Szósty tom serii Maiden Lane i moim zdaniem najlepszy.
Przede wszystkim dlatego, że bohaterowie są prawdziwi, ich działania uzasadnione i psychologicznie prawdopodobne, a do tego oboje są dobrze zarysowani.
Krótko o fabule: ona jest damą do towarzystwa panny, którą on postanowił poślubić w ramach małżeństwa z rozsądku. Znamy, znamy, bo przecież Gra o markiza Long i wiele podobnych.
A jednak jest kilka różnic, po pierwsze ona jest świetnie napisaną postacią, co w romansach nie jest tak częste, jak by się chciało. Artemida, wcielenie bogini łowów. Niezależna, mądra, dojrzała, dziewczyna po przejściach. Sierota, córka szalonego, wydziedziczonego ojca i wiecznie chorującej matki. Na domiar złego, jej brat bliźniak (Apollo, bo rodzice mieli słabość do starożytności) został niesłusznie oskarżony o potrójne zabójstwo i zamknięty w Bedlam (okropny szpital dla umysłowo chorych). Apollo jest jak najbardziej zdrowy na umyśle, nie zabił nikogo, najprawdopodobniej został wrobiony, co się, mam nadzieję, wyjaśni w następnym tomie, którego bohaterem ma być właśnie Apollo. Po zamknięciu brata w wariatkowie, od Artemidy odwrócili się niemal wszyscy, narzeczony ją porzucił, matka zmarła. Nie mając innego wyjścia, Artemida zwróciła się o pomoc do dalekiego kuzyna, który zatrudnił ją jako damę do towarzystwa dla swojej córki Penelopy. Penelopa jest bardzo piękna i bardzo głupia, egoistyczna, Artemida jednak ma dla niej dużo serca i cierpliwości (a czytelnik długo się waha, bo Penelopę trudno lubić, ale skoro Artemida jest do niej ciepło nastawiona, to czytelnik stara się ją polubić, nie będąc pewny, jak ją oceniać niemal do końca powieści, kiedy to następuje jednoznaczne wyłożenie kart na stół). Artemida jest osobą twardo stojącą na ziemi, bardzo rozsądną i pogodzoną ze swoim losem (nie będzie miała męża, rodziny, dzieci, bo nikt nie ożeni się z dziewczyną bez posagu, co gorsza z rodziny dotkniętej szaleństwem). Artemida wie, na co może liczyć i jakie jest jej miejsce w szeregu. Nie buntuje się, bo stawka w grze (życie i zdrowie jej brata) jest bardzo wysoka.
Maximus, książę Wakefield, z kolei też ma za sobą trudną przeszłość. Jako czternastoletni chłopiec był świadkiem zabójstwa swoich rodziców, które miało miejsce w St. Giles, dzielnicy biedoty. Od tamtego czasu, czyli przez niemal dwadzieścia lat bezskutecznie poszukuje zabójcy i szmaragdów (no tych częściowo skutecznie) z naszyjnika zrabowanego umierającej matce. W tym celu w nocy przybiera tożsamość ostatniego już z aktywnych Upiorów z St. Giles i tropi zabójcę, udzielając często przypadkowej pomocy napadniętym.
Książka zaczyna się od przypadkowego spotkania naszych bohaterów w St. Giles w nocy właśnie. Penelopa założyła się z jakimś durnym lordem, że pójdzie do St. Giles w nocy i wypije szklaneczkę ginu. Artemida oczywiście nie miała innego wyjścia, jak jej towarzyszyć. Zostały napadnięte w jakimś ciemnym zaułku i z pomocą pośpieszył im zamaskowany Upiór z St. Giles. Ratując niewiasty w opałach, zgubił pierścień rodowy, który dosłownie ześlizgnął mu się z palca na rękę Artemidy.
Jako książę Wakefield, Maximus stara się o rękę Penelopy, ku niechęci swojego otoczenia, które widzi ją dokładnie taką jaka jest i któremu to otoczeniu przeszkadza to, co widzi. Maximus jednakże upiera się przy poślubieniu Penelopy, gdyż jego zdaniem jest to winien tytułowi i pamięci ojca. Penelopa jest bowiem piękna, doskonale uposażona, ma nieskazitelne pochodzenie. Jest także głupia, chciwa, próżna i egoistyczna. I w ogóle go nie interesuje. Gdyż Maximusa interesuje, i to bardzo, Artemida. Która, notabene, dość szybko domyśla się tożsamości Upiora i postanawia zaszantażować księcia, by uwolnił jej brata z wariatkowa.
Chyba najmocniejszym atutem powieści jest zbudowanie relacji pomiędzy bohaterami. Poznają się, dużo z sobą rozmawiają, słuchają się. Najpierw powstaje między nimi intymność psychiczna, a dopiero później fizyczna. Nie ma żadnego "najpiękniejszego mężczyzny, jakiego widziała w życiu", ani ustawicznej erekcji na jej widok (ok, jest wyraźny moment, w którym on zaczyna jej pożądać, ale dopiero po tym, jak już spędzili z sobą sporo czasu na rozmowach). To mi zresztą trochę przypomina Grę o markiza Long, tam też było podobne budowanie relacji między bohaterami.
Kolejny zabieg, który bardzo mi się podobał, to
Spoiler:
Sam cykl Maiden Lane jest dość nierówny. Po całkiem niezłej pierwszej części, jest średnia druga, dobra trzecia, czwartej nie czytałam, bo tam bohaterka jest kilka lat starsza od bohatera, a ja tego nie lubię, potem jest piąta część, po której spodziewałam się wiele dobrego, a która mnie niestety najbardziej z całego cyklu rozczarowała, i wreszcie świetna szósta.
Wiążę także pewne nadzieje z częścią, mam nadzieję, ósmą, o ile będzie dotyczyła Phoebe (niemal niewidoma siostra Maximusa) i kapitana dragonów Trevillona. Siódma część ma zaś być o Apollu i aktorce Lily Stump, a biorąc pod uwagę fajnie zapowiadającą się postać Apolla, może być ciekawa.