Zapisałam sobie do przeczytania
a tu fragment który bardzo mi się podoba z książki C. Bell - Down for the Count(nt)
Dopiero w krótkiej chwili wypełnionej ciszą, kiedy przestała grać muzyka na sali,
wydało jej się, że słyszy znajomą, stłumioną melodię dzwonka należącego do Martiego,
dochodzącą do niej za drzwi, znajdujących się na końcu korytarza. . Bah dum. Bah dum.
Bahdum bahdum bahdum…
Zalała ją fala ulgi i podążyła za grającą melodią. Złapała za klamkę, otworzyła drzwi
i…
- Marty?- Lacey spojrzała w zupełnym szoku na swojego dwugodzinnego męża, z powodu
sceny która rozgrywała się tuż przed jej oczami. W odrobinę uproszczonej wersji można
powiedzieć, że piosenka z Różowej Pantery dochodziła z kieszeni spodni jej wybranka, które
obecnie znajdowały się na wysokości jego kostek. Przez cały czas trzymała telefon przy uchu.
- Lacey! Mogę to wyjaśnić- powiedział, starając się w szaleńczym tempie wysunąć z
kobiety, którą właśnie pieprzył i jednocześnie w tym samym czasie próbując podciągnąć
spodnie, co nie było łatwe biorąc pod uwagę niewielką przestrzeń w której znajdowali się oni
oraz szafa z podręcznymi rzeczami. Kiedy szarpał się ze swoją garderobą, przez przypadek
uderzył w kopiec śnieżnobiałej pościeli leżącej na jednej z półek, wszystko ze stukotem
spadło na jego kochankę, zmuszając ją do rozpłaszczenia się na stole, na którym się opierała.
- Cholera!- załkała, miotając się w materiałach aż wszystko udało jej się zrzucić na podłogę.
Lacey z większą uwagą skupiła się na tyłku kobiety, znajdującym się przed Martym. Czarne
loki, upięte w lekki kok, gustowna granatowa sukienka opinająca się na jej nagich udach.
Żeby być dokładnym musiała przyznać, że był to granatowy szyfon. Ten sam, który wybrała
na sukienkę dla swojej druhny. Szok ustąpił, zrozumieniu bezczelnej zdradzie.
- Becca?- jej umysł rozbijał się starając znaleźć jakąś spokojną przystań, port w tej burzy
niedorzeczności, ale nagle coś sobie przypomniała- Ale powiedziałaś, że on ma babskie
biodra- Cześć, tutaj Marty. Zostaw wiadomość- usłyszała w słuchawce znajomy głos- Cześć,
Marty?- powiedziała, do wcześniej zapomnianego telefonu- Mówi Lacey. Jesteś zakłamanym,
kawałkiem gówna- rozłączyła się i rzuciła nim o przeciwległą ścianę, z satysfakcją słuchając
charakterystycznego chrupnięcia. Marty cofnął się.
- Kochanie, to nie jest tak jak myślisz- Dlaczego ludzie zawsze to mówią?- zastanowiła się
znudzona. Becca podciągnęła swoją sukienkę i obecnie gapiła się na podłogę, przygarbiona,
najwyraźniej nie chciała napotkać spojrzenia Lacey.
- Wygląda na to, że uprawiałeś seks z jedną z moich najlepszych przyjaciółek w kantorku za
recepcją. No oczywiście, chyba że zgubiła coś w swojej pochwie i byłeś na tyle uprzejmy
żeby spróbować to dla niej wyciągnąć. Swoim penisem. Jeżeli mam rację, sugeruję ci żebyś
użył większego przyrządu- usłyszała wyszeptane „Ała” tuż za swoim ramieniem,
jednocześnie zrozumiała, że ich trójka nie była już dłużej sama. Poczuła ciarki na całym ciele.