Desdemona napisał(a):u mnie stoi na półce i czeka na poczytywanie....
U mnie książki nie stoją, tylko leżą, ale na jedno wychodzi.
Nie wiem, kiedy wreszcie się zabiorę za książki Jill Shalvis. Mam jakąś barierę i nie mogę się jej pozbyć.
Kilka lat temu czytałam kilka harlequinów, były takie mogą być.
A z powieściami ubzdurałam sobie, że to będą tylko rozciągnięte harlequiny. I że mnie to zbrzydzi.
U innych pań mi nie przeszkadza taki fakt. Np. Carly Phillips i Jane Graves zaczynały od harlequinów, a mnie to nie odrzuca. Albo Jennifer Crusie! U niej to już zupełnie żaden problem, bo jej harlequiny też są super. U Tami Hoag, Sandry Brown, Heather Graham itd też mi to w niczym nie szkodzi.
U niektórych, np. u Suzanne Simmons, nawet było w drugą stronę - też się spodziewałam, że jej powieści to tylko rozciągnięte harlequiny i tak rzeczywiście było. A w efekcie byłam z jej książek bardzo zadowolona.
A z tą Shalvis odwrotnie. Niby spodziewam się, że w jej książkach dostanę niewiele, a jednocześnie się boję, że będę na nią za to zła.
Tak samo mam z Cindy Gerard. Nakupowałam książek, a boję się do nich zajrzeć.