"Na krawędzi" (The Edge) Ilona Andrews
Zapchana historykami postanowiłam wrócić na drogę fantastyki. W drodze wstępu nadmienię, że Tolkiena łykałam zamiast dzieci z Bullerbyn. Wielbiłam wydania Salamandra polskiej fantastyki więc chyba mogę mówic o powrocie. Co jakiś czas czytam aktualne hity (i kity) lecz droga w którą podażyła literatura romans_paranormal mnie trochę zamuliła. Nadzwyczajne zwierzaki, wręcza nielsko dobre wampiry ... no proszę i może jeszcze to bym przeżyła gdyby nie (w znacznej większości przypadków) totalny brak szacunku do zasady miejsca-czasu-przestrzeni. Rozwinę: wymyślając bohatera w świecie fantasy oczekuję przynajmniej małego nakładu pracy polegającego na dopracowaniu szczegółow tego świata, trzymania się jakiś zasad logiki i konsekwencji wymyślonego świata. niestety znaczna większość czytanych przeze mnie książek opierała się na motywie: bohaterka jest super i dostaje super samca, reszta sama popłynie. Oczywiście są i chlubne wyjątki.
Czytając Wasze recenzje skusiłam się na The Edge. Wcześniej poznałam Kate Daniels ale nie przypadłyśmy sobie do gustu. Ale o tym później. Sięgnęłam i trafiłam do Rubieży. Nawiązując do mojego przydługiego wstępu musze przyznać, że świat stworzony przez Andrews wciągnął mnie Nie jest doskonały ( matryca to Tolkien) ale dla romansu fantasy jest moim zdaniem idealny. Jest świat, a właścicwie trzy światy: nasz, lustrzany świat magii i coś pomiędzy. I jak to bywa z tym pomiędzy ani tam miło ani ładnie. Jeśli o mnie chodzi to jest on znacznie bardziej przemyślany, jego opis zdecydowanie lepiej słuzy za tło postaciom i historii niż miało to miejsce w ww. serii o Kat. Podoba mi się idea jaka tu pokazano - nie jest nowa. pojawiała się wielokrotnie w fantastyce - ale nie romansowej. Tu pasuje idealnie. Jest bieda, walczący jak pierwsi osadnicy ludzie i życie z dnia na dzień bo nie wiadomo co przyniesie jutro. Chociażby za to wielki plus.
Bohaterowie: przyznam się, że bałam się bohaterów Adrews bo po wcześniejszych miałam wielkie obawy, czy nie powtórzy ona schematu. Ku mojemu wielkiemu -kolejnemu- zaskoczeniu nie tylko nie powtórzyła ale stworzyła moim zdaniem postaci bardziej realne, bardziej ludzkie. Kate nie lubiłam bo nie jestem fanką bohaterek śpiących z nożami, ociekających krwią i zachwujących się jak zawodnik walk MMA. Po prostu wolę kobiecy typ. I Rose, bohaterka książki taka właśnie jest. Jest chłopczycą, doświadczoną przez życie. Musi opiekować się braćmi, bo los pokarał ją nieodpowiedzialnymi rodzicami. Pracuje "po naszej" stronie i z trudem wiąże koniec z końcem. Musi dodatkow walczyć o siebie, bo los pakarał ją też wielką magią - rozbłyskuje jak mało kto. Stanowi przez to nie lada kąsek - może byś światną surogatką dla dziecka jakiegoś arystokraty przekazując dziecku talent. Pochodzenie sprowadza ją do roli ściganej, w przypadku złapania sprzedanej. Na pewno nie atrakcyjnej małżonki.
I tak broniąc się poznaje Bohatera - pojawia się pod jej domem arystokrata, przystojny i znacznie silniejszy w magii. Jako przybysz uważany jest za potencjalnego "chętnego " na Rose. Rose od razu stawia sprawę jasno - nie będę twoja. No cóż, wyzwanie... Przyklepują zakład: Rose da Declanowi trzy zadania- jeśli je wypełni ona jest jego, jeśli nie odejdzie. I kiedy myślałam, że na tym będzie polegała historia zaskoczenie. Dom Rose staje się przedmiotem ataku potworów, bracia Rose sa w niebezpieczeństwie. Declan staje się obrońcą Jake- brata, który jest zmiennym, z którym Rose nie za bardzo wie co robić. Drugi brat też nie jest łatwy - oddaje swoją enwrgię aby ożywić zmarłych. Declan , przyznajmy to, wykorzystując sytuację wprowadza się, zaczyna zajmowac miejsce mężczyzny w domu Rose. Chłopcy tego potrzebują, Rose tego potrzebuje. zagraża im głod- Rose traci pracę, zagrażają sąsiedzi chcący "mieć" Rose, a co najważniejsze zagraża im coś potężnego, mrocznego atakującego bezpośrednio dom.
Bardzo podoba mi się sposób w jaki Rose walczy, próbuje.. jest znacznie silniejsza niż nie jedna waleczna amazonka. Z jednej strony traktuje Declana jako wroga jednak z ulgą przyjmuje małe skrawki pomocy - od rozmów z chłopcami, poprzez pieniądze, a kończąc na walce. Declan broni jej jak rycerz bo tak został wychowany, uczy się zasad, a raczej ich braku na Rubieży. Z czasem zaczyna rozumieć, że Rose da sobie radę, potrzebuje może nie rycerza ale partnera, kogoś na kim może się wesprzeć, kto zabierze na chwilę ciężar. Rose jest silnie związana z Braćmi i kiedy już czuje, że nie da rady zwraca się do Declana o pomoc- to jedno z jej zadań dla niego. Widać, że Rose zaczyna ufać Declanowi, on zaczyna ją nie tylko rozumieć ale widzieć w niej partnerkę. Mamy tu walkę ze złem, mamy przeszłosc Declana. Mamy w końcu prawdę, mówiącą dlaczego pojawił się przed domem Rose. I jak to na Rubieży - nic tu nie jest łatwe, proste i lekkie.
Prawdę powiedziawszy niczego nowego w tej historii nie było. Ale czytałam ją naprawdę z wielką przyjemnością. Podejrzewam, że to kwestia bohaterów - mających wady, nie będących idealnymi, z super-hiper siłami. Bardzo emocjonalnym watkiem są bracia Rose - naznaczeni niezwykłością, z którą trudno jest sobie poradzić. Potrzebują nie tylko mężczyzny w swoim otoczeniu, ale kogoś kto ich zrozumie, poprowadzi.
Rewelacyjnie nakreśleni są mieszkańcy Rubieży - tacy przaśni chłopcy buraczani, macho dla ubogich.
Smaku historii dodaje tajemniczy William, którego Rose poznaje, który nie ukrywa swojego nią zaintersowania. I który odegra tu swoją rolę.
Podobało mi się, że Andrews nie powielała schematu zmiennokształnych jako nadzwyczaj uprzywilejowanych wobec świata - pokazała, że posiadanie siły i zmysłów zwierzęcia musi kosztować. I to nie mało. Za każy talent bohaterowie płacą. Jeśli jednak nie jest się samotnym, ma się rodzine i wsparcie to wszystko jest łatwiejsze i lżejsze. Tak się stało w przypadku Rose i jej braci ( no dobra, Declana też ).
Przyznam, że bałam się powtórki z morderczej nie-kobiety Kate i tak-nadzwyczajnego-że-nieralanego Currana - cieszę się, że obawy były płonne.