Lilia napisał(a):Amazon próbuje też zadbać o autora, żeby z góry wiedział, ile na takim booku zarobi, w tym przypadku tyle co wydawnictwo.
Przy całym moim przekonaniu, że tradycyjnie wydawani autorzy powinni dostawać wyższy procent od ebooków niż dostawali przez lata, nie warto robić z Amazona dobrego wujka, bo nim nie jest. Czy to jest rola Amazona, dyktowanie warunków umów, których nie są stroną? Te troskliwe deklaracje nic ich nie kosztują, przecież nie zabierają sobie tych pieniędzy, żeby autorom dołożyć... Amazon jest korporacją, która robi co może, żeby na siebie zarobić, dokładnie tak jak Hachette (które wszak robiło też już rzeczy, których robić nie mogło, patrz nielegalna zmowa cenowa). I tak sobie ładnie walczą,
bo na tym polega biznes (a dodatkowo Amazon musi walczyć, bo poza Hachette są jeszcze cztery wielkie korporacje wydawnicze i teraz się waży, czy Amazon ma nad nimi jakąś władzę, czy nie), a przy okazji prowadzą walkę na głosy publiczności: jedna strona twierdzi, że przeciwnik niszczy rynek wydawniczy, druga, że wróg uciska pisarzy...
Nie zrozum mnie źle, kupuję na Amazonie od lat i to lubię, bo wszystko jest jasne, przejrzyste, wiarygodne i bezpieczne (mam pewność popartą doświadczeniem, że gdy coś pójdzie nie tak, Amazon mi pomoże: wymieni, odda kasę itd itp). Więc lubię ich i cenię plusy, ale nie chcę im przypisywać troski w imię samej troski. A już szczególnie zdradliwe może być właśnie przekładanie doświadczeń klienta z Amazonem na ich stosunki z dostawcami treści i innych produktów.
I dokładnie ten sam sceptycyzm dotyczy Hachette. Nie mam ochoty brać udziału w ich konkursie na najbardziej uciskaną sierotkę.