Mercy swoim niezdecydowaniem troszkę mnie irytuje. Każda część kończy się – Och, Adam
, a następna zaczyna – Samuelu, jak ja cię kocham
. No i jeszcze Stefciu po drodze doszedł, choć na początku całkiem aseksualny mi się wydawał. Andrews zdecydowanie bardziej mi podchodziła, ale tu też jest ciekawie. Ben, skończony doopek, zrobił się całkiem sympatyczny. Oby go tylko nie uśmierciła. Po traumie, jaką zaserwowała Mercy w trzeciej części
, wszystkiego można się po kobitce spodziewać. No i jakiś romans drugoplanowy też by się przydał
.