Fringilla napisał(a):jak mawiał mój dziadek: "chleb był i do chleba, więc źle nie było". fakt, był rok 1920.
a "bida i nędza" zostały jak mniemam użyte metaforycznie
w końcu faktycznie - nie jesteśmy Somalią... brrr...
Frin, najchętniej bym po prostu powtórzyła swoje własne słowa, że "Polska nie jest krajem biednym" i tyle. Strasznie nie chce mi się rozpisywać (a odpowiedzieć w skrócie nie umiem), no ale dobra, spróbuję.
Uważam, że zanim się powie, że "w Polsce czegoś nie można wprowadzić w życie, bo nie jest krajem bogatym" powinno się zajrzeć do statystyk i sprawdzić, czy rzeczywiście tak jest. Mam wrażenie, że w Polsce są jakieś dziwne statystyki, w których tabelka zaczyna się na Polsce i idzie w górę. To, co poniżej, się w dziwny sposób nie liczy.
Jeden użyje "nędzy" metaforycznie, drugi żartobliwie, a inni naprawdę tak myślą i mówią.
Moja znajoma polska lekarka tak właśnie uważa od lat. Chciałaby mieć niemiecką pensję (ale nie np. niemiecki czynsz) i uważa, że ze swoją żyje w biedzie: Mąż inżynier, na wysokim stanowisku. W dużym mieście wojewódzkim dwa mieszkania własnościowe, z których jedno stoi puste jako lokata kapitału. Dwa samochody i garaże. Dwoje dzieci wykształconych, rozpoczęło samodzielne życie. Od wielu lat w każde wakacje urlop w innym kraju, w hotelach, które nie należą do najtańszych. Na okrągłą rocznicę ślubu wielka impreza z wynajęciem na kilka dni całego hotelu dla gości przyjezdnych. Teraz właśnie szukają trzeciego mieszkania, tym razem w Warszawie, bo ich stać. Oboje z mężem nieprzerwanie pracują, nawet przez sekundę nie byli bezrobotni. Ale jest bieda, bo ona nie zarabia tyle, co lekarz w Niemczech!
Czy jeśli się taj pani da pensję szwajcarskiego bankiera, pałac i jacht, to powie, że już nie żyje w biedzie? Ależ skąd! Przecież zawsze będzie na świecie choć jedna osoba, która ma więcej.
Z czego to wynika? Nie mam pojęcia. W Polsce jest dostatek socjologów, to niech zgadną, dlaczego odczuwalne zadowolenie z warunków życia jest wielokrotnie niższe, niż by to wynikało z faktycznej różnicy poziomu życia między Polską a krajami od niej bogatszymi.
Widocznie łatwiej powiedzieć, "żyjemy w biednym kraju i dlatego jest nam tak ciężko", niż coś na to zaradzić.
Fringilla napisał(a):"Jeśli się weźmie pod uwagę opłaty na kasy chorych, ubezpieczenia, czynsze, opłaty za prąd, gaz, wodę, ogrzewanie itd (oczywiście w relacji do zarobków), to tym sposobem rozumowania wyjdzie, że w porównaniu z Polską Niemcy klepią straszną biedę."
przybliż proszę.
ps.
http://wyborcza.biz/biznes/1,101562,151 ... arstw.html
Napisałam wcześniej, że "Zwykle każdy w Polsce porównuje sobie wybiórczo coś, co wychodzi w Niemczech dużo taniej, np. książki albo jedzenie." Ty, Frin, zdecydowałaś się wybrać gaz. Brawo! Świetny wybór. Jeśli będziesz kiedyś potrzebowała jeszcze silniejszego argumentu, to możesz wziąć lakier do włosów.
Nie miałam na myśli konkretnie opłat za gaz, tylko sumę wszystkich opłat, gaz dodałam tylko dlatego, że na pewno przy porównaniu będzie wliczony po polskiej stronie.
Np. opłaty mojego znajomego emerytowanego lekarza w Niemczech wyglądają tak: emerytura niesamowicie wysoka, aż 3 tysiące euro (netto), z tego miesięczna opłata na kasę chorych: tysiąc pięćset, rachunek za gaz: zero, opłata za ogrzewanie mieszkania średniej wielkości: 600 euro. Ogrzewanie gazowe byłoby wielokrotnie tańsze, ale on gazu wcale nie ma. Wysokości innych jego opłat nie znam, ale to jeszcze nie koniec listy, na pewno ma tego więcej.
W moim mieszkaniu, ani w żadnym innym w moim domu, też nie ma gazu. Jak tak się teraz zastanawiam, to wydaje mi się, że w żadnym mieszkaniu lub domu wśród moich znajomych nie ma. Jednych nie jestem pewna (oni akurat mogą mieć.)
Frin, możesz w każdej chwili przytoczyć pięć milionów argumentów na to, że w Polsce mogłoby być lepiej i z każdym na pewno będziesz mieć rację. Tylko że to wcale nie znaczy, że jest akurat pod względem finansowym tak strasznie źle, jak się to często słyszy. Na pewno nie każdemu, który tak mówi.
A możliwe nawet, że więcej dobrego mogłyby przynieść zmiany np. w szkolnictiwe, służbie zdrowia, itd. albo np. w podejściu do klienta, petenta, pacjenta, niż zwykłe podniesienie płac.
Dodam na wszelki wypadek, że nie jestem przeciwniczką podniesienia zarobków, przeciwnie, uważam, że powinny wzrosnąć co najmniej 10-krotnie, bo czemu by nie. Obawiam się jedynie, że to nie wystarczy.