Zaczęłam swoją przygodę z Carlyle. Na pierwszy ogień, zgodnie z prikazem, poszło
Zdradzieckie Serce. Wrażenia? Same pozytywne, wręcz entuzjastyczne
Przede wszystkim to dobrze skonstruowana i napisana powieść. Bardzo dobrze się to czyta, żal przerywać. Początkowo z lekka skołowaciałam, bo autorka zaprezentowała taką ilość bohaterów, ze przez pewien czas gubiłam się w tych rodzinno-przyjacielskich powiązaniach (pewnie to wina mojego mózgu trawionego alergią i grypą). Później gdy załapałam rytm, poszło już o wiele łatwiej i przyjemniej. Parę słów o głównych bohaterach. On -markiz Rannoch (Szkot!!!
), kiedy go poznajemy, to naprawdę nieciekawy typ. Cyniczny, wyrachowany, traktujący ludzi (a szczególnie kobiety) przedmiotowo, mściwy, z nieślubną córką, którą praktycznie się nie zajmuje. Pewnego deszczowego wieczoru przez przypadek trafia do domu głównej bohaterki i ... no wiadomo <
love is in the air> A to dopiero początek problemów
. Bohaterkę, Evangeline, uwielbiam. To artystka z rogatą duszą. Kiedy ukochany ją wkurzy potrafi okazać swoje niezadowolenie słownie, za pomocą rękoczynów i wprowadzania w ruch różne przedmioty. Prawidłowo
Poza tym mamy tu ciekawe intrygi, dużo zagadek, niedomówień, po prostu nie można się nudzić.
Ta książka to perełka. Skojarzyła mi sie z powieściami Enoch, trochę Long, może Balogh - to są jak najbardziej moje klimaty. Kolejna z kolejce czeka
Wdówka, nie mogę sie doczekać.
PS Szczególne podziękowania dla Sol, która zainteresowała mnie tą autorką