Długimi, dokładnie odmierzonymi krokami skierowała się do pubu. I otworzyła z
impetem drzwi. - Aidanie Gallagher!
W pubie, który pękał w szwach od miejscowych i turystów, przybyłych tu, by coś
przekąsić i wypić, zapadła martwa cisza. Za barem Aidan przestał nalewać piwo. Kiedy
wkroczyła do baru ze świdrującym jak laser wzrokiem, odstawił kufel na ladę. Nie wyglądała
na łagodną, senną kobietę, z którą pożegnał się o świcie. Kobietę miękką jak jedwab i
usatysfakcjonowaną. Teraz miała krwiożerczy wygląd.
- Wpadłam tylko na jedno słowo - oznajmiła mu. Nie podejrzewał, żeby mogło to być
coś miłego.
- Dobrze, zaraz przyjdę na górę, gdzie porozmawiamy sobie na osobności.
- Nie chcę żadnej osobności. Zapomnij o tym. - Odwróciła się w stronę sali. Tym
razem nie czuła zakłopotania na widok wpatrzonych w nią twarzy, nie przyprawiło ją to o
żadne paskudne uczucie pustki w brzuchu. Tym razem ich widok tylko ją rozgrzał i
potęgował wściekłość.
- Zapraszam wszystkich do wysłuchania tego, co mam do powiedzenia, ponieważ
każdy z was, jak tu siedzicie, tak żywo interesuje się moimi sprawami. Pozwólcie, że powiem
jasno i wyraźnie - nie zamierzam wyjść za mąż za tego pawiana ucharakteryzowanego na
mężczyznę.
Parę osób parsknęło śmiechem, a kiedy zobaczyła otwierające się drzwi kuchni,
odwróciła się kolejny raz.
- Nie chowaj się za drzwiami. Shawn, nie krępuj się, chodź tutaj. Nie przyszłam tu w
twojej sprawie.
- Dzięki ci Boże i za to - powiedział półgłosem i jako lojalny brat stanął obok Aidana.
- Tworzycie śliczny obrazek. I ty także - powiedziała, pokazując palcem na Darcy. -
Mam nadzieję, że oboje macie więcej rozumu niż wasz brat, któremu, ponieważ jest tak
przystojny, wydaje się, że kobiety mdleją na jego widok.
- Daj spokój, kochanie.
- Nie nazywaj mnie żadnym kochaniem. - Stanęła na palcach, sięgnęła ręką przez bar i
walnęła go pięścią w pierś. - I nie używaj wobec mnie tego protekcjonalnego i doprowadzającego do szału tonu, ty.,, sakramencki durniu.
Teraz już zapłonęły jego oczy, a groźba wybuchu zawisła w powietrzu. Aidan dał
znak ręką Shawnowi, żeby stanął przy kranach, i spojrzał na Jude.
- Chodźmy i dokończmy to na górze.
- Nigdzie z tobą nie pójdę. - Jeszcze raz wyrżnęła go pięścią w pierś, znajdując dziwną
przyjemność w przemocy. - Nie zastraszysz mnie.
- Zastraszyć cię? Chciałbym wiedzieć, kto tu kogo straszy, przecież to ty mnie walisz?
- Stać mnie na jeszcze więcej. - Nagle, ku własnemu zdumieniu, a nawet lekkiemu
przerażeniu, stwierdziła, iż rzeczywiście jest gotowa zrobić mu krzywdę. - Jeżeli sądzisz, że
opowiadając na prawo i lewo każdemu, kto tylko tego chce słuchać, iż wychodzę za ciebie za
mąż, wpłyniesz na zmianę mojej decyzji, to jesteś w błędzie. Nie będę tolerowała pouczania
mnie, co mam zrobić ze swoim życiem.
Znowu odwróciła się w stronę sali.
- Byłoby dobrze, gdyby to do was dotarło. To, że z nim sypiam, nie znaczy jeszcze, ze
na jego pierwsze pstryknięcie palcami polecę zamawiać weselny tort. Sypiam, z kim mi się
podoba.
- Jestem do dyspozycji - zawołał ktoś z sali, wywołując lawinę śmiechu.
- Dość tego. - Aidan uderzył ręką o bar, aż podskoczyły szklanki. - To jest prywatna
sprawa. - Przecisnął się obok Shawna i podszedł do niej. - Na górę, Jude Frances.
- Nie. - Zadarła dumnie głowę. - Widzę, że wciąż czegoś nie rozumiesz.
- Na górę - powtórzył i chwycił ją mocno za ramię. - To nie jest właściwe miejsce.
- To twoje miejsce - przypomniała mu. - Zabierz tę rękę.
- Porozmawiamy na osobności.
- Nie mamy o czym, powiedziałam już swoje. - Kiedy się szarpnęła, próbując wyrwać
ramię, zaczął ją ciągnąć na zaplecze. Fakt, iż się na to ośmielił, że ludzie rozstępowali się, by
im zrobić drogę, że był na tyle silny, by ją wlec tam, gdzie sobie życzył, sprawił, że coś w niej
pękło w środku. Puściły ostatnie hamulce.
- Powiedziałam, żebyś zabrał rękę, sukinsynu. - Poprzez czerwoną mgłę, która
przesłoniła jej oczy, nie wiedziała już, co się dzieje, poczuła tylko, że jej zaciśnięta w pięść
ręka wylądowała gwałtownie na jego twarzy.
- Jezu! - Zobaczył gwiazdy, a ból był nie mniej potworny niż szok spowodowany tym,
co zrobiła. Instynktownie przycisnął rękę do nosa, kiedy polała się z niego krew.
- I trzymaj je z daleka - powiedziała z najwyższą godnością, gdy w pubie ponownie
zapadła cisza. Odwróciła się i wyszła, nim rozległy się oklaski.
Powrót do Czytamy i rozmawiamy
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 0 gości