Księżycowa Kawa napisał(a):"W końcu miłość" bardzo mi przypadło do gustu, chociaż jeszcze trochę się zastanawiam nad końcówką. Duncan nie patyczkował się, nim zdołał dobrze się przyjrzeć Margaret, już się oświadczał
Ogólnie podoba mi się, jak Balogh przedstawia pary z poprzednich serii, czyli nie usiłuje na siłę udowadniać, jacy oni ze sobą są szczęśliwi, tylko tak zwyczajnie i to jest dobre.
Sedno sprawy. Balogh to inspiracja dla innych autorek, nie bójmy się wielkich słów -żyjąca legenda Piękne historie z pięknym tłem, Balogh nie pisze pod publiczkę, nie idzie na łatwiznę, jej bohaterowie nie mają łatwo, oj nie. Ja mam spore zaległości w jej książkach, ale stopniowo je nadrabiam. Póki co moją ulubioną powieścią są Echa wspomnień.
Adolek napisał(a):Faktycznie to chyba najszybsze zaręczyny.
mad_line napisał(a):Oj tak, te emocje, i to raczej nie pozytywne... A zakończenie, no cóż, Balogh przez całą książkę nakreśliła portret "tego drugiego" jako skończonego egoisty, który nie liczy się z uczuciami najbliższych, rani ich, nie odczuwając przy tym cienia wyrzutów sumienia. Naprawdę trudno mi uwierzyć w ten nagły przypływ wielkiego heroizmu Ale jako całokształt, książka piękna.
Księżycowa Kawa napisał(a):U innej autorki faktycznie taki byłby, lecz nie u Balogh. Frederick po prostu był zagubiony i trochę mu zajęło nim odnalazł właściwą drogę.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość