Bardzo się motywowałam do czytania własnych, ustawiłam sobie na biurku 'wyrzut sumienia' w postaci rządka własnych nieprzeczytanych książek i tak dalej
Odkrycie? Chyba Sarra Manning, która bierze kompletnie oklepane motywy i tworzy tak żywe postaci, że nie mogę się oderwać. Tzn chyba ona jest moim największym odkryciem, ale na pewno napisała moją ulubioną książkę przeczytaną w zeszłym roku - You Don't Have to Say You Love Me.
Z historyków pan Jude Morgan - jak ja bym chciała lubić Heyer tak jak jego książki lubię...
Muszę też wspomnień o Noelle Adams / Claire Kent, ponieważ jeśli dobrze liczę to przeczytałam 11 jej książek i 4 opowiadania, czyli była dla mnie najpopularniejszą autorką w tym roku. Proste historie, skupione na romansie, bez żadnych ozdobników. Motywy czasem wręcz harlekinowe, ale jakoś tak szczerze napisane.
Czy ktoś jeszcze się podzieli?