przez Janka » 13 maja 2014, o 03:24
Dziewczynki, czytałyście Lynn Erickson "Po godzinach"? Co o tym myślicie?
Kryminał plus sensacja plus romans. Dla mnie wszystkie te elementy były nie za fajne.
Książka według mnie wybrakowana z wszystkich stron.
Mimo ogromnej liczby wad, niedociągnięć i błędów, czytało mi się ją, o dziwo, dość dobrze. Jednak raczej jej nie polecam.
Bohaterowie dziwni, prawie schizofreniczni, cały czas nieprzewidywalni. Typowi w jakiś sposób, stworzeni do czegoś typowego, ale obsadzeni w roli przeciwnej do swojego typu: np. lodowa księżniczka "z wyższych sfer", która zapiernicza przy krowach na ogromnej farmie.
Albo jej szwagier, który ???, brak mi słów, żeby go opisać. Nie wiem jaki on w końcu jest, ale nic mi w nim nie pasowało. Mruk, który za dużo gada? Leń, który pracuje od rana do nocy? Jego motywy postępowania nie były w książce wyjaśnione, a na końcu zrobił coś tak strasznie durnego, że to w ogóle nie powinno się znaleźć w żadnej książce. A już na pewno nie w tej. A najdziwniejsze w nim było to, że miał żonę z najwyższej półki. Jakim cudem? Co taka kobieta mogła dostrzec w tym buraku? I jeszcze była z nim szczęśliwa? A w epilogu nagle nie?
Pan policjant prowadził rozmowy z podejrzanymi w taki sposób, który powinni pokazywać w szkole policyjnej, tylko że na lekcji na temat, jak nie powinno się prowadzić śledztwa. Na końcu zgadł, kto był przestępcą, ale naprawdę zgadł, bo z jego przesłuchań nic nie wynikało. Czytelnik też mógł zgadnąć, nawet wcześniej niż on, bo innych podejrzanych w książce wcale nie było.
No ale pan policjant, mimo że był trochę nieudolny, był jedną z nielicznych osób, które były w miarę jednolite, bez rozdwojenia jaźni. Jego zachowanie tak nie dziwiło.
W porządku były też wszystkie dzieci.
Wydaje mi się, że przez to że Lynn Erickson to są dwie panie piszące razem, wyszły im te dziwne, dwuwarstwowe postaci. Nie umiały dopilnować, żeby każdy w książce trzymał się swojej roli. Podejrzewam, że każda z nich miała inne wyobrażenie bohaterów i raz jedno, raz drugie brało górę.
Oczywiście biorę również pod uwagę, że bohaterowie byli doskonale napisani, tylko ja za tępa, żeby ich zrozumieć.
Jeszcze jest trzecia możliwość: że bohaterowie zostali wymyśleni byle jak, bo paniom pisarkom nie przyszło do głowy, że ktoś się będzie zastanawiał, dlaczego oni postąpili tak, a nie inaczej.
W pierwszej połowie książki było dużo zdań i scen, które w ogóle nie były do niczego potrzebne, ani nie posuwały opowieści do przodu, ani niczego nie wnosiły. Takie zapychacze, zupełnie jak w harlequinach. Potem już było o wiele lepiej, dzięki temu, że akcja ruszyła do przodu.
Książkę kupiłam w taniej księgarni za 12 zł i dokładnie tyle jest warta. Jeśli ktoś ją kupił za 29,80 to bardzo przepłacił.