Melduję, że w końcu ukończyłam
Wdówkę. Czytałam ją równo tydzień, ale nie dlatego, ze książka mi się nie podobała. Jak tylko wzięłam ją do ręki, wydarzało się coś (lub ktoś) co uniemożliwiało dalsze czytanie. No nic, ale w końcu się udało i... jest dobrze, fajnie, zabawnie, jest ciekawa intryga, zaskakujące (dla mnie) rozwiązanie, ciekawe postaci w tle... Ale
Zdradzieckie serce to to nie jest.
Co do głównych bohaterów to mam tu pewny dylemat. Jonet jest genialna!!! Silna, odważna, rezolutna, mająca gdzieś zdanie tzw śmietanki towarzyskiej. Mimo tego twardego charakteru potrafi w odpowiednim momencie odpuścić, poprosić o pomoc i zaufać ukochanemu. Uwielbiam tego typu bohaterki. Co do Cole'a, no cóż tutaj nie mam już tylu komplementów. Pan teolog, dzielny kapitan, stażnik wszelakiej moralności i cnoty, znawca "co wypada, a co nie", a dodatkowo - jak się okazało w trakcie trwania akcji książki- również hipokryta.
Przez pewien czas okazywał swoją wyższość wobec Jonet, wierzył w plotki, które krążyły wokół niej, później się zrehabilitował, ale niesmak z mojej strony pozostał. Na plus trzeba mu jednak zaliczyć fajny kontakt z dziećmi Jonet. A wlaśnie, dzieciaki!
O ile zdażyło mi się kartkować strony, na których Cole wygłaszał swoje "złote myśli" o tyle czekałam z niecierpliwością na sceny z udziałem tych dwóch diabełków.
Cudne to było.
Ogólnie jestem na tak, niedługo wezmę się za kolejną książkę Carlyle.
Co do losów kolejnych bohaterów, to znalazlam już książkę, w której bohaterem będzie David, Robin będzie z Zoe (prawda?), a co ze Stuartem? Ma swoją książkę? Tutaj wydawał się momentami taki poważny.