - Musiała na chwile zamknąć oczy. - Simon - powtórzyła - nie dlatego
przenosimy się na kilka dni do Brada, żebym mogła uprawiać z nim seks. Kiedy dwoje ludzi,
dorosłych ludzi, decyduje się na tego rodzaju związek, jest to ich prywatna sprawa.
- Wiec mama Chucka nie powinna zachowywać się tak głośno.
Zoe otworzyła usta, zamknęła je, po czym, położywszy głowę na stole, zaśmiewała się
do łez.
Gdy zjawił się Brad, miała już spakowane dwie walizki, worek marynarski
wypełniony rzeczami, które Simon uznał za niezbędne do życia oraz drugi worek z rzeczami
niezbędnymi dla niej. Prócz tego załadowała podręczną chłodziarkę nietrwałymi artykułami
spożywczymi z lodówki oraz ulubionymi przekąskami i płatkami śniadaniowymi Simona.
Obok postawiła niemal pełną dwudziestopięciofuntową torbę psiej karmy i pudło z dobytkiem
Moego.
- Wyjeżdżamy na safari? - spytał Brad, przyglądając się bagażowi.
- Sam się o to prosiłeś - przypomniała mu Zoe. Trącił chłodziarkę czubkiem buta.


I kolejny kawałek:

Robi się zimno.
- Może spadnie śnieg. Może napada na dwa metry i nie będzie trzeba chodzić do
szkoły.
- Każdemu wolno pomarzyć. - Brad podniósł piłkę i zakręcił nią w sposób, który
wzbudził szczery podziw Simona.
- Gdyby napadały dwa metry śniegu, nie musiałbyś jechać do pracy?
- Gdyby napadały dwa metry śniegu, na pewno zostałbym w domu.
- I moglibyśmy pić gorącą czekoladę i zagrać w milion różnych gier wideo.
- Masz to jak w banku.
- Czy zakładasz prezerwatywę, kiedy uprawiasz seks z moją mamą?
Cała krew odpłynęła Bradowi z głowy prosto do stóp.
- Czy co robię?
- Bo jeśli nie zakładasz, to z tego może być dziecko. Czy ożeniłbyś się z nią, gdybyś
jej zrobił dziecko?
- Matko najświętsza.
Simon poczuł nerwowe łaskotanie w gardle. Nie potrafił jednak powstrzymać fali
słów, które musiały zostać wypowiedziane.
- Facet, który mnie zrobił, nie chciał się z nią ożenić i to chyba zraniło jej uczucia.
Teraz ja się mamą opiekuję, więc jeśli nie zamierzasz się z nią ożenić, gdybyście zrobili
dziecko, to nie możesz uprawiać seksu. - Ponieważ jego żołądek podskakiwał jak na
huśtawce, Simon spuścił oczy i mocno kopnął piłkę. - Mówię ci, żeby wszystko było jasne.
- Okay. Rany. Okay, ale naprawdę muszę usiąść. - Zanim nie tylko kolana, ale całe
nogi zamienią się w galaretę. - Może byśmy weszli do domu i tego... i usiedli?
- No bo w końcu jestem mężczyzną - zaznaczył Simon cichym głosem.
- Jesteś prawdziwym mężczyzną. - Gestem, który miał im obu dodać otuchy, położył
rękę na ramieniu chłopca. - Chodźmy do domu i pogadajmy o tym.
Gdy zdejmowali kurtki, Brad modlił się o roztropność i przytomność umysłu. Uznał,
że najlepiej będzie porozmawiać w kuchni, gdzie mogą zająć się jedzeniem albo piciem,
czymkolwiek, co uczyni tę wymianę zdań mniej straszną.
Miał wielką ochotę na piwo, ale nalał Simonowi i sobie po szklance coli.
- Jeśli chodzi o seks... - zaczął.
- Już wiem, jak to jest z seksem. Mama powiedziała, że wcale nie boli, ale ludzie
czasami krzyczą i w ogóle, bo sprawia im frajdę.
- No właśnie - bąknął po chwili Brad. Niemal słyszał, jak obumierają jego szare
komórki. - Twoja mama i ja... eee... Hm, dorośli ludzie, zdrowi, wolnego stanu często
wchodzą w związki, które... ech, do diabła z tym. Spójrz na mnie.
Zaczekał, aż Simon podniesie głowę. Wątpliwości, sprzeciw, determinacja odbijały się
wyraźnie na jego twarzy. Ma to po matce, pomyślał Brad.
- Jestem zakochany w twojej mamie. Kocham się z nią, bo jest piękna i pragnę jej w
ten sposób. Chcę z nią być, ponieważ zakochałem się w niej.
- A czy ona też się w tobie zakochała?- Nie wiem. Mam nadzieję, że tak.
- Czy dlatego ze mną trzymasz? Żeby cię pokochała?
- No wiesz, to dla mnie duże poświęcenie, biorąc pod uwagę, jaki jesteś paskudny i jak
brzydko pachniesz. Poza tym wkurza mnie twój niski wzrost. Ale robię, co mogę.
Usta Simona zadrgały w tłumionym uśmiechu.
- Ty jesteś jeszcze brzydszy.
- Tylko dlatego, że jestem starszy. - Brad dotknął reki chłopca. - I z niewiadomych
względów, pomimo twoich rozlicznych wad ciebie także kocham.
Simon poczuł, że ściska mu się gardło, a na policzki wypełza zdradziecki rumieniec.
- Przedziwna sprawa.
- Mnie to mówisz? Nigdy w życiu nie zależało mi na niczym tak bardzo, jak na was
obojgu.
- Żeby stworzyć rodzinę?
- Właśnie.
Simon wpatrywał się w stół. Miał dużo do powiedzenia, miał wiele pytań, lecz chciał
je właściwie sformułować.
- Czy się z nią ożenisz, nawet jeśli nie zrobicie dziecka?
To jednak nie takie straszne, pomyślał Brad.
- Skoro już o tym mowa, chciałbym mieć z nią dziecko. Ale... Zaczekaj chwilę, coś ci
pokażę. Zaraz wracam.
Simon mocno przetarł oczy. Nie chciał się popłakać, jak dziewczyna. Człowiek nie
powinien płakać podczas prawdziwej męskiej rozmowy, jak to nazywał ojciec Chucka.
Pociągnął łyk coli, który jednak nie uspokoił jego żołądka. Wszystko mu w środku
podskakiwało. Kiedy usłyszał kroki Brada, dołożył wszelkich starań, żeby się uspokoić i na
wszelki wypadek jeszcze raz otarł twarz.
Brad wrócił do kuchni i usiadł.
- To jest sprawa między nami dwoma. Między tobą a mną, Simonie. Obiecaj mi.
- Coś jak tajemnica?
- Tak. To ważne.
- Dobra. Nikomu nie powiem. - Uroczyście napluł na dłoń i wyciągnął ja do Brada.
Brad zastygł na chwilę w bezruchu. Pewne rzeczy, pomyślał, dziwnie podniesiony na
duchu, nigdy się nie zmieniają. Powtórzył gest Simona i podali sobie ręce.
W milczeniu położył na stole małe pudełeczko. Otworzył je i pokazał Simonowi
spoczywający wewnątrz pierścionek.
- Należał do mojej babci. Podarowała mi go, kiedy obchodzili z dziadkiem
pięćdziesiątą rocznicę ślubu.
- O rety. Muszą być okropnie starzy.
Wargi Brada zadrgały, lecz jego głos nadal brzmiał spokojnie.
- Owszem. To był jej pierścionek zaręczynowy, a na pięćdziesięciolecie dostała od
dziadka drugi. Pierwszy przeznaczyła dla kobiety, z którą się ożenię. Mówi, że on przynosi
szczęście.
Simon ściągnął usta i popchnął pudełeczko palcem.
- Naprawdę błyszczy.
Brad przyjrzał się ponownie staroświeckiemu pierścionkowi z brylancikami
ułożonymi w kształt drobnego kwiatka.
- Myślę, że spodoba się Zoe. Jest delikatny, oryginalny i już się sprawdził. Zamierzam
go wręczyć twojej mamie w sobotę.
- Po co tyle czekać? Możesz go jej dać, kiedy wróci do domu.
- Nie jest jeszcze gotowa. Potrzebuje trochę więcej czasu. - Popatrzył na chłopca. - Do
piątku musi znaleźć klucz. Nie chcę jej ponaglać ani rozpraszać.
- A jeśli go nie znajdzie, to co?
- Nie wiem. Miejmy nadzieję, że znajdzie. Tak czy inaczej zamierzam go dać w sobotę
i poprosić, żeby za mnie wyszła. Mówię ci o tym nie tylko dlatego, że jesteś mężczyzną i
zasługujesz, by poznać moje intencje, lecz także dlatego, że ty i Zoe stanowicie tandem. Masz
prawo do wyrażenia własnej opinii.
- Będziesz się o nią troszczył? Och, ty wspaniały dzieciaku.
- Najlepiej jak potrafię.
- Musisz jej od czasu do czasu przynosić prezenty. Możesz sam robić, tak jak ja,
bylebyś tylko nie zapomniał. Zwłaszcza na urodziny.
- Nie zapomnę. Obiecuję.
Simon przesuwał szklankę kolistymi ruchami po stole.
- Jeśli powie „tak” i się pobierzecie, czy będzie się nazywała tak samo jak ty?
- Mam nadzieję, że tego zechce. Vaneowie są naprawdę dumni ze swojego nazwiska.
Gdyby je przyjęła, miałoby to dla mnie duże znaczenie.
Chłopiec obrócił szklankę, wpatrując się w nią z napięciem.
- A czy ja będę się nazywał tak jak ty?
Uczucie rozpłomieniło Brada od wewnątrz niczym jedna wielka świeca.
- Mam nadzieję, że również wyrazisz zgodę, bo w ten sposób każdy się dowie, że
należysz do mnie. Simonie, jeśli twoja mama powie „tak” i się pobierzemy, czy będziesz do
mnie mówił „tato”?
Serce Simona waliło tak mocno, że aż słyszał dzwonienie w uszach. Podniósł oczy,
uśmiechnął się.
- Dobra.
Kiedy Brad wyciągnął ramiona, chłopcu nie pozostało nic innego, tylko się w nie
wtulić.

Klucz odwagi Nora Roberts

:smile: :bigeyes: :smile:
Wybaczcie, że tak dużo, ale nie mogłam się powstrzymać.
"uderz w Garwood a Tajemna się odezwie"
Sol


"Cierpię na wrodzoną wadę dysfunkcji systemu motywacji."
Wilczyca Karolina Kaim

Avatar użytkownika
 
Posty: 6741
Dołączył(a): 13 lutego 2014, o 09:54
Ulubiona autorka/autor: Krentz

Post przez szuwarek » 1 sierpnia 2014, o 08:58

to była super seria!
ale skarżysz się czy chwalisz - bo nie wiem jak reagować

Avatar użytkownika
 
Posty: 3237
Dołączył(a): 10 marca 2014, o 12:43
Ulubiona autorka/autor: E. Hoyt, K. Byrne, R. Quasi, A. Giusti

Post przez Viperina » 1 sierpnia 2014, o 10:54

No dopsz. Namówiłyście mnie :)
Przeciętna kobieta zakochuje się siedem razy w roku, w tym sześć razy w butach.

All woman desire a Mr. Darcy.
Unfortunately, all man have no idea who that is.

Avatar użytkownika
 
Posty: 31295
Dołączył(a): 8 listopada 2012, o 22:17
Ulubiona autorka/autor: Różnie to bywa

Post przez Księżycowa Kawa » 1 sierpnia 2014, o 17:42

Tak, to było niezłe :lol:
Nie ma dobrych książek dla głupca, możliwe, że nie ma złych dla człowieka rozumu.
Denis Diderot


"If you want it enough, you can always get a second chance." MM
*
“I might be accused of social maladjustment,” said Daniel. “But not a psychopath. Please. Give me some credit.” MM
*
Zamienię sen na czytanie.

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 1 sierpnia 2014, o 19:35

świetne fragmenty. :rotfl:
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 10852
Dołączył(a): 18 października 2011, o 17:09
Ulubiona autorka/autor: Dżuli Stefa Dżulja MeryDżoł Gejlen Maja Kristin...

Post przez tajemna » 4 sierpnia 2014, o 21:44

- Zostaw w spokoju włosy. - Nakazała Margo. Za ciężko nad nimi pracowałam, żebyś wszystko zepsuła. I przestań zagryzać wargę.
- Nie cierpię szminki. Dlaczego nie pozwalasz mi się przejrzeć? - Kate wyciągnęła szyję, ale Margo zakryła lustro w garderobie. - Wyglądam jak clown, prawda? Przerobiłaś mnie na clowna.
- Wyglądasz raczej na dwudziestodolarową dziwkę, ale tak ci z tym do twarzy. Nie ruszaj się, cholera, muszę cię ubrać.
Cierpiąc niewymownie, Kate podniosła ręce, a Margo włożyła na nią coś, co zdawało się być średniowiecznym narzędziem tortur.
- Dlaczego mi to robisz, Margo? Podpisałam czek na to twoje kopnięte trio smyczkowe, prawda? Zgodziłam się na trufle, mimo że wyszukują je świnie i są cholernie drogie.
Z wyrazem twarzy generała prowadzącego oddziały do bitwy Margo zapięła stanik.
- Zgodziłaś się, że na dzisiejszy wieczór ja cię przygotuję. Doroczne przyjęcie i aukcja na cele charytatywne to najważniejsze wydarzenie w galerii. Przestań pieprzyć.
- A ty przestań się bawić moimi cyckami.
- Kiedy tak mi się podobają. - Margo odsunęła się, potem pokiwała głową z zadowoleniem. - Nie miałam z nimi za dużo roboty, ale...
- Cicho, panno M. - zagrzmiała Kate. Potem spojrzała w dół i wy­trzeszczyła oczy. - Jezu, skąd one się wzięły?
- Zadziwiające, co? W odpowiedniej uprzęży te maleństwa rosną.
- Mam biust. - Zdziwiona Kate poklepała wypukłość nad czarną satyną i koronką. - I rowek między piersiami.
- To kwestia odpowiedniego ustawienia i najlepszego wykorzystania tego, co mamy. Nawet jeśli to prawie nic.
- Zamknij się - uśmiechnięta Kate przesunęła dłońmi po torsie. - Patrz, mamusiu, jestem dziewczynką.
- Jeszcze nic nie wdziałaś. Włóż to. - Margo rzuciła jej cienki pasek obcisłej koronki.
Kate obejrzała pas do pończoch, rozciągnęła go, prychnęła.
- Żartujesz.
- Nie włożę go za ciebie. - Margo poklepała się po wypukłości pod błyszczącą srebrną tuniką. - W siódmym miesiącu przepasywanie się nie jest tak proste, jak kiedyś.
- Czuję się jak na próbie strojów do filmu porno. - Po krótkiej walce Kate ułożyła pasek na miejscu. - Trochę trudno oddychać.
- Pończochy - nakazała Margo. - Lepiej usiądź, kiedy będziesz je wkładać. - Z rękami na biodrach Margo pilnowała. - Nie tak szybko, zaciągniesz. To nie są twoje rajstopy z seryjnej produkcji.
Nastroszona Kate rzuciła na nią okiem.
- Musisz na mnie patrzeć?
- Tak. Gdzie Laura? - zapytała Margo, chodząc po pokoju. - Powinna już tu być. Jeśli muzycy nie pokażą się w ciągu najbliższych dziesięciu minut, nie będą mieli czasu się usadowić, zanim zaczną przychodzić goście.
- Wszystko będzie dobrze. - Kate wygładziła pończochy na nogach. - Wiesz, Margo, naprawdę sądzę, że byłoby najlepiej, gdybym się dziś za bardzo nie afiszowała. Przez te problemy wszystko zepsuję.
- Tchórz.
Głowa Kate podskoczyła.
- Nie jestem tchórzem. Jestem skandalem.
- W zeszłym roku to ja byłam skandalem. - Margo wzruszyła ramionami. - Może zrobimy coś, żeby Laura dostała tę rolę w przyszłym roku.
- To nie jest śmieszne.
- Nikt nie rozumie tego lepiej niż ja. - Margo położyła rękę na rozpalonym policzku Kate. - Nikt nie rozumie lepiej niż ja, jak się boisz.
- Chyba masz rację. - Pocieszona, Kate otarła się twarzą o dłoń Margo. - To się tak długo ciągnie. Cały czas spodziewam się, że ten cały Kusack przyjdzie tu lada moment i zakuje mnie w kajdany. Nie wystarczy, że nie mogą udowodnić, iż to zrobiłam, jeśli ja nie jestem w stanie udowodnić, że tego nie zrobiłam.
- Nie będę mówić, że przez to przejdziesz. To też nie wystarczy. Ale nikt, kto cię zna, nie wierzy w te bzdury. Nie mówiłaś, że Byron wpadł na jakiś pomysł?
- Nie wyjaśnił dokładnie, o co chodzi. - Poruszyła ramieniem, pociągnęła pas do pończoch. - Coś tam mruczał, żebym nie kłopotała mojej pięknej główki. Naprawdę nie cierpię takiego gadania.
- Mężczyźni lubią się bawić nożem. Nie zaszkodzi czasami im na to pozwolić.
- Minęło już parę tygodni, odkąd Marty przyniósł nam kopie. Przejrzałam je wszystkie, linia po linii, ale... - przerwała. - No, jesteśmy bardzo zajęci, ale na razie nie obudził mnie dźwięk megafonów mówiących, że jestem otoczona.
- Nie martw się. Tak czy inaczej, nie pozwolimy wziąć cię żywcem. Jeśli dziś najadą sklep, Byron pomoże ci w ucieczce jednym z tych swoich męskich samochodów.
- Jeśli w ogóle tu przyjedzie. Rano musiał lecieć do Los Angeles, myślałam, że ci mówiłam.
- Wróci na czas.
- Nie był tego pewien. - Kate powstrzymała się od wydęcia warg. - To nie ma znaczenia.
- Szalejesz za nim.
- Nie. Mamy bardzo dojrzały, wzajemnie zadowalający związek. - Ubawiona, znów strzeliła z paska. - Jak to działa?
- Boże. Ja to zrobię. - Rozdrażniona Margo uklękła i pokazała, jak przyczepić pończochy.
- Proszę o wybaczenie. - Laura zatrzymała się w drzwiach, wsadziła język w policzek. - Chyba jestem de trop. Może chcecie mi coś powiedzieć?
- Następna komediantka. - Kate spojrzała na czubek głowy Margo i zachichotała. - Chryste, to jest skandal. Symbol seksu w ciąży i domniemana defraudantka cieszą się nowym stylem życia.
- Mogę skoczyć po aparat? - zapytała Laura.
- Zrobione - oświadczyła Margo, potem podniosła rękę. - Przestań prychać, Lauro, tylko mi pomóż.
- Przepraszam. - Podnosząc Margo na nogi Laura spojrzała na Kate. Jej przyjaciółka siedziała na eleganckim fotelu Queen Anne, miała na sobie czarny stanik, koronkowy pasek i cieniutkie czarne pończochy. - Kate, wyglądasz tak... Inaczej.
- Mam biust - oświadczyła i wstała. - Margo mi dała.
- Od czego są przyjaciółki? Może chciałabyś skończyć ubieranie, chyba że to twój kompletny strój na wieczór? Muzycy weszli tuż po mnie.

Odnalezione marzenia Nora Roberts

Margo mi dała :evillaugh:
"uderz w Garwood a Tajemna się odezwie"
Sol


"Cierpię na wrodzoną wadę dysfunkcji systemu motywacji."
Wilczyca Karolina Kaim

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 4 sierpnia 2014, o 22:46

Uwie :rotfl: lbiam to.
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 31295
Dołączył(a): 8 listopada 2012, o 22:17
Ulubiona autorka/autor: Różnie to bywa

Post przez Księżycowa Kawa » 4 sierpnia 2014, o 23:48

Ach, to ta część, do której jeszcze nie dotarłam.
Nie ma dobrych książek dla głupca, możliwe, że nie ma złych dla człowieka rozumu.
Denis Diderot


"If you want it enough, you can always get a second chance." MM
*
“I might be accused of social maladjustment,” said Daniel. “But not a psychopath. Please. Give me some credit.” MM
*
Zamienię sen na czytanie.

Avatar użytkownika
 
Posty: 30763
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Kłyż
Ulubiona autorka/autor: Joanna Chmielewska/Ilona Andrews

Post przez ewa.p » 6 sierpnia 2014, o 20:43

kocham te książki,mam ochotę zaraz sie za nie zabrać,znowu...
________________***________________

Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.

Avatar użytkownika
 
Posty: 31295
Dołączył(a): 8 listopada 2012, o 22:17
Ulubiona autorka/autor: Różnie to bywa

Post przez Księżycowa Kawa » 7 sierpnia 2014, o 18:06

Tuż za mamą mojego męża dreptał teść, teatralnie wznosząc oczy do nieba i bezradnie rozkładając ręce. Dawał mi do zrozumienia, żebym się nie przejmowała i że skoro on to wszystko znosi na co dzień, to i ja wytrzymam. Teściowa tymczasem poszła do pokoju, gdzie wysoko unosząc spódnicę, usiłowała przebrnąć przez pokłady misiów i lalek do kanapy. Wzdychała przy tym wymownie i unosiła z dezaprobatą brwi. Tak zajęła się pokonywaniem tego swoistego toru przeszkód, że nie zauważyła leżącego na kanapie kota.
No i oczywiście usadowiła swe potężne kształty dokładnie na nim. Już po kocie, pomyślałam w popłochu, ale w tej chwili ciało teściowej wystrzeliło w górę ze świstem, jaki wydają przekłute balony. To, co nastąpiło potem, można śmiało nazwać Sodomą i Gomorą. Teściowa wrzeszczała i zawodziła, głośno domagając się zabicia gryzącej bestii, teść bez widocznego skutku starał się ją uspokoić, kot schował się pod szafę, a moje dziecko stało wśród stosów zabawek i z zainteresowaniem przyglądało się babci. A ja czułam, że kocham swojego kota ponad życie. W końcu zrobił to, na co ja od lat miałam ochotę.
- Mamo - zaczęłam niepewnie. - Oprych na pewno nic ci nie zrobił. On się tylko bronił...
Na teściowej nie zrobiło to żadnego wrażenia - wciąż coś bełkotała pod nosem. Teść stał z bezradnym wyrazem twarzy i rzucał mi przepraszające spojrzenia. I wtedy rozległ się spokojny i pewny głos Gosi:
- Daj jej w dupę - poradziło ze stoickim spokojem moje dziecko swojemu dziadkowi. - To najlepszy sposób na histeryczki - dodało i wróciło do zabawek.
Ja oniemiałam ze zgrozy i podziwu. Skąd, u licha, moje dziecko wie, co się robi z histeryczkami? Korzyść z wystąpienia Gosi była niewątpliwie taka, że w pokoju zapanowała upragniona cisza. Wprawdzie była to cisza nabrzmiała potępieniem, ale wszystko jest lepsze od wrzasków kochanej mamusi.
- No to może napijemy się herbatki - zaproponowałam, starając się przejść do porządku nad zaistniałymi wydarzeniami.
- Tak, herbatka jest dobra na wszystko - poparł mnie teść. Z ulgą udałam się do kuchni, dziękując Bogu, że Sebastian jeszcze nie wrócił z pracy. Nagle usłyszałam jakieś zduszone dźwięki. Tuż za mną stał teść i chichotał, zakrywając twarz chusteczką.
- Wiesz co - powiedział do mnie konspiracyjnym szeptem -masz wspaniałego kota, a ja mam jeszcze wspanialszą wnuczkę. Nie pamiętam, kiedy przeżyłem równie szczęśliwy dzień. Do końca życia będę pamiętał jej minę - zakończył i chichocząc jak małe dziecko, poszedł do pokoju.
Gdy weszłam z herbatą, sytuacja wydawała się opanowana. Teściowa wyraźnie się uspokoiła, teść był w wyśmienitym humorze, a Gosia bawiła się na dywanie, wypruwając wnętrzności z kolejnego misia.
- W co się bawisz złotko? - zapytała babcia, spoglądając z dezaprobatą na wybebeszone zabawki.
- W schronisko dla maltretowanych zwierząt - odparło moje dziecko, nie odrywając się ani na moment od wyciągania waty z pluszowego pieska.
- Hm, hm... A te panie to zapewne ich opiekunki? - dopytywała się, wskazując na roznegliżowane lalki Barbie.
- A nie - odrzekła nonszalancko moja córka. - To maltretowane kobiety.
- Yyy... - wydałam z siebie zduszony okrzyk, przyrzekając sobie w duchu, że już nigdy w życiu nie włączę w domu telewizora. A jeśli już, to będę oglądała jedynie kreskówki.
- Hm... Dziwne zabawy - skomentowała teściowa, popatrując na mnie z potępieniem. - A powiedz mi jeszcze kochanie, kto ci potem pozszywa te wszystkie zwierzątka?
- No jak to kto? Ty zawsze mówiłaś, że bardzo lubisz szyć, babciu - odpowiedziało moje dziecko, posyłając jej demoniczne spojrzenie. W tym momencie teść szybkim krokiem udał się do łazienki, a mnie uratował dzwonek do drzwi. A tak przy okazji: czyja już mówiłam, że kocham moje dziecko nad życie?


Kordel Magdalena "48 tygodni"
Nie ma dobrych książek dla głupca, możliwe, że nie ma złych dla człowieka rozumu.
Denis Diderot


"If you want it enough, you can always get a second chance." MM
*
“I might be accused of social maladjustment,” said Daniel. “But not a psychopath. Please. Give me some credit.” MM
*
Zamienię sen na czytanie.

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 7 sierpnia 2014, o 18:57

nie znając kompletnie książki też można porechotać :P
świetne ;)
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 15591
Dołączył(a): 10 lutego 2013, o 12:44
Lokalizacja: za górami...za lasami...morzami
Ulubiona autorka/autor: l.carlyle, a.quick, m. brook, j r. ward, SEP, Eco

Post przez Desdemona » 7 sierpnia 2014, o 19:44

prawda.... :evillaugh:
Niektórzy ludzie pojawiają się w naszym życiu, by dać Nam lekcję,
a niektórzy po tą lekcję właśnie przyjdą do Nas...

ObrazekJestem niewiastą, która fantazjuje o byciu przypadkowo zamkniętą na noc w bibliotece...


http://dlaschroniska.pl/ ...pomaganie zwierzakom jest fajne...

Avatar użytkownika
 
Posty: 31295
Dołączył(a): 8 listopada 2012, o 22:17
Ulubiona autorka/autor: Różnie to bywa

Post przez Księżycowa Kawa » 7 sierpnia 2014, o 21:46

Akurat ta jest krótka i składa się z takich krótkich scenek, z rybkami też było niezłe :hahaha:
Nie ma dobrych książek dla głupca, możliwe, że nie ma złych dla człowieka rozumu.
Denis Diderot


"If you want it enough, you can always get a second chance." MM
*
“I might be accused of social maladjustment,” said Daniel. “But not a psychopath. Please. Give me some credit.” MM
*
Zamienię sen na czytanie.

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 7 sierpnia 2014, o 23:09

:hahaha: dobre to.
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 50
Dołączył(a): 20 września 2012, o 00:07
Ulubiona autorka/autor: Susan Elizabeth Phillips

"dama" Jude Deveraux

Post przez AnilEWE » 8 sierpnia 2014, o 11:20

- Cóż za wymagające zadanie nałożyła na ciebie Houston? - spytał Edan z uśmieszkiem.
- Mamy spędzić wieczór w jakimś klubie Westfielda, wyjść stąd przed siódmą i nie pokazywać się przed północą. Gdzie się podziały dawne dobre czasy, kiedy kobiety słuchały i szanowały mężów?
- Już pierwsza kobieta nie posłuchała pierwszego mężczyzny. Dawne dobre czasy to mit. Co Houston planuje na dzisiejszy wieczór?
- Jakąś nadzwyczajną herbatkę dla swoich przyjaciółek. Chcę, żebyś tu został i obserwował ją.
- Co?
- Nie podoba mi się, że będą tutaj same. Houston najęła służbę, ale przyjdą dopiero na wesele, a dzisiaj zostaje tu grono bezbronnych kobiet. Przygotowała na to przyjęcie jadalnię. Są tam takie drzwi, przykryte zasłoną, tą w malowane kwiaty...
- Chcesz, żebym się schował w szafie i szpiegował na damskiej herbatce?
- To dla ich dobra. Przecież płacę ci, do cholery, wystarczająco dużo, żebyś wykonał dla mnie drobną robotę.
- Drobną robotę? - głośno zdumiał się Edan.
Kilka godzin później Houston zauważyła sińca na jego prawym policzku. - Co ci się stało? - spytała.
- Wpadłem na mur - odpowiedział krótko i odszedł.
O szóstej robotnicy zaczęli opuszczać dom, a za piętnaście siódma zaczęły się schodzić przyjaciółki Houston, przynosząc pięknie opakowane prezenty. Kane, wciąż narzekając, że musi opuścić własny dom, wdrapał się na wóz i odjechał. W sumie do domu Taggerta zeszło się jedenaście pań, w tym Blair. Ich prezenty umieszczono na osiemnastowiecznym stole w jadalni.
- Czy wszyscy poszli? - spytała Tia.
- Nareszcie - odpowiedziała Houston, zamykając za sobą podwójne drzwi.
- Zabieramy się do dzieła?
Edan siedział w schowku, na niewygodnym krześle, z butelką whisky w ręku. Cholerny Kane, pomyślał znowu i zastanawiał się, czy sędziowie uniewinniliby go za zamordowanie człowieka, który zmusił go do spędzenia całego wieczoru na obserwowaniu grona pań pijących herbatę. Pił whisky i patrzył na nie przez jedwabną zasłonę w drzwiach. Panna Emily, drobna, starsza pani, uderzyła pięścią w stół.
- Rozpoczynam trzecie doroczne zebranie Stowarzyszenia Sióstr.
Edan przycisnął butelkę do ust, ale nie pił. Panna Emily kontynuowała: - Najpierw wysłuchamy sprawozdania Houston z osady przy kopalni. Edan nawet nie drgnął, gdy wstała i dokładnie opisała niesprawiedliwości występujące w osadzie. Widział, jak rozwoziła jarzyny po osiedlu, ale teraz mówiła o strajkach i
związkach zawodowych. Zabijano tu ludzi za znacznie łagodniejsze wypowiedzi. Nina Westfield zaczęła opowiadać o założeniu magazynu, z którego panie w tajemnicy mogłyby dostarczać towary żonom górników. Edan postawił butelkę z whisky na podłodze i nachylił się do przodu. Mówiono o Jakubie Fentonie - o tym, jak wszyscy się go boją i co by zrobił, gdyby się dowiedział, że pomagają górnikom.
- Mogę porozmawiać z Jean Taggert - powiedziała Houston. - Z jakichś powodów Fenton boi się wszystkich Taggertów. Dostali pozwolenie przyjścia na wesele.
- I Jean przyjeżdża do sklepów w Chandler - przypomniała panna Emily. - Wiem, że twój Kane - zwróciła się do Houston - pracował u Fentonów, ale tu chodzi jeszcze o coś innego. Myślałam, że może ty wiesz.
- Nic. Kane się wścieka na dźwięk nazwiska Fentona, ale nie sądzę, żeby Marc coś wiedział.
- Nie wie - powiedziała Leora Vaughn.
- Marc tylko wydaje pieniądze, ale nie interesuje go, skąd się je bierze.
- Porozmawiam z Jean - powtórzyła Houston.
- Nie chciałabym, żeby się komuś coś przydarzyło. - Może i mnie się uda dostać do osady - wtrąciła Blair.
- Spróbuję się czegoś dowiedzieć. - Są jeszcze jakieś sprawy? - spytała panna Emily.
Edan usadowił się wygodniej. Stowarzyszenie Sióstr, pomyślał. Te kobiety, o doskonałych manierach, poubierane w koronki, brały udział w walce. Reszta zebrania poświęcona była sprawom dobroczynnym, pomocy dla sierot i chorych, problemom, którymi damy powinny się zajmować. Gdy zebranie się skończyło, wziął butelkę z whisky i poczuł, że nareszcie może odetchnąć.
- Może coś na odświeżenie? - spytała ze śmiechem Meredith Lechner i otworzyła duże pudło opakowane na żółto, z którego wyjęła butelkę domowego wina. - Mama przysyła to na pamiątkę zebrań, kiedy ona była dziewczyną. Tacie powiemy, że obrabowano piwnicę.
Edan sądził, że nic go już nie zadziwi, ale rozdziawił gębę z wrażenia, gdy każda z pań dostała po butelce. Houston wyjęła kieliszki z kredensu.
- Za noc poślubną! - powiedziała Emily, unosząc kieliszek.
- Za wszystkie noce, poprzedzone ślubem lub nie! Panie ze śmiechem opróżniły kieliszki i zabrały się do oglądania prezentów.
- Mój pierwszy! - powiedziała Nina Westfield.
- Miałyśmy z mamą duże problemy, żeby to kupić w Denver. A po południu Lee o mało w to nie zajrzał.
Houston otworzyła niebieskie pudełko i wyjęła coś przezroczystego, czarnego, z szeroką koronką. Zauważył, że była to damska bielizna, ale na pewno nieodpowiednia dla damy. Z niedowierzaniem patrzył, jak panie popijały wino i chichocząc rozwijały dalsze prezenty. Były wśród nich dwie pary czerwonych pantofli na wysokich obcasach, jeszcze więcej przezroczystej bielizny i jakieś obrazki, które sobie pokazywały, zataczając się ze śmiechu. Odstawiono krzesła i rozpoczęły się tańce. Panna Emily usiadła przy pianinie, którego Edan przedtem nie zauważył; zaczęła bębnić. Dziewczyny tańczyły - podnosiły wysoko spódnice i machały nogami.
- To jest kankan - zawołała Nina, z trudem łapiąc oddech. - Udało nam się z mamą uciec przed tatą i Lee, kiedy byliśmy w Paryżu. Wtedy to zobaczyłyśmy.
- Próbujemy jeszcze raz? - spytała Houston i po chwili osiem dziewcząt machało wysoko podrzuconymi spódnicami w rytm melodii, którą Emily wygrywała na pianinie.
- Odpoczywamy! - zawołała Sara Oakley. - Przyniosłam wam do poczytania poezje.
Gdy Edan był chłopcem, pożyczali sobie z kolegami tomik, który czytała teraz wytworna panna Oakley: Fanny Hill. Zaczęły się śmiać i chichotać, poklepując Blair i Houston. Kiedy Sara skończyła, Houston podniosła się i oznajmiła: - A teraz, najdroższe koleżanki, mam dla was niespodziankę! Chodźmy na górę. Dopiero po kilku minutach Edan mógł się ruszyć. Co takiego mogło być na górze? Co jeszcze więcej mogły zrobić? Umrze z ciekawości, jeśli tego nie sprawdzi. Wydostał się ze swojej kryjówki, obszedł dom i zobaczył światło w północno-wschodnim narożnym saloniku. Zaczął się wdrapywać po pnących różach. Nic dotychczas nie przygotowało go na widok, jaki teraz ukazał się jego oczom. W pokoju panowała ciemność, tylko za przejrzystym jedwabnym ekranem ustawiono jasno płonący kandelabr. Między ekranem a światłem stał skąpo odziany, dobrze umięśniony mężczyzna, ustawiając się w różnych pozach, aby najlepiej zaprezentować muskuły. - Ja mam dosyć - powiedziała panna Emily i wraz z Niną odsunęły ekran. Przez moment siłacz stał oniemiały, ale pijane panny zaczęły klaskać i wiwatować, więc wyszczerzył zęby w uśmiechu i dalej się prężył.
- Nie taki potężny jak mój Kane! - krzyknęła Houston.
- Pokonam go! - odkrzyknął siłacz. - Każdego położę!
- Nie Kane’a - upierała się Houston.
Edan zsunął się po różanych pnączach. Kane chciał, żeby chronił panie, ale kto ochroni mężczyzn przed kobietami?

W sobotę rano Kane trzasnął drzwiami od swego gabinetu już piąty raz w ciągu godziny.
- Że też akurat dzisiaj Houston musi być chora - jęczał, siadając za biurkiem.
- Nie sądzisz, że boi się ślubu, co? - spytał Edana.
- Raczej coś zjadła albo wypiła - wyjaśnił Edan. - Słyszałem, że kilka młodych dam z Chandler jest dziś niedysponowanych.
Kane nie oderwał wzroku od dokumentów.
- Pewnie wypoczywają przed jutrem. - A ty? - spytał przyjaciel. - Nie denerwujesz się?
- Ani trochę. Zwyczajna rzecz. Ludzie przecież robią to codziennie.
Edan wychylił się, wziął do ręki dokument, w który Kane się wpatrywał, i odwrócił go we właściwą stronę.
- Dziękuję - mruknął Kane
Go to hell.
I'm reading.

Avatar użytkownika
 
Posty: 10852
Dołączył(a): 18 października 2011, o 17:09
Ulubiona autorka/autor: Dżuli Stefa Dżulja MeryDżoł Gejlen Maja Kristin...

Post przez tajemna » 8 sierpnia 2014, o 13:07

dobre :evillaugh:
"uderz w Garwood a Tajemna się odezwie"
Sol


"Cierpię na wrodzoną wadę dysfunkcji systemu motywacji."
Wilczyca Karolina Kaim

Avatar użytkownika
 
Posty: 30763
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Kłyż
Ulubiona autorka/autor: Joanna Chmielewska/Ilona Andrews

Post przez ewa.p » 8 sierpnia 2014, o 18:23

Kordel-uśmiałam się przy tym fragmencie.Jeszcze nie czytałam,ale mam i miałam zacząć w pracy.Chyba dobrze,że tego nie zrobiłam :evillaugh:
________________***________________

Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 8 sierpnia 2014, o 20:13

tak to było świetne. :hahaha:
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 31295
Dołączył(a): 8 listopada 2012, o 22:17
Ulubiona autorka/autor: Różnie to bywa

Post przez Księżycowa Kawa » 8 sierpnia 2014, o 21:28

ewa.p napisał(a):Kordel-uśmiałam się przy tym fragmencie.Jeszcze nie czytałam,ale mam i miałam zacząć w pracy.Chyba dobrze,że tego nie zrobiłam :evillaugh:

Niektóre fragmenty są całkiem ryzykowne pod tym względem.
Nie ma dobrych książek dla głupca, możliwe, że nie ma złych dla człowieka rozumu.
Denis Diderot


"If you want it enough, you can always get a second chance." MM
*
“I might be accused of social maladjustment,” said Daniel. “But not a psychopath. Please. Give me some credit.” MM
*
Zamienię sen na czytanie.

Avatar użytkownika
 
Posty: 31016
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: Iwona Banach

Post przez Lucy » 9 sierpnia 2014, o 15:04

— Co się stało?! — krzyczę i podbiegam do niej. I naraz słyszę dźwięk, którego w naszej obecnej sytuacji za nic w świecie nie chcielibyśmy usłyszeć.
Brzęczenie. Laura rozciera sobie lewy łokieć i krzywi się z bólu. Nagle czuję, jak coś dziabie mnie w lewą powiekę. Natychmiast pojawia się ból nie do zniesienia. Podnoszę rękę do oka i wrzeszczę — wstyd przyznać — tak piskliwie, jak gdybym był fanką na
koncercie One Direction.
— Pszczoły! — krzyczy Laura. — Pszczoły! Pszczoły! — powtarza, pokazując mi swój zaczerwieniony łokieć, jakby to wszystko była moja wina, choć właściwie tak właśnie jest.
— Chodu! — wołam, zasłaniając gołą główkę Sary przed rojem rozwścieczonych czarno-żółtych owadów, które wyfruwają z dziupli za plecami Laury. Najprawdopodobniej siadając, musiała trącić ich gniazdo.
Laurze nie trzeba dwa razy powtarzać: rusza, ile sił w nogach. Ja nie jestem taki szybki, bo niosę Sarę i muszę bardziej uważać. Jej dobro jest ważniejsze niż moje, w związku z tym daję się użądlić łącznie siedem razy. Dwa razy w czoło (do czego dochodzi wspomniane dziabnięcie w powiekę), raz w kark, dwukrotnie w prawe ramię i raz w prawe jądro. Mała zdzira najwyraźniej wleciała mi przez nogawkę szortów i zanurkowała wprost w klejnoty niczym pierdolony sztukas bombardujący londyńskie doki. Walę się po kroczu, chcąc cholerę ukatrupić, lecz w rezultacie trafiam się boleśnie w nabiał.
Wypadam z lasku na otwarte pole. Cały czas osłaniając Sarę — która drze się teraz jak opętana — gnam przed siebie, by wyrwać się poza zasięg pszczół. Moje genitalia są teraz ogromną kulą bólu, więc biegnę niczym krab na przygiętych odnóżach, żeby tarciem nie potęgować cierpienia. Laura, którą użądliły tylko raz, nie ma takich problemów i umyka żwawym sprintem, wrzeszcząc i waląc się po głowie jak
ostatnia wariatka. Ja staram się uspokoić Sarę, a gdy znowu spoglądam przed siebie na uciekającą Laurę, widzę, jak wpada na ogromny placek świeżego krowiego łajna i przejeżdża dobry metr po jego śliskiej powierzchni, by następnie zaryć w ziemię z donośnym wrzaskiem, który niesie się przez pole niczym ostatni akord tej najnowszej, epickiej i żałosnej przygody...

Miłość... i nieprzespane noce
Nick Spalding
:hahaha:
Ostatnio edytowano 21 maja 2017, o 21:42 przez Lucy, łącznie edytowano 2 razy
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 9 sierpnia 2014, o 15:10

:hahaha: boskie.
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 31016
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: Iwona Banach

Post przez Lucy » 9 sierpnia 2014, o 15:11

Wieczorem albo jutro wkleję coś jeszcze. Ta książka jest bombowa :evillaugh:
Ostatnio edytowano 21 maja 2017, o 21:42 przez Lucy, łącznie edytowano 1 raz
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 9 sierpnia 2014, o 16:42

ojoj :P chyba najwyższy czas wziąć się za te książki :P
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 31016
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: Iwona Banach

Post przez Lucy » 9 sierpnia 2014, o 17:24

Shelley odstawia jakiś taniec z ocieraniem, który sprawia, że chciałabym natychmiast oślepnąć, Rachel zaś natknęła się na jedną z rur do tańca nieopodal sceny. Wolałabym, by jej nie zauważyła, teraz bowiem może być mi dane dokładne przyjrzenie się jej waginie.Z jej perspektywy z pewnością wygląda jak profesjonalna striptizerka, która podnieca wszystkich obecnych w klubie mężczyzn sugestywnymi i energetycznymi pląsami. Mnie (i każdemu, kto nie pije) wydaje się raczej uciekinierką z wariatkowa, która usiłuje wychędożyć uliczną latarnię. Jej nogi latają na wszystkie strony, głowa kiwa się na boki jak u zawodowego boksera, który zaraz padnie na deski. Już zbieram się, by podejść i odciągnąć
ją od tego cholerstwa, nim zrobi sobie krzywdę, gdy następuje nieuniknione.
Rachel usiłuje przybrać klasyczną pozę z nogami zaciśniętymi na rurze i plecami uwodzicielsko wygiętymi w łuk, lecz traci równowagę i z głośnym skrzekiem zwala się na parkiet. Dane nam jest odkryć jeszcze bardziej interesujący aspekt bycia pijanym: niezdolność odczuwania
zarówno bólu, jak i wstydu. Rachel błyskawicznie wstaje, zaśmiewając się jak wariatka. Nazajutrz będzie miała na tyłku ogromnego siniaka, lecz w tej chwili otrząsa się po wypadku, jakby nic się nie stało.
Co zdumiewające, wielu facetów wciąż przygląda jej się ze zwierzęcą ciekawością. Wspaniale, a więc możesz wirować wokół rury jak hiena z cieczką, następnie wylądować na zadzie, a i tak wzbudzisz większe zainteresowanie wśród męskiej części gatunku niż ktoś, kto jest choć troszeczkę w ciąży. Fantastycznie.


++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++


Laura próbuje się uśmiechnąć, ale gołym okiem widać, że cierpi.
- Mogę... mogę dostać znieczulenie w plecy? — prosi.
— Nie — odpowiada Marigoid. W pokoju zapada cisza.
— Co to znaczy: nie? — pyta Laura.
— Brak dyżurnego anestezjologa, moje dziecko. Jest na zwolnieniu.
— Chcesz powiedzieć, że tylko jeden anestezjolog miał mieć
dzisiaj dyżur? — pytam z niedowierzaniem.
— Tylko jeden robiący znieczulenia zewnątrzoponowe precyzuje Marigoid. — Witamy w publicznej służbie zdrowia! — odszczekuje w ramach wytłumaczenia, po czym wybucha śmiechem.
— A ty nie możesz mnie znieczulić? — pyta Laura.
— Nie. Nie mam uprawnień. — Marigoid patrzy, jak twarz Laury pochmurnieje. — Nie martw się, dziewczyno! Jesteś młoda i zdrowa. Na dzisiaj wystarczy ci gaz rozweselający.
Z moją żoną dzieje się coś niedobrego. Od czubków palców i stóp opanowuje ją drżenie, które niczym fala tsunami przesuwa się w górę jej ciała. Dociera do jej głowy, która przez moment dygocze, aż wreszcie znajduje ujście we wrzasku:
— Nie chcę żadnego gazu, durna suko, chcę jebane znieczulenie!
Reakcja Marigold jest nie do przecenienia. Do tej pory znała Laurę Newman tylko od jej spokojnej i pogodnie usposobionej strony. Ja jednak wiem, że gdy się wkurzy, pod tą uroczą, zrównoważoną otoczką bije serce niebezpiecznej wariatki.
Patrząc, jak ciemna strona Laury w tak dramatyczny sposób wydostaje się na powierzchnię, posągowa afrykańska wojowniczka daje się zbić z pantałyku.
Marigoid patrzy na mnie.
— I ty się z nią ożeniłeś? — pyta. — Jesteś odważniejszy, niż myślałam, Newman. — Nieco zażenowany kiwam głową.
— Jeśli skończyliście już pogawędkę — przerywa nam Laura to ja tu staram się urodzić i potrzebuję czegoś na ból!
— Przestań marudzić! — huczy na nią Marigoid i przyciąga aparaturę na kółkach do podawania gazu. Rzuca Laurze maskę. — Dalej, mała, ciągnij.
Laura chwyta maskę i wdycha gaz. Mija dłuższa chwila.
— Ani trochę mi to, k****, nie pomaga!
— Poczekaj chwilkę — prosi Marigoid. Rzeczywiście, po następnych pięciu minutach na twarzy Laury pojawia się wyraz sennego ukontentowania.
— Ja pierdolę, to jakiś zajebiiiisty towar — stwierdza rozmarzonym głosem. Jeszcze nigdy nie słyszałem, by w tak krótkim
czasie wyrzuciła z siebie tyle przekleństw.
— Po prostu wdychaj to, gdy tylko poczujesz potrzebę, mała — instruuje Laurę Marigold i odwraca się, by wyjść.
— A ty dokąd się, k****, wybierasz?! — wrzeszczy Laura i wskazuje mnie palcem. — Nie możesz mnie tak po prostu z nim zostawić!
To wyznacza ton na następnych siedem godzin mojego życia. Siedem godzin gęściej upstrzonych wiązankami przekleństw
niż film Quentina Tarantino.
— Nic ci nie będzie. Pamiętaj, co ci mówiłam o oddychaniu, i wdychaj gaz. — Teraz Marigoid także wskazuje na mnie. Zaczynam się czuć jak obsobaczany za niewinność rekrut. — A ty dbaj o żonę!
Spieszę do wezgłowia łóżka, próbując przypomnieć sobie wszystkie lekcje ze szkoły rodzenia, te w ośrodku zdrowia do których Laura w końcu mnie zmusiła — a nie te prowadzone przez Trishę. Ani myślałem oddawać się wielorybim śpiewom czy smrodzić jak poduszka-pierdziuszka. Marigoid wychodzi z sali, zostawiając mnie sam na sam z demonem,który zawładnął ciałem mojej żony.
Laura (demon?) wdycha kolejny haust gazu i spogląda na mnie spode łba.
— Wiesz co, Newman? To wszystko twoja wina. — Oho, zacyna się. — Jeśli tak po prostu kupiłbyś te pierdolone prezerwatywy, to nie znalazłabym się w tym pierdolonym bagnie.
Zapomnijcie o tym, co powiedziałem, Laurą nie zawładnąłżaden demon — wcielił się w nią Samuel L. Jackson.
— Wiem. Przykro mi, kochanie. — Uznaję, że w tej trudnej sytuacji nie ma sensu podejmować dyskusji. Laura za moment
ma w bólach wycisnąć z siebie małego człowieczka, mogę jej więc odpuścić.
— Ach, ty wiesz, tak? — Łapczywie wdycha gaz z maski. — To ja ci powiem, co ja, k****, wiem, panie Newman...


Miłość... i nieprzespane noce
Nick Spalding
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Czytamy i rozmawiamy

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 0 gości