Teraz jest 28 listopada 2024, o 12:41

Susan Elizabeth Phillips

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 24 listopada 2013, o 23:24

za dobrze pamiętam niestety. Ale do dyskusji się przyłączę z przyjemnością ;)
tylko może najpierw rozpracujmy Teda i Meg? ;)
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 15547
Dołączył(a): 17 maja 2013, o 02:05
Ulubiona autorka/autor: Susan Elizabeth Phillips

Post przez Papaveryna » 24 listopada 2013, o 23:35

Spokojnie,mnie na Uwodziciela też z tydzień zejdzie :P W tym czasie zdążymy omówić Teda i Meg :P

Avatar użytkownika
 
Posty: 31295
Dołączył(a): 8 listopada 2012, o 22:17
Ulubiona autorka/autor: Różnie to bywa

Post przez Księżycowa Kawa » 24 listopada 2013, o 23:35

Papaveryna napisał(a):Spokojnie,mnie na Uwodziciela też z tydzień zejdzie :P W tym czasie zdążymy omówić Teda i Meg :P

To może zdążę przeczytać...
Nie ma dobrych książek dla głupca, możliwe, że nie ma złych dla człowieka rozumu.
Denis Diderot


"If you want it enough, you can always get a second chance." MM
*
“I might be accused of social maladjustment,” said Daniel. “But not a psychopath. Please. Give me some credit.” MM
*
Zamienię sen na czytanie.

Avatar użytkownika
 
Posty: 33018
Dołączył(a): 18 maja 2011, o 15:02
Ulubiona autorka/autor: Janet Evanovich

Post przez Janka » 25 listopada 2013, o 03:13

wiedzmaSol napisał(a):Czar - Ted miał urok, Meg takoż więc tu było okej. Inaczej niż w Uwodzicielu ale wcale nie gorzej. Ale też wolę tych z Uwodziciela.

Dla mnie ani Ted, ani Meg nie mieli czaru i uroku.

Meg to "biedna" bogata dziewczynka, która nie ma pojęcia, co zrobić ze swoim życiem. Ona ma 31 lat (albo 30, czy jakoś tak), a z charakteru, albo raczej jego braku, lepiej by pasowała na nastolatkę. Jest nieodopowiedzialna i niedojrzała. Jej rodzice musieli popełnić szereg błędów wychowawczych gdy była młodsza, ale nie można zwalić całej winy na nich, bo ona jest dorosła i powinna dawno wziąć swoje życie w swoje ręce. Jeżdżenie po świecie i odkładanie na później podjęcia decyzji, kim być, gdy się dorośnie, nie sprawdziło się u niej. Czas mijał, a ona dalej jeździła i dalej odkładała. (Nikt nie ma obowiązku zrobić czegoś ze swoim życiem, można życie po prostu przebimbać, tylko to musi być świadoma decyzja, na pewno nie "bo tak akurat wyszło".)

U Teda super było to z ptakami i aureolami, ale reszta już mi się nie podobała. Jego rodzice też nieźle nabroili w jego dzieciństwie, tylko oni w drugą stronę. Stworzyli potwora, który jest nadodpowiedzialny, ma obsesję na punkcie tego, żeby wszystkich zadowolić i wszystkich wybawić z kłopotów. Zwarty i gotowy jak cały zastęp harcerzy. Ted to "biedny" bogaty chłopczyk, na którego barkach spoczywa cały świat.

Daisy z "Areny", "Rachel" z "Odrobiny marzeń", Sugar Beth z "Czyż ona nie jest słodka?" i inne bohaterki wpadały w kłopoty, potem stawały na głowie, żeby sobie z nimi poradzić i robiły to tak, że miałam ochotę im bić brawo. A Meg? Łazi, gada, traci czas. Brak pieniędzy u osoby, która jest zdrowa, ma dużo wolnego czasu i umie znaleźć miejsce pracy, nie jest absolutnie żadnym problemem. I tak wygląda każda sprawa związana z Meg. Ona ma tylko małe nieważne problemiki, a robione jest z nich wielkie halo. Nie wiem, czy Meg to zrobiła, czy SEP, ale któraś z nich bardzo przesadziła.

Z Tedem jest ta sama historia. Ma traumę z dzieciństwa, bo chciał być kochany przez tatusia i musiał o jego miłość walczyć. Ale w pewnym momencie powinien zauważyć, że już nie jest dzieckiem i nie musi się wszystkim podlizywać. Powinien chrzanić cały wymagający świat i zacząć robić to, co lubi, a nie ciągle tylko to, co oczekują od niego inni. Lub co myśli, że oczekują. Jego nadmierna odpowiedzialność jest objawem niedojrzałości, bo on wcale nie panuje nad swoim życiem.

W sumie Meg i Ted to para nieszczęśliwych i niedojrzałych dzieciaków, którzy mogliby być najszczęśliwszymi ludźmi na świecie, bo ich problemy były sztuczne i stworzone na siłę.
Gdyby oni byli siedemnastolatkami, to byłoby super, ale u ludzi po trzydziestce taka infantylność jest podejrzana.
Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 15547
Dołączył(a): 17 maja 2013, o 02:05
Ulubiona autorka/autor: Susan Elizabeth Phillips

Post przez Papaveryna » 25 listopada 2013, o 03:51

A ja aż tak się w to nie zagłębiam :P
Zgadzam się co do Teda.Wkurzało mnie to jego nadmiernie rozwinięte poczucie odpowiedzialności za całe miasteczko.To,ze skakał jak mu zagrali i wcale się nie buntował.Przy pierwszym czytaniu drażniło mnie,że jest taki idealny,uporządkowany,na wszystkim się zna i potrafi rozwiązać każdy problem.Przy drugim mniej.

Meg...no cóż...Wiadomo,że już dawno powinna się ogarnąć i coś ze sobą począć.

Obydwoje są niedojrzali i nieźle popaprani,ale kocham ich mimo to :D

Po powtórce dochodzę do wniosku,że to będzie zdecydowanie jedna z moich ulubieńszych SEP.
Nawet końcówka mi się nie dłużyła i nie wkurzała jak za pierwszym razem.Wręcz mi się podobała,wszystko mi się podobało :D

Avatar użytkownika
 
Posty: 33018
Dołączył(a): 18 maja 2011, o 15:02
Ulubiona autorka/autor: Janet Evanovich

Post przez Janka » 25 listopada 2013, o 04:08

Mnie się też podobało wszystko i czytałam z ogromną przyjemnością.

Nie przeszkadzało mi wcale, że większość elementów książki już wystąpiła w poprzednich książkach SEP. Ani trochę, w żadnym momencie nie miałam z tym problemu. Natomiast jak dwa lata temu słuchałam audiobooka, to mi się cały czas rzucały w oczy te powtórzenia.

Końcówka była dla mnie przecudowna.
Spoiler:
Jego zachowanie w tym momencie świadczyło o wielkiej dojrzałości. Przydało się wreszcie jego opanowanie wyćwiczone przez lata. Nie spanikował i chwała mu za to.
Papaveryna napisał(a):Obydwoje są niedojrzali i nieźle popaprani,ale kocham ich mimo to :D

A ja nie kocham. Lubię, może nawet bardzo lubię, ale na kochanie czegoś mi nie starczyło.
Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 15547
Dołączył(a): 17 maja 2013, o 02:05
Ulubiona autorka/autor: Susan Elizabeth Phillips

Post przez Papaveryna » 25 listopada 2013, o 05:08

Rozumiem :) Ja może też przesadzam z tym kochaniem :) Po prostu niektórych bohaterów SEP nie lubię wcale,niektórzy mnie ani grzeją,ani ziębią,jeszcze innych tylko trochę lubię,a Meg i Ted są dla mnie mega.Obydwoje :)

W ogóle aż się sama sobie dziwię,że nie mam ochoty niczego się uczepić.Na pewno bym coś znalazła,ale mi się nie chce drążyć.Dziwne.Chyba się starzeję :P
Aaaaa!Jest jedna rzecz.Na pewno wiele osób się ze mną nie zgodzi,ale oczywiście powiem :P Wolałabym,aby SEP zrobiła tak jak planowała na początku czyli upchnęła w tej książce również historię Lucy.
Wtedy może i ją bym bardziej polubiła.A już na pewno nie musiałabym poznawać drugiej pary z Panny młodej oraz stukniętej,owładniętej manią schudnięcia baby.

Avatar użytkownika
 
Posty: 33018
Dołączył(a): 18 maja 2011, o 15:02
Ulubiona autorka/autor: Janet Evanovich

Post przez Janka » 25 listopada 2013, o 05:29

Ale to dobry pomysł! Jakby wyciąć glupią babę i wszystkie dłużyzny, to można by było zostawić tylko początek z niegrzecznym Pandą i piękną końcówkę oraz trochę opisów z wyspy i byłaby z nich świetna para drugoplanowa do kompletu do historii Teda i Meg. I na końcu ten śliczny epilog.

Byłby tylko problem ze zmarnowaną końcówką. Zakończenie "Nikt mi się nie oprze" jest przepiękne i gdyby książki były połączone, to cała siła uderzenia by się rozmyła.
Z powodu tych dwóch silnych końcówek lepiej by było, jakby pozostały dwie książki, tylko w "Pannie Młodej" środek byłby zupełnie inny.
Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 15547
Dołączył(a): 17 maja 2013, o 02:05
Ulubiona autorka/autor: Susan Elizabeth Phillips

Post przez Papaveryna » 25 listopada 2013, o 05:34

Dokładnie tak :)
Początek Panny młodej jest naprawdę zachęcający,końcówka również.Niestety przez ten ciągnący się i nudny środek nie potrafię jej polubić choćbym nie wiem jak bardzo chciała :bezradny:

Avatar użytkownika
 
Posty: 33018
Dołączył(a): 18 maja 2011, o 15:02
Ulubiona autorka/autor: Janet Evanovich

Post przez Janka » 25 listopada 2013, o 06:02

Mnie się Panda podobał. Nawet, jak już było wiadomo, że tylko udawał niegrzecznego, to nadal był fajowy.
W środku musiałam trochę (OK, więcej niż trochę) pozaciskać zęby, ale końcówka mi wszystko wynagrodziła. Potem był jeszcze bardzo fajny epilog, który absolutnie nie mógł zepsuć tego dobrego wrażenia i dlatego zamykałam książkę po przeczytaniu w uczuciu wielkiej radości.

"Nikt mi się nie oprze" to zupełnie inna bajka, bo tu nie musiałam zaciskać zębów ani przymykać oka nawet na sekundę. Od pierwszego do ostatniego słowa było dla mnie idealnie.

O seksie mówiłam już, że mi się nie podobał, ale rozumiem doskonale, dlaczego musiał być właśnie taki. Ted był tylko automatem. Wszystko robił najlepiej, bo tak był zaprogramowany. Zupełnie jak wibrator, tylko większy i wyposażony w dodatkowe funkcje.
Pod koniec książki jesteśmy świadkami jego przemiany z maszyny w człowieka. Na szczęście.
Lucy powiedziała, że każda kobieta powinna raz w życiu zaliczyć seks z Tedem. Co za bzdura! Chyba że po to, żeby wiedzieć, jak nie powinno to wyglądać.
Seks z automatem może tylko pozostawić niesmak i u Meg pozostawił. Musiała go trochę przerobić i nad nim popracować, zanim się naprawdę nadawał do zadowalającego użytku.
Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 15547
Dołączył(a): 17 maja 2013, o 02:05
Ulubiona autorka/autor: Susan Elizabeth Phillips

Post przez Papaveryna » 25 listopada 2013, o 06:21

Fajnie,że Tobie końcówka i epilog potrafi wynagrodzić krzywdy :wink: Ja patrzę bardziej całościowo.Jeśli całość fajna mogę przymknąć oko na słabą końcówkę.Natomiast jeśli coś mi nie gra przez większość czasu nawet wspaniałe zakończenie nie zrobi mi dobrze :bezradny:

Co do seksu to teraz się z Tobą zdecydowanie zgodzę.Wcześniej myślałam,że o coś innego chodziło,bo napisałaś że był tandetny.No chyba że faktycznie jeszcze o coś innego chodziło :wink:

Avatar użytkownika
 
Posty: 33018
Dołączył(a): 18 maja 2011, o 15:02
Ulubiona autorka/autor: Janet Evanovich

Post przez Janka » 25 listopada 2013, o 06:40

Głównie o to, ale z malutkim dodatkiem, że opis nie był porywający.
Bo nawet seks z automatem mógłby być opisany tak, żebym uwierzyła słowom Lucy.
A było letnio, nudno, nijako.

We wcześniejszych książkach SEP opisy seksu bardzo mi się podobały. Bardzo, bardzo. Od kilku książek już nie ma na czym oka zawiesić w tej dziedzinie.

Podobało mi się, że Ted liczył jej orgazmy. To było śmieszne. Natomiast nie podobało mi się, że ich było aż tyle. Słyszałam, że jest jakaś górna granica, którą kobieta może znieść, a potem organizm potrzebuje regeneracji.
Przy wjeździe do miasta powinna być tablica "Wynette, Texas - miasto bez kobiet". Ktoś by zapytał: "A gdzie kobiety?". Odpowiedź:
Spoiler:
Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 364
Dołączył(a): 25 sierpnia 2013, o 01:02
Ulubiona autorka/autor: SEP, mary balogh, mary jo putney

Post przez my-joy » 25 listopada 2013, o 18:52

Janka napisał(a):Przy wjeździe do miasta powinna być tablica "Wynette, Texas - miasto bez kobiet". Ktoś by zapytał: "A gdzie kobiety?". Odpowiedź:
Spoiler:


:hahaha: Umarłam. :hahaha: Cudowna puenta całej waszej dyskusji. Janko, cokolwiek jeszcze napiszecie i tak już nie będzie miało sensu. :hahaha: Wszystko w temacie "Nikt mi sie nie oprze" :bezradny:

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 25 listopada 2013, o 19:32

Janko, mnie epilog do tych dwóch książek łącznie się podobał, ale żeby aż tak? :mysli: Czytałam i się zastanawiałam co Ty tam takiego dojrzałaś.

Co do tablicy - miałaby rację bytu gdyby Ted był większym Casanovą :P ale on wierny...
Ale ale! Przecież jako taki uczynny dobroczyńca powinien dbać o zaspokojenie seksualne obywatelek swojego miasta :P
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 33018
Dołączył(a): 18 maja 2011, o 15:02
Ulubiona autorka/autor: Janet Evanovich

Post przez Janka » 25 listopada 2013, o 22:06

Sol, nie epilog, a końcówka książki, czyli scena kulminacyjna - mam na myśli dłuuugą scenę rozmowy Pandy z rodzicami Lucy i wszystko dookoła tej sceny. To właśnie mi się tak bardzo podobało.

Epilog też mi się podobał, ale już byłam do niego przychylnie nastawiano po tej pięknej scenie końcowej.
Epilog zrobił na mnie większe wrażenie niż na Was wszystkich, bo SEP mnie nim zaskoczyła, a ja lubię być zaskakiwana. Nie spodziewałam się, że SEP przeskoczy tak daleko w czasie, myślałam, że zakończy książkę ślubem Lucy. I że na nim wydarzy się coś w stylu dwóch poprzednich ślubów.
Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 15547
Dołączył(a): 17 maja 2013, o 02:05
Ulubiona autorka/autor: Susan Elizabeth Phillips

Post przez Papaveryna » 25 listopada 2013, o 22:10

Mnie się na końcu podobało jak Lucy zadzwoniła do Pandy i rzekła "Ty sukinsynu,zrobiłeś mi dziecko" albo jakoś tak.To było bardzo ładne.

Avatar użytkownika
 
Posty: 33018
Dołączył(a): 18 maja 2011, o 15:02
Ulubiona autorka/autor: Janet Evanovich

Post przez Janka » 25 listopada 2013, o 22:11

Właśnie! Cudne.
Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 15547
Dołączył(a): 17 maja 2013, o 02:05
Ulubiona autorka/autor: Susan Elizabeth Phillips

Post przez Papaveryna » 26 listopada 2013, o 04:34

Moje dziecko już się wyspało,a ja nie bardzo.Tak sobie siedzę i dumam nad tymi seksami.W sensie gdzie były dobre,a gdzie niedobre.I nie wiem.
"W nikt mi się nie oprze" przeszkadzało mi to,że Ted tak nad wszystkim panował.No i Meg też pewne rozczarowanie cały czas czuła.Jednak opisy mogły być.Nie wyrządziły żadnej szkody mojej psychice :wink:
Natomiast seks z Panny młodej pamiętam jako nijaki i mdły.Było go mało.

W "Idealnej parze" scena seksu między głównymi bohaterami tyłka nie urywała.Przynajmniej mojego :P Wspominałam już o tym kiedyś.No i była tylko jedna,drugoplanowa para miała więcej i ich był dobry :lol:
Resztę jakoś mało pamiętam."To musiałeś być ty" trochę wyparłam,ponieważ tam były najpierw akcje z ex żoną Dana,co było ble i fuj i nie chcę o tym myśleć.

Gdzie był taki dobry?

Avatar użytkownika
 
Posty: 33018
Dołączył(a): 18 maja 2011, o 15:02
Ulubiona autorka/autor: Janet Evanovich

Post przez Janka » 26 listopada 2013, o 14:33

Seks w "Panna młoda ucieka" dla mnie też był nudny i nijaki. Podobnie "Z miłości".
W "Nikt mi się nie oprze" również. Na dokładkę Tedowi brak było fantazji i poczucia humoru. Szczęśliwie nie był zakutym łbem i dał radę się tego nauczyć.
Ogólnie powiedziałabym, że czym starsze tym lepiej. Albo może to środkowe SEP najlepiej wychodziły?

Hm, gdzie było najlepiej?
Na pewno w "Czyż ona nie jest słodka?", "Nie będę damą", "Urodzonym uwodzicielu", "Arenie", "Natchnieniu".
W "Idealnej parze" też mi się podobało.
Seksu w "Pierwszej damie", "Podróży do nieba" i Wymyślnych zachciankach" nie pamiętam w tej chwili szczegółowo, zakładam zatem, że musiały mi się podobać, bo nieudane zapamiętałam.
Seksu w "Na przekór wszystkim" zupełnie nie pamiętam, nie wiem nawet, czy coś tam było, ale to dlatego, że książkę czytałam tylko raz i musiałabym już powtórzyć. Jeśli było, to też zakładam, że musiało być dobrze napisane, bo bym zauważyła.
W kilku książkach było tak, że któraś scena była z jakiegoś powodu niefajna, ale potem były też fajne: "To musiałeś być ty", "Kandydat na ojca", "Odrobina marzeń" (tu powinnam dodać "Natchnienie", ale tego nie zrobię). Tylko że scena niefajna zawsze miała powód, który wymuszał, żeby była właśnie taka i to było zawsze niezbędne dla dramaturgii akcji i rozwoju związku między bohaterami.
To samo dotyczy "Włoskich wakacji", na których wieszam psy i które nie podobały mi się m. in. z powodu scen seksu, ale muszę być sprawiedliwa, że te seksy nie były tam źle opisane. To nie SEP odwaliła słabą robotę, tylko ja nie przyjęłam dobrze dodatkowych atrakcji w postaci podwójnej prezerwatywy i bożka płodności.

Ogólnie seksy w książkach SEP podobają mi się dlatego, że nie ma w nich powtarzalności. Każda książka ma coś, czego nie ma inna. Nawet te trzy ostatnie, które nie za dobrze wyszły, są w jakiś sposób oryginalne.

Chciałam dodać, że wszystko, co wyżej wymieniłam dotyczyło wyłącznie par pierwszoplanowych, a były jeszcze drugoplanowe i one też miały seksy i tamte seksy też najczęściej nie były nudne i czymś się wyróżniały.
Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 15547
Dołączył(a): 17 maja 2013, o 02:05
Ulubiona autorka/autor: Susan Elizabeth Phillips

Post przez Papaveryna » 26 listopada 2013, o 18:03

A ja znowu jak nie pamiętam to myślę,że nie było tam nic godnego uwagi :P
W książkach,których nie lubię,nie lubię i seksu.Natomiast w tych,które lubię,lubię wszystko z seksem włącznie.I tego się będę trzymać :P

A tak całkiem z innej mańki to mam problem z "Czyż ona nie jest słodka".Jak czytałam to mi się podobało,ale teraz jak sobie ją przypominam to pamiętam tylko te złe rzeczy,które robiła wcześniej Sugar Beth :bezradny:

Avatar użytkownika
 
Posty: 33018
Dołączył(a): 18 maja 2011, o 15:02
Ulubiona autorka/autor: Janet Evanovich

Post przez Janka » 27 listopada 2013, o 02:23

Może to Znak, że powinnaś powtórzyć.
To piękna książka. Nie żadna papka, zlepek zdań, lecz książka, w której o coś chodzi.

Jak się ją czyta pierwszy raz, to najpierw się nie lubi bohaterki, ale potem tak cudnie można o niej zmienić zdanie.
Uwielbiam zmieniać zdanie. Tylko krowa na miedzy nie zmienia. Dlatego (między innymi) uwielbiam tę książkę.
Przy każdym następnym czytaniu już nie ma tego efektu, ale nie szkodzi, bo można za to obserwować jak reszta bohaterów książki zmienia zdanie o Sugar Beth.
Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 15547
Dołączył(a): 17 maja 2013, o 02:05
Ulubiona autorka/autor: Susan Elizabeth Phillips

Post przez Papaveryna » 1 grudnia 2013, o 18:53

Zastanawiam się nad dołączeniem do świątecznej akcji czytania "Słodkiej jak miód".Po prawdzie to boję się tej książki i szkoda mi na nią czasu,bo nie spodziewam się niczego dobrego.Chyba tylko Sun ją chwaliła i wiem,że ona lubi.
Przemyślę to sobie :wink:

Avatar użytkownika
 
Posty: 33018
Dołączył(a): 18 maja 2011, o 15:02
Ulubiona autorka/autor: Janet Evanovich

Post przez Janka » 1 grudnia 2013, o 19:03

Też jej jeszcze nie zaliczyłam, a kiedyś na pewno to zrobię.

Mnie się nie podoba, że przeczytałyśmy "Nikt mi się nie oprze", a potem tak mało o niej rozmawiałyśmy. Sol się prawie wcale nie odezwała.
Ja się nagadałam, prawie gardło zdarłam, ale tylko o nieważnych drobiazgach. Do tego, co ważne, w ogóle nie doszłyśmy.

Np. sama nie odkryłam, o co w tej książce chodziło i myślałam, że z Was tę informację wyciągnę.
Od pierwszego do ostatniego zdania wszystko w niej było doskonałe. Każda scena perfekcyjna i wszystko super, tylko że nie wiem, po co. Nie widzę jakiegoś wniosku, morału, mądrości, czegoś, co by mnie wzbogaciło. Jest tylko opowiedziana pusta historyjka.
Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 15547
Dołączył(a): 17 maja 2013, o 02:05
Ulubiona autorka/autor: Susan Elizabeth Phillips

Post przez Papaveryna » 1 grudnia 2013, o 19:11

Ja jestem płytką i powierzchowną istotą i nie szukam tam morałów :P
Fakt dyskusja trochę nam okulała.Ja chętnie jeszcze podyskutuję,ale takich skomplikowanych rzeczy mój mózg nie ogarnia :D Mnie się podobało,było dobrze,a nawet bardzo i mi starczy.Przy takich właśnie książkach psychicznie odpoczywam i dobrze się bawię.Mądrości wielkiej tam nie znalazłam,ale wolę to sto razy bardziej niż książki pełne prawd życiowych,które mnie tylko dobijają.

Mam nadzieję,Janko,że nie myślisz teraz o mnie jak o pustaku jakimś? :P

Avatar użytkownika
 
Posty: 33018
Dołączył(a): 18 maja 2011, o 15:02
Ulubiona autorka/autor: Janet Evanovich

Post przez Janka » 1 grudnia 2013, o 20:02

Very, no skąd!
Zresztą ja jestem sto razy bardziej pusta niż pustak.

Możliwe, że szukam czegoś mądrego dlatego, że wyrosłam na pięknych ksiażkach przygodowych dla młodzieży, które czegoś ważnego zawsze uczyły np. pokazywały wartość przyjaźni. Widocznie został mi nawyk.
Nie szukam świadomie prawd życiowych w romansach, ale w innych książkach SEP one mi się same przypadkowo znajdowały. A tu nic.

W innych książkach zwykle mam wrażenie, że o coś w nich chodzi. Np. "Czyż ona nie jest słodka" pokazuje, że nie wszystko złoto, co się świeci. Że nie warto nigdy nikomu niczego zazdrościć, bo nie znamy ceny, którą on za to płaci. Że myślenie schematyczne o ludziach do niczego nie prowadzi. Że przyjdzie kryska na Matyska i za swe winy trzeba będzie odpokutować, nawet szybciej, niż ktoś się spodziewa. Że brak komunikacji w małżeństwie jest ogromnym błędem. Że jeszcze sto innych rzeczy.

Może w "Nikt mi się nie oprze" chodziło o pokazanie, że ktoś leżący na dnie może się odbić i sobie poradzić? Żeby dodać otuchy czytelniczkom, którym się wydaję, że mają źle? Tylko to do końca nie pasuje, bo Meg tak naprawdę wcale nie była na dnie. Jej problemiki były sztucznie nadmuchane.
Obrazek

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do P - Q

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 0 gości