wiedzmaSol napisał(a):zależy w której książce - czytając Ekologiczną zemstę miałam wrażenie że czytam starą Chmielewską, ale zarazem nie miałam wrażenia że Kursa zżyna. Czary
Małgorzata Kursa
Tegoroczny Dzień Matki obchodzę z przytupem. Najpierw przy odkurzaniu zaatakowało mnie otwarte okno balkonowe. Tak mnie dziabnęło w plecy, że moje płuco jęknęło. Potem zaplątałam się w przydługą spódnicę (idiotyczny strój do sprzątania) i rymnęłam na dziób. Dziób uszczerbku nie poniósł, aczkolwiek poczuł się upokorzony. Wszystkich wrogów zawiadamiam, że wciąż żyję. Miejcie jednak nadzieję, bo do końca dnia jeszcze daleko.
Moje rodzone dziewczę wybyło właśnie do swego ukochanego Krakowa, a ja stwierdzam, że wracam do normalności szybciej, niż bym chciała. Sprzęty domowe postanowiły mi przypomnieć, kto w domu rządzi. Przed chwilą złośliwe krzesło samowolnie zmieniło miejsce pobytu i, odjechawszy od biurka, spowodowało zderzenie pośladkowe na linii rufa-podłoga. Przy okazji trzasnęłam podbródkiem w rzeczone biurko, aż mi gwiazdy w oczach stanęły. One jednak wredne są. Te sprzęty. Kiedy moja latorośl była w domu, zachowywały się jak niewiniątka, a teraz odrabiają straty. Jestem poszkodowana i dziś będę mniej pyskować, bo mnie paszcza boli.
KIKS TENORA, CZYLI "MI" DRAMATYCZNE
Język nasz ojczysty od zawsze sprawiał obcokrajowcom wiele trudności. Dobrze to rozumiem, któż bowiem umie "szeleścić" piękniej niż my? Niestety, od jakiegoś czasu obserwuję z niepokojem, że polska mowa staje się obca coraz większej ilości rodaków. Bełkot płynie zewsząd. Prym wiodą media. Wszak na własne uszy słyszałam, jak śliczna panienka z uroczym uśmiechem uprzedzała z ekranu, że "Jutro będzie śliziej." Ach, mój słodki Boże, gdzież się podziali ci wspaniali, okrutnego serca egzaminatorzy, którzy by owej panienki nigdy nie wpuścili na wizję bez względu na walory optyczne? O politykach nie wspomnę, bo oni w ogóle mówić po polsku nie potrafią. Boli mnie jednakowoż, że na portalu, na który podobno zaglądają wszelkiej maści "czytacze", pojawia się co jakiś czas, jak kukułcze jajo, to cholerne "mi", które mi źle robi na wszystko. "Mi się podoba" - melduje istota urodzona w tym samym kraju, co ja i posługująca się podobno językiem polskim. Swego czasu rekordy popularności bił hit "Daj mi tę noc". Bił jak najbardziej prawidłowo, bo gdyby podmiot piosenki domagał się z estrady: "Daj mnie tę noc", podejrzewałabym, że miał przodków za wschodnią granicą. Ale "Mi się podoba" zgrzyta jak zdarta płyta. Co to w ogóle za twór obrzydliwy? Kto to jest "Mi"? MNIE SIĘ PODOBA, do wszystkich diabłów i starego Belzebuba! MNIE! Ewentualnie: PODOBA MI SIĘ! Uprzedzam, jeśli kiedyś krew mnie zaleje po ujrzeniu kolejnego "mi" na początku zdania, nie daruję delikwentowi. Będę miała mnóstwo roboty, ale postraszę każdego, kto to cholerne "mi" z siebie głupio wypuści. Znajdę jakiś sposób, żeby mu raz na zawsze wbić do łepetyny prostą zasadę - "MI" NA POCZĄTKU ZDANIA NIE MA RACJI BYTU! Chyba, że dysponujecie operowymi głosami i akurat ćwiczycie jakąś arię.
(M.J.Kursa, maksymalnie zbulwersowana)
Kocur łypnął na nią złocistymi ślepiami i wydał z siebie tryumfalne miauknięcie. Podszedł do Marylki z dumnie zadartym ogonem, po czym przymilnie otarł się o jej nogi.
- Nie martw się, kochany. Zaraz posprzątam i śladu nie…
- Marylka, obawiam się, że zanim posprzątasz, będziemy musieli zadzwonić po karetkę. – Sławek nie mógł oderwać oczu od wystających spod gruzowiska nóg.
- Do paprotek? – zdziwiła się jego żona. – To raczej ogrodnik, nie karetka.
- Na litość boską! – zniecierpliwił się Sławek. – Załóż te cholerne okulary i sama zobacz! Pod tym kurhanem leży jakiś facet! Nie wiem, może złodziej, ale i tak trzeba go ratować! I prosić Boga, żeby nas do sądu nie podał!
Marylka pośpiesznie wygrzebała z torebki okulary, nasadziła je na nos, spojrzała i zmartwiała na moment. Ale zaraz potem w jej oczach błysnął płomień i zrobiła wojowniczą minę.- Do sądu? Ja mu dam „do sądu”! Włazi do cudzego domu i czego się spodziewa? Fanfar?... Sławek, widzisz, jakie mamy szczęście? Mamy kota obronnego! Belzebub, jaki ty jesteś mądry – zachwyciła się, schylając się i głaszcząc ulubieńca z uczuciem. – Mądry kotek. Upolowałeś złodzieja.
Sławka, którego od początku niepokoił całkowity bezruch spoczywającego pod paprotkowo-ziemnym kurhanem złoczyńcy, nie zachwycił fakt, że jest współwłaścicielem kota obronnego. Odsunął żonę na bok i pośpiesznie podszedł do pobojowiska. Przyklęknął, ostrożnie usunął szczątki doniczki z głowy poszkodowanego i zaczął go obmacywać w poszukiwaniu pulsu.
- Fakt – oznajmił po chwili grobowym głosem. – Mamy kota obronnego. Nie tylko upolował złodzieja, ale go od razu ukatrupił. Karetkę możemy sobie odpuścić. Trzeba dzwonić po gliny.
Marylka patrzyła na niego bez słowa i nagle do niej dotarło.
- Jakie gliny?! – krzyknęła dramatycznie. – Zamkną Belzebuba!
- Belzebuba? Nie bój się. Temu czarnemu diabłu nic nie zrobią. Za to nas mogą wsadzić jak najbardziej.
- Nas? Za co? – oburzyła się Marylka.
- Za posiadanie kota obronnego – wyjaśnił nieco zgryźliwie Sławek. – My jako właściciele odpowiadamy za wszystko, co ten czort zmaluje… Wiedziałem, że to zbyt piękne, żeby się udało – westchnął. - W życiu nie ma tak łatwo… Trudno. Jeśli gliny się przyczepią, wezmę wszystko na siebie. Nie chcę, żeby twój spadek szlag trafił. Ściągniesz do Kraśnika ojca i we dwoje dacie radę. Kiedyś w końcu wyjdę. Nie mam pojęcia, ile dają za nieumyślne spowodowanie śmierci…
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość