„Słoneczny skarb” – podobała mi się główna para, czyli to jak on od początku się starał ją zdobyć, z kolei ona się opierała i usiłowała zachować rozsądek, on się nie poddawał. Tyle że po namyśle doszłam do wniosku, że odrobinę przeszkadzała mi ta cała obsesja na punkcie złota, to jakoś nie do końca do mnie trafiło.
„Potęga miłości” – to już kiedyś czytałam, już prolog wydał się mi znajomy, ale kto by zapamiętał taki tytuł, to słowo tyle razy już się przewijało w różnych konfiguracjach. Szczególnie w pamięci zapadła scena, gdy Sylvan wymusiła spacer na Randzie, a potem pozostawiła go samego, aby wracał, gdy ją obraził, a jak później się dziwił, że nikt nie zwraca na niego uwagi
Zapomniałam tylko, jak skończyła się ta historia z bratem, bo myślałam, że inaczej… Trzeba jednak przyznać, że w pewnej chwili Rand okazuje się dość tępy, ale trudno spodziewać się po facecie czegoś innego. No i próbuje to naprawić.
Ale ja w sumie nie o tym. Ludzie, niech mi ktoś wyjaśni jedną rzecz:
dlaczego mianowicie te dwie historie stanowią jeden cykl, skoro nic je nie łączy? Czuję się wpuszczona w maliny. Tak się składa, że nie zawsze czytam cykle we właściwej kolejności, ponieważ niektóre tytuły trudniej dostać z tego bądź innego powodu. Tym razem trafiła się okazja po kolei i co? Okazuje się, że to nie ma żadnego znaczenia. Zapewne równie dobrze mogłam zacząć od ostatnich, które posiadam…