- Zaczekaj, zaczekaj! – Zamknęła za sobą drzwi. – Nie możesz lecieć do Vegas.
- Dlaczego?
- Dlatego, że nie możesz mnie tu zostawić samej! Jesteśmy małżeństwem i obowiązują pewne zasady. Staram się ich przestrzegać. Nie znam wszystkich, ale Bóg mi świadkiem, że się staram. I musi istnieć taka zasada. Nie możesz mnie zostawić samej w takiej sytuacji!
- W jakiej sytuacji?
- Z tymi wszystkimi kobietami. I Triną. Triną! – powtórzyła z naciskiem, łapiąc go za koszulę. – Ze słodkimi przysmakami i zabiegami na ciało i wideoklipami z ciziami. Przez całą noc. Przyjęcie piżamowe! Wiesz, co to znaczy?
- Nieraz mi się sniły. Będą bitwy na poduszki?
Obróciła go tak, że znalazł się plecami do drzwi.
- Nie zostawiaj mnie samej.
- Najdroższa. – Pocałował ją w czoło.- Muszę. Muszę.
- Nie. Możesz sprowadzić Vegas tutaj. Ponieważ… jesteś, kim jesteś. Możesz to zrobić. Ściągniemy Vegas tutaj i urządzimy świetną imprezę. Zafunduję ci taniec w wykonaniu striptizerki.
- Jesteś cudowna. Ale wyjeżdżam. Wrócę jutro i zrobię ci zimny okład na czoło.
- Jutro? – Aż jej się zakręciło w głowie – Nie dziś wieczorem?
- Nie byłabyś teraz w takim stanie, gdybyś słuchała co do ciebie mowię. Dziś późnym popołudniem zabieram wahadłowiec pełen mężczyzn do Las Vegas. Będziemy świntuszyć i być może zajdzie potrzeba dokonania poręczenia za kogoś. Wszystko zorganizowałem. Jutro po południu – mam nadzieję – wrócę z powrotem tym samym wahadłowcem pełnym mężczyzn.
- Pozwól mi jechać z wami.
- Pokaż mi swój penis.
- O, Boże! Nie mogę wykorzystać twojego?
- Każdego innego razu. Teraz weź się w garść i pamiętaj, że kiedy się to skończy prawdopodobnie aresztujesz zabójcę, który zarazem jest skorumpowanym gliniarzem. To jak dwa w jednym.
-Wcale mi to nie poprawia humoru.
- To wszystko, co mogę dla ciebie zrobić.
Głośno wypuściła powietrze z płuc.
- znajdę w tym domu jakieś puste pomieszczenie.
- Świetny pomysł. – pchnął ją lekko w kierunku drzwi na korytarz – Odszukam cię przed wyjazdem.
- Jeszcze nie ma czwartej – powiedziała chmurnie Ele – Może się jeszcze coś wydarzyć.
- Może skręcę ci kark, jeśli nie wyjdziesz i nie dasz mi dokończyć pracy. – Niemal siłą wypchnął Eve z pokoju i drugi raz tego dnia zatrzasnąl jej drzwi tuż przed nosem.
Nie uważała tego za ukrywanie się. Może nie do końca była pewna czy już wcześniej przebywała w tym pomieszczeniu, zamknięta na cztery spusty, ale wcale nie ukrywała się. Pracuję, wmawała sobie Eve. W spokojnym miejscu, gdzie nic i nikt jej nie przeszkodzi.
Prawdopodobnie mogłaby tu spędzić najbliższe dwadzieścia cztery godziny. Miała do dyspozycji rozkładany fotel do spania i stację roboczą. (…) Zajrzała do przylegającej do pokoju lazienki i znalazła tam wszystko co niezbędne, łącznie z prysznicem, zaprojektowanym w formie małej kaskady. Tak, mogła tu być szczęśliwa. Może nawet przez całe lata.
Dougal zazgrzytał zębami.
— Sporran — tradycyjny, męski element szkockiego stroju.
Wilson uśmiechnął się pod nosem.
— Włochaty worek między nogami... Tak, to bardzo męskie. — Wyciągnął
rękę, żeby dotknąć sporranu.
Dougal cofnął się o krok.
— Nie dotykaj mojego szczura!
Wilson wyprostował się i przycisnął dłonie do piersi.
— O Boże, zakochałem się w szczurze!
— Co? — pisnęła. — O Boże! Obawiałam się, że...
— Spokojnie! Chodzi o nasze sporrany!
— Co? — Cofnęła się o krok i jego sporran uniósł się, połączony z jej. — Jak to
się stało?
— Twój łańcuszek zaczepił się o mój chwościk.
Pociągnął za łańcuszek, ale ten ani drgnął.
— Najwyraźniej mój szczur bardzo polubił twojego bobra.
Prychnęła głośno.
— Trzymaj się mnie. — Otworzył drzwi, weszli do kuchni, chwiejąc się
niezdarnie jak pingwiny.
— Bardzo tu ciemno. — Po omacku szukała na ścianie włącznika, Dougal
tymczasem zamykał drzwi.
— Ja widzę. — Postawił jej torbę na podłodze i usiłował odczepić jej frędzelki
od swego haczyka. — O rany, ależ jestem niezdarny. Ale nie chcę uszkodzić ci
bobra.
Nastroszyła się.
— Nie przejmuj się, jest sztuczny.
— A kiedy zobaczę prawdziwego?
— Ha! — Szturchnęła go w ramię. Przyciągnął ją do siebie.
Węzełek z ubraniami upadł na ziemię. Położyła dłonie na jego piersi.
— W ten sposób się nie rozdzielimy.
— Ale ten sposób bardzo mi się podoba. — Pocałował ją w szyję, jego dłonie
tymczasem zawędrowały na jej pośladki.
— Szukasz czegoś?
— Byłem ciekaw, jak daleko posunęłaś się w tym przebraniu. Prawdziwy
Szkot w życiu nie włożyłby bielizny. Och — namacał jej majteczki. — Co za
szkoda.
— Cóż, przykro mi, że cię zawiodłam. — Pogładziła go po policzku. — Ale
zawsze mogę je zdjąć.
Serce stanęło mu w gardle.
— Chciałabyś... — Oczy mu poczerwieniały. Leah głośno zaczerpnęła tchu. —
Powrót do Czytamy i rozmawiamy
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości