przez Lilia ❀ » 6 grudnia 2008, o 17:24
<span style="font-size: 18px; line-height: normal">Rozczarowanie roku?</span>
To miał być wielki powrót Roberta De Niro i Ala Pacino. Niestety, ich pierwszy wspólny występ od czasu "Gorączki", zapowiada się na największe rozczarowanie roku.
"ZAWODOWCY"
"Rozczarowanie roku. Pacino i De Niro rzadko występują razem (pierwszy raz spotkali się w jednej scenie w słynnej Gorączce 13 lat temu), tutaj niemal bez przerwy widzimy ich obydwu w kadrze, ale co z tego? Film jest tak marny, że gdyby nie obecność tych dwóch potentatów, w ogóle nie byłoby o czym mówić - wylądowałby od razu na półce z DVD, tam gdzie miejsce tego rodzaju B-klasowych produkcji. (...) Pacino robi wrażenie znużonego, De Niro wydaje się ogólnie zdegustowany. Przykro patrzeć, jak zużywają się legendy".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"
"Ledwo kilka minut Zawodowców, kilka krótkich scen - dla których zresztą warto ten film zobaczyć - przypomina, że Al Pacino i Robert De Niro byli kiedyś wielcy. I pewnie nadal są, potrzebują tylko reżysera zdolnego wykrzesać z nich więcej energii, przypomnieć czasy, w których o ich aktorstwie pisało się i mówiło w samych superlatywach. I być może potrzebują też zmienić agentów, bo prawdziwi zawodowcy takich ról, jak te u Avneta, przyjmować po prostu nie powinni".
Jakub Demiańczuk, "Dziennik"
"JEZUS CHRYSTUS ZBAWICIEL"
"Film-wyzwanie. Dokument, którego filmowość jest co najmniej dyskusyjna i którego ocenianie w kategoriach gwiazdek wydaje się, mówiąc delikatnie, niestosowne. (...) Patrząc na egotycznego, wściekłego Kinskiego, widzę artystę, który chce przekroczyć ramy spektaklu. Sprowokować dyskusję o sprawach najważniejszych, zmienić typowo teatralną relację aktor - widz w przeżycie bliższe misterium. Trudno dać się Kinskiemu uwieść, jeszcze trudniej pohamować odruch buntu i wyjścia z sali".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"
"Oglądając zmontowany z tego materiału film Geyera, wciąż, tak jak w 1971 roku, nie sposób oddzielić Kinskiego-aktora od Kinskiego-człowieka i od Kinskiego-legendy. Dziś jego biblijny monolog nie wywołałby pewnie aż takich emocji. ale współcześnie Kinski odnalazłby się pewnie lepiej niż wtedy, swymi skandalicznymi prowokacjami idealnie wpisałby się w mechanizmy autopromocji. Tyle że w odróżnieniu od wielu gwiazd miałby co promować".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"
"FIGHTER - KOCHAJ I TAŃCZ"
"Duńska wersja Za wszelką cenę Eastwooda? Tylko pozornie: świetnie filmowane kung-fu to jednak nie boks, a pasja Aishy uzasadnienie ma głębsze - dziewczyna wychowuje się w mocno tradycyjnej rodzinie muzułmańskiej. Cały film opiera się zresztą na świetnie zarysowanym paradoksie: Aisha to z jednej strony symbol kobiety, która w świecie muzułmańskich zasad musi boksować się o swoje prawa, z drugiej jednak - dziewczyna, która przeciwko tradycji otwarcie buntować się nie chce.(...) Dlatego właśnie - w przeciwieństwie do obrazu Eastwooda - film Natashy Arthy budzi moją sympatię".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"
"Poetyka filmu Arthy przypomina długimi fragmentami klasyczny dramat społeczny. Uderza w tony skandynawskiej formalnej ascezy, by po chwili wybuchnąć efektownymi sekwencjami walk jak z , podrabianym wschodnim oniryzmem i prościutką symboliką. na wszystko się ze sobą klei. Walki sprawiają wrażenie sztucznej atrakcji, a elementy miejskiego folkloru pasują jak pięść do nosa, ale i tak udało się przemycić w rozrywkowej formie całkiem przekonujący kawałek dramatu".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"
ROCKER"
"Jedyną niespodzianką jest to, że tę marnotę nakręcił twórca świetnego Goło i wesoło. Z wcześniejszym o 11 lat filmem łączy Rockera jedynie niejakie zamiłowanie reżysera do ukazywania męskiej nagości: Fish na jednej z prób gra kompletnie rozebrany (a ciała nie ma jak z okładki Men 'roll z dzisiejsza mdławą kultura emo-młodzieży jest źródłem całkiem niezłych, choć nierównych gagów, i całkiem pocieszającej dla rockowych dinozaurów konstatacji, że nieokrzesany autentyzm rocka zawsze wygra z produktem przygotowanym na medialny użytek. Bardzo miła utopia".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"
"ŚLEDZTWO"
"Jak skoki Małysza w ostatnich sezonach - solidnie, ale bez błysku. Film bułgarskiej reżyserki korzysta z typowego dla starych kryminałów schematu (tytułowe śledztwo w sprawie morderstwa), by wypełnić go psychologiczną treścią. (...) Brakuje tu [jednak] bodaj jednej fabularnej niespodzianki, a za to nie brakuje celebrowanego banału. Takich przypadków jak ukazany w Śledztwie są setki, jeśli nie tysiące - dlaczego się zajmować akurat nim, wcale nie najbardziej ciekawym?".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"
"W tym interesującym, ale niewolnym od wad filmie znalazła się jedna znakomita scena. Prosta izba, drewniany stół, dwie kobiety. Aleksandra i matka mordercy. Pierwsza jest zmęczona życiem, chociaż wytrwale gra rolę kobiety sukcesu. Druga, stara i zniszczona, tylko kiwa głową. Gdy milcząca kobieta przemówi, powie, że jest równocześnie matką mordercy i zamordowanego. I ani jednej łzy. Wobec takiego rozmiaru tragedii łzy wydają się zbyt pospolite".
Łukasz Maciejewski, "Dziennik"
WINX CLUB - TAJEMNICA ZAGUBIONEGO KRÓLESTWA"
"Już sam początek powiązany z czołówką budzi zdziwienie: taka ilość pstrokacizny na dużym ekranie nie zdarza się często. Ale potem nie jest, niestety, lepiej - mienią się kolory, fruwają czarodziejki-strażniczki, rzekomo młodzieńcze, choć wystylizowane na seksowne klony Paris Hilton w kusych wdziankach, a fabuła przypomina chaotyczny zlepek bez polotu podkradzionych innym motywów. Jakby była jedynie doklejonym na siłę dodatkiem do seryjnej produkcji gadżetów, która - zdaje się - celem jest tu najważniejszym".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"
"Winx... właściwie nie różni się od emitowanych w późnych godzinach na Cartoon Network tytanów czy Xiaolin: pojedynek mistrzów, tyle tylko, że bohaterów przemawiających do wyobraźni małych chłopców zastąpiono grupą multiplikowanych Barbie. A do scen walki, pościgów i starć z różnej maści potworami dodano wątki rodem z college movie - z rozterkami sercowo-garderobianymi magicznych nastolatek na czele".
Magdalena Michalska, "Dziennik"
<span style="font-size: 18px; line-height: normal">Klasyka wraca na ekrany</span>
W 2009 roku na ekrany polskich wejdą największe tytuły w historii kinematografii, m.in. "Obywatel Kane", "Przeminęło z wiatrem", czy "Casablanca". Dystrybutorem serii jest Vivarto.
Filmy, które do tej pory można było zobaczyć na DVD bądź późną nocą w telewizji, teraz pojawią się na dużym ekranie.
Poniżej kalendarz premier:
20 lutego - "Obywatel Kane" (1941) reż. Orson Welles
6 marca - "Przeminęło z wiatrem" (1939) reż. Victor Fleming
10 kwietnia - "Gabinet doktora Caligari" (1920) reż. Robert Wiene
24 kwietnia - "Casablanca" (1942) reż. Michael Curtiz
22 maja - "Pół żartem, pół serio" (1959) reż. Billy Wilder10 lipca - "Hair" (1979) reż. Miloą Forman
28 sierpnia - "Grek Zorba" (1964) reż. Mihalis Kakogiannis
25 września - "Lampart" (1963) reż. Luchino Visconti
23 października - "Butch Cassidy i Sundance Kid" (1969) reż. George Roy Hill
30 stycznia 2009 roku Vivarto wprowadzi do kin jeszcze jedną klasyczną pozycję - będzie to "Czterysta batów" Francoisa Truffauta - pionierski utwór filmowej Nowej Fali.