Sol,naprawdę mi się podobało i warto było przeczytać.Sama zauważ jak szybko mi poszło zważywszy na moje zwyczajne tempo czytania
No i na kompie czytałam,a to dodatkowe utrudnienie
Ulało mi się po prostu,bo to już kolejna książka gdzie bohater po ślubie zaczyna cyrki odstawiać.Zazwyczaj przybywają do domu jego dzieciństwa i wracają demony przeszłości bla,bla,bla...Potem on za wszelką cenę stara się żonie pokazać,że mu na niej nie zależy i zachowuje się w tym celu jak totalny oszołom...Na przykład porzuca ją i wyjeżdża żeglować po morzu albo inne głupoty...Albo w kółko gada,ze jej nie kocha,bo on nie kocha nikogo...
Dain i tak jeszcze tak mocno się nie zapierał.Tylko mnie wkurzył tym,że nagle tak się strasznie wystraszył że zrobi Jess krzywdę podczas nocy poślubnej.Jakoś wcześniej w ogóle nic takiego nie przyszłoby mu do głowy...Jakby ich nie podglądali wtedy na balu pewnie by się i dalej posunął,a tu nagle taki bojaźliwy się zrobił.Nie pasowało mi to do niego zupełnie
No i z tym meczem bokserskim mnie zdenerwował,bo się z kolesiami umówił jakby żadnych obowiązków nie miał...Wiem co nim kierowało,ale wnerwiłam się na niego.Jeszcze było coś jak przed ślubem zniknął i pojawił się po dwóch tygodniach dopiero...Wolałabym żeby bardziej polatał za nią.
Podobało mi się jak się zwracał do Jess..."Zmoro","zarazo"...Ciągle słyszę to w domu więc zabrzmiało bardzo swojsko