Teraz jest 28 listopada 2024, o 16:54

Susan Elizabeth Phillips

Avatar użytkownika
 
Posty: 15547
Dołączył(a): 17 maja 2013, o 02:05
Ulubiona autorka/autor: Susan Elizabeth Phillips

Post przez Papaveryna » 15 listopada 2013, o 15:11

Właśnie.
Pamiętam,że po pierwszym czytaniu nie przepadałam za Lucy,a w Pannie młodej mnie ani grzała,ani ziębiła.Ona jakoś do mnie nie przemawia,zdecydowanie wolę Meg.Od początku ją wolałam :P Bo gdzieś tam kiedyś rzuciła mi się w oczy informacja,że niektórzy czytelnicy mieli ją początkowo za intrygantkę i tak dalej.Mnie to przez myśl nawet nie przyszło i od razu na wstępie ją polubiłam.Może przez to niepoukładanie i zamiłowanie do kolczyków :P

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 15 listopada 2013, o 15:23

ale nawet w w Pierwszej damie aż tak za Lucy nie przepadałam. Meg też od razu polubiłam, to nieuporządkowanie i zakręcenie w życiu tka mi znajomo brzmi :P
Ale intrygantka? Eee... Ona tylko chciała żeby jej przyjaciółka była szczęśliwa.
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 15547
Dołączył(a): 17 maja 2013, o 02:05
Ulubiona autorka/autor: Susan Elizabeth Phillips

Post przez Papaveryna » 15 listopada 2013, o 15:31

Ja uważam tak samo jak TY.No ale ludzie widocznie zaraz pomyśleli,że ona od razu Teda dla siebie chciała i dlatego zniechęcała przyjaciółkę.
Mnie w "Pierwszej damie" Lucy nie przeszkadzała.W sumie nawet ją lubiłam :P Tylko właśnie ją zapamiętałam jako zbuntowaną nastolatkę,a tutaj taka mimoza z niej była.No i jej rodzice mnie wkurzali,że tak ją do małżeństwa z Tedem popychali zamiast się dokładnie przyjrzeć czy ona w 100% tego chce.Wiadomo,że w jej głowie nie siedzieli,ale to wyglądało trochę tak jakby wiedzieli lepiej,co dla niej dobre,a za takimi osobami to ja nie przepadam :]

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 15 listopada 2013, o 15:38

Very, zobacz, Mat i Nealy byli tacy normalni i to pchanie Lucy w ramiona Teda do nich kompletnie nie pasowało. Wiem że na pewno chcieli dla niej dobrze, też myśleli że ona cierpi przez Meg, no ale trochę przesadzali.
Ted się podobał Meg, ale przecież początkowo to ona go nie znosiła, szydziła i nabijała się z niego.
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 15547
Dołączył(a): 17 maja 2013, o 02:05
Ulubiona autorka/autor: Susan Elizabeth Phillips

Post przez Papaveryna » 15 listopada 2013, o 15:46

On jej też życie uprzykrzał :P

W ogóle to Ted był fajnym facetem tylko ci wszyscy ludzie z miasteczka zachowywali się jak pomyleni.Powinni mu najlepiej ołtarzyk wybudować i odprawiać przy nim nabożeństwa.Przez to że oni takie czołobicie przed nim uskuteczniali ja początkowo strasznie krzywo na niego patrzyłam i cieszyłam się,że Meg mu tak dowalała :wink:

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 15 listopada 2013, o 15:50

oni się tak nawzajem drażnili i to super było.
Takie mam wrażenie że ogólnie problemy Meg wynikały z tego idealizowania Teda przez mieszkańców. On gdyby nie był wbijany w myśl że jest jakimś cudem to też nie pogrążałby Meg, a jej byłoby łatwiej znaleźć jakąkolwiek pracę i się odbić.
Ale nie biorąc pod uwagę tego idealizowania to Ted był fajnym facetem. Normalnym z wadami i zaletami i takim... Akuratnym dla Meg ;)
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 33018
Dołączył(a): 18 maja 2011, o 15:02
Ulubiona autorka/autor: Janet Evanovich

Post przez Janka » 15 listopada 2013, o 20:32

Papaveryna napisał(a):Mnie w "Pierwszej damie" Lucy nie przeszkadzała.W sumie nawet ją lubiłam :P Tylko właśnie ją zapamiętałam jako zbuntowaną nastolatkę,a tutaj taka mimoza z niej była.

Też ją lubiłam w "Pierwszej damie". Super dzielna była i gotowa do wszelkich poświęceń dla dobra siostrzyczki.
Dalej ją lubię. Najpierw, w początkach "Panny młodej" się wstrzymywałam, dopóki nie zrozumiałam jej postępowania, a potem wolno mi było ją znowu polubić.
Papaveryna napisał(a):No i jej rodzice mnie wkurzali,że tak ją do małżeństwa z Tedem popychali zamiast się dokładnie przyjrzeć czy ona w 100% tego chce.Wiadomo,że w jej głowie nie siedzieli,ale to wyglądało trochę tak jakby wiedzieli lepiej,co dla niej dobre,a za takimi osobami to ja nie przepadam :]

Mnie się wydaje, że oni nie popychali jej, lecz perfekcyjnie wspierali jej decyzję. Przegapili potem moment, w którym powinni przestać wspierać i zacząć namawiać do odwrotu. Ale to nie ich wina, tylko Lucy, która przed nimi ukryła swoje prawdziwe oblicze i marzenia.
Przez jej zmianę decyzji na 5 minut przed ślubem rodzice Lucy i Teda wpadli w panikę i rozumiem ich w stu procentach. Dobrze, że jej nie zabili i nie dowlekli siłą zwłok do ołtarza. Taka informacja, to koszmar dla osoby na takim stanowisku, jak jej mamy. A tam były tłumy ludzi i fotoreporterzy i było jasne, że wybuchnie skandal. Możliwe, że nawet mądrzejsze w jej wypadku byłoby wziąć ślub, a potem zatrudnić agencję PR i po pewnym czasie się rozwieść z jak najmniejszymi stratami w wizerunku.

"Nikt mi się nie oprze" czyta mi się doskonale. Kocham tę książkę. Dziwiłam się, że ma tak wysokie oceny na biblionetce, ale już nie widzę powodu, żeby miała nie mieć. Tak dobrze bawiłam się czytając tylko przy "Urodzonym uwodzicielu" i "Nie będę damą".
Jestem w rozdziale 9 (str 142) i oczywiście dalej może być coś, czego nie polubię, ale na razie jest genialnie.
Scena w kościele była super. SEP nie miała łatwo, bo występowało tam dużo osób znanych z innych książek. Każda z nich się odzywała (w prawdziwym życiu pewnie by się przekrzykiwały, w książce się nie da tego zrobić) i każda dokładnie tak, jak pasowało do tego, co już o nich wiemy. Każde słowo dialogów pasowało i SEP mi tym niesamowicie zaimponowała.
Potem też było dobrze i bardzo dobrze, a następnie była scena rozgrywek golfa, która jest według mnie mistrzostwem świata. Od pierwszej do ostatniej sekundy było tam idealnie. Pasowało do każdego nam już znanego charakteru, było dowcipnie napisane i świetnie rozwinęło to, co się dzieje między Meg i Tedem.
W tej chwili jestem na kolacji, przyszła już do nas Torie.

Książkę czytam jak kryminał. Dokładnie z takim napięciem. Tylko nie interesuje mnie, kto zabił, lecz jak SEP wybrnie z faktu, że Ted chciał wziąć ślub z kimś, kogo prawdopodobnie nie kochał.
Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 15547
Dołączył(a): 17 maja 2013, o 02:05
Ulubiona autorka/autor: Susan Elizabeth Phillips

Post przez Papaveryna » 15 listopada 2013, o 21:01

Napisałam,że popychali,bo Pani Była Prezydent naskoczyła na Meg,kiedy ta próbowała cokolwiek napomknąć na przedślubnym grillu.Rozumiem,że jako znana osoba chciała uniknąć skandalu i tak dalej,ale mogła chociaż spróbować rozważyć słowa Meg,że może jest w nich ziarnko prawdy.Potem znowu napadła na nią,kiedy Lucy poprosiła Teda na rozmowę.Być może "popychali" to zły termin,ale nie spodobało mi się to bardzo.Od razu też pomyślałam,że wcale nie znają własnej córki,ale to chyba zbyt daleko idący wniosek.

Avatar użytkownika
 
Posty: 33018
Dołączył(a): 18 maja 2011, o 15:02
Ulubiona autorka/autor: Janet Evanovich

Post przez Janka » 15 listopada 2013, o 21:07

To chyba bardzo dobry wniosek. Nie znali, bo nie dała im się poznać. Grała przed nimi rolę Doskonałej Pierwszej Córki. Funkcja w państwie, jaką sprawowała z powodu funkcji mamy, była dla niej pracą 24 godziny na dobę bez prawa do urlopu.

Ona naskoczyła, bo dzień przed ślubem to już jest tak samo jak dzień po ślubie. Musztarda po obiedzie. Ostatni moment na bezbolesną zmianę decyzji jest przed rozesłaniem zaproszeń.
Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 15547
Dołączył(a): 17 maja 2013, o 02:05
Ulubiona autorka/autor: Susan Elizabeth Phillips

Post przez Papaveryna » 15 listopada 2013, o 21:16

Na pewno,tylko Meg zainterweniowała od razu kiedy miała okazję.Jakby miała sposobność na pewno zrobiłaby to wcześniej.Jednak pani SEP takiej sposobności jej nie dała :P
W sumie nie mnie to oceniać,nie wiem jak ja bym się zachowała na miejscu matki Lucy :wink: Nerwi mnie tylko,że wszystko spadło na Meg.Ona zbierała opierdziel i dla niej wszyscy byli paskudni.Lucy wzięła tyłek w troki,a cała odpowiedzialność za jej postępek spadła na przyjaciółkę.Za pierwszym razem mniej mnie to wkurzało teraz jakoś mocniej :bezradny:

Avatar użytkownika
 
Posty: 33018
Dołączył(a): 18 maja 2011, o 15:02
Ulubiona autorka/autor: Janet Evanovich

Post przez Janka » 15 listopada 2013, o 22:32

Mnie się to też nie za bardzo podoba, ale przymykam oko, bo pani SEP chciała, żeby Meg była biedna i upodlona jak kiedyś Rachel Stone. Musiała coś wymyślić i wymyśliła głupawo. Ta jej bieda, brak odpowiedzialności, próba życia na koszt innych itd itp, to jest dla mnie nieco niezrozumiałe, bo SEP przyzwyczaiła mnie do silnych bohaterek, a tu takie życiowe flaki. Do tego gadanie o jej stanie majątkowym i dupowatości nie idzie w parze z jej faktycznym zachwaniem i niewyparzoną mordą.
Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 364
Dołączył(a): 25 sierpnia 2013, o 01:02
Ulubiona autorka/autor: SEP, mary balogh, mary jo putney

Post przez my-joy » 15 listopada 2013, o 22:37

I jeszcze z tego co pamiętam to SEP jakoś tak dziwacznie na początku książki wykreowała stosunek rodziców i braci Meg do niej samej. Przedstawiła jakąś taką sytuację ogólnego rodzinnego odrzucenia, że prawie się jej wyrzekli, że jej nie chcą pomóc i że ona generalnie nie ma się do kogo zwrócić. Sądziłam, że ta jej rodzina jest jakaś okropna. Później, ku końcowi, okazało się, że matka z ojcem pośpieszyli jej na ratunek, bracia dzielnie bronili ją przed Tedem. jakoś sie to kupy nie trzymało. Poza tym znając pana i panią Koranda ze "Złotej dziewczyny" nie chciało mi sie za bardzo wierzyć, że postanowili nie przejmować się własną córką. Coś tu SEP nie wyszło.

Avatar użytkownika
 
Posty: 33018
Dołączył(a): 18 maja 2011, o 15:02
Ulubiona autorka/autor: Janet Evanovich

Post przez Janka » 15 listopada 2013, o 22:40

Dokładnie tak samo uważam.
Nie czytałam "Złotej", ale mniej więcej wiem, kim oni nie byli, no bo to przecież nie mogła być para wyrzutków społeczeństwa, żyjąca w slamsach albo rynsztoku i olewająca córkę.
Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 15547
Dołączył(a): 17 maja 2013, o 02:05
Ulubiona autorka/autor: Susan Elizabeth Phillips

Post przez Papaveryna » 15 listopada 2013, o 23:02

Mnie się wydaje,że się jej nie wyrzekli tylko po prostu chcieli aby wzięła się za siebie.W sensie podążyła w jakimś kierunku i zdecydowała co chce w życiu robić.Chcieli jej w ten dość okrutny sposób pomóc.
Gdyby Meg faktycznie była w tragicznej i kryzysowej sytuacji rodzice by się na nią nie wypieli chyba.A ona też im w pewnym momencie chciała udowodnić,że sobie da radę sama.Może o to im szło.Tak gdybam sobie :P

Avatar użytkownika
 
Posty: 364
Dołączył(a): 25 sierpnia 2013, o 01:02
Ulubiona autorka/autor: SEP, mary balogh, mary jo putney

Post przez my-joy » 15 listopada 2013, o 23:07

Papaveryna napisał(a):Mnie się wydaje,że się jej nie wyrzekli tylko po prostu chcieli aby wzięła się za siebie.W sensie podążyła w jakimś kierunku i zdecydowała co chce w życiu robić.Chcieli jej w ten dość okrutny sposób pomóc.
Gdyby Meg faktycznie była w tragicznej i kryzysowej sytuacji rodzice by się na nią nie wypieli chyba.A ona też im w pewnym momencie chciała udowodnić,że sobie da radę sama.Może o to im szło.Tak gdybam sobie :P


Zapewne taki efekt chciała SEP uzyskać. Ale źle sie do tego moim zdaniem zabrała. Obraz rodziców Meg na początku był zniechęcający. rozumiem że ona nagle postanowiła pokazać że jest samodzielna i rozsądna, ale SEP napisała to tak jakby ci rodzice i bracia wyrzucili ja poza nawias rodziny.

Avatar użytkownika
 
Posty: 33018
Dołączył(a): 18 maja 2011, o 15:02
Ulubiona autorka/autor: Janet Evanovich

Post przez Janka » 15 listopada 2013, o 23:12

Też tak to widzę.
Nawet gdyby to miało być z miłości i dla jej dobra, to gdzie oni byli przez poprzednie 30 lat jej życia? Dlaczego nie nauczyli jej odpowiedniej postawy życiowej wtedy, gdy powinni? Co to za metoda wychowawcza rozpieścić do granic możliwości, a wtedy rzucić do morza w zawiązanym worku?
Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 15547
Dołączył(a): 17 maja 2013, o 02:05
Ulubiona autorka/autor: Susan Elizabeth Phillips

Post przez Papaveryna » 15 listopada 2013, o 23:14

Ja się z taką metodą nie zgadzam,tylko gdybam co autorka miała na myśli :wink:

Avatar użytkownika
 
Posty: 33018
Dołączył(a): 18 maja 2011, o 15:02
Ulubiona autorka/autor: Janet Evanovich

Post przez Janka » 15 listopada 2013, o 23:20

Mnie się wydaje, że SEP miała za duży rozrzut pomiędzy sytuacją zastaną (wypieszczona królewna z Hollywood) a oczekiwaną (biedna, umordowana, nie mogąca liczyć na nikogo, samotna nieudacznica) i nie poradziła sobie dobrze z tym zadaniem. Wyszło jej niewiarygodnie.
Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 15547
Dołączył(a): 17 maja 2013, o 02:05
Ulubiona autorka/autor: Susan Elizabeth Phillips

Post przez Papaveryna » 15 listopada 2013, o 23:28

A ja mam kolejny pomysł,ale głupi chyba.Wpadł mi do głowy jak karmiłam koty :P

Avatar użytkownika
 
Posty: 33018
Dołączył(a): 18 maja 2011, o 15:02
Ulubiona autorka/autor: Janet Evanovich

Post przez Janka » 15 listopada 2013, o 23:34

Myślę i myślę, jaki pomysł może wpaść przy karmieniu kotów, i nic nie wymyśliłam.
Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 15547
Dołączył(a): 17 maja 2013, o 02:05
Ulubiona autorka/autor: Susan Elizabeth Phillips

Post przez Papaveryna » 15 listopada 2013, o 23:56

Widocznie wtedy mnie natchnienie łapie :P

Podzielę się pomysłem,ale niczym we mnie nie rzucajcie,proszę :P Przyszło mi do głowy,że pani SEP wkopała się w seryjną pułapkę,gdzie głównymi bohaterami są dzieci bohaterów wcześniejszych książek,których znamy,lubimy i mamy o nich dobre zdanie.
W kilku książkach popularny jest motyw koszmarnych rodziców,np: rodzice Emmy,Blue,ojciec Phoebe i Molly,matka Kenny'ego.Rodziców tych jednak nie poznałyśmy,wiemy o nich tyle ile mówią bohaterowie.Przeważnie to oni są odpowiedzialni za wszelkie traumy i problemy w życiu dorosłym swoich dzieci.W "Nikt mi się nie oprze" ten motyw też mi trochę pasuje.No,ale rodziców Meg poznaliśmy,lubimy i wiemy że oni nie zachowaliby się w ten sposób i dlatego wychodzi taki mało przekonujący galimatias.

Avatar użytkownika
 
Posty: 33018
Dołączył(a): 18 maja 2011, o 15:02
Ulubiona autorka/autor: Janet Evanovich

Post przez Janka » 16 listopada 2013, o 00:00

Papaveryna napisał(a):Podzielę się pomysłem,ale niczym we mnie nie rzucajcie,proszę :P

Przykro mi, ale Twoja prośba nie może być spełniona, bo muszę w Ciebie rzucić, a mianowicie muszę rzucić brawem.
Zgadzam się w stu procentach z tą teorią.
Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 15547
Dołączył(a): 17 maja 2013, o 02:05
Ulubiona autorka/autor: Susan Elizabeth Phillips

Post przez Papaveryna » 16 listopada 2013, o 00:42

Dziękuję za brawo.Nim można rzucać bez uszczerbku na zdrowiu dla osoby,w którą cios jest wymierzony :P

Avatar użytkownika
 
Posty: 364
Dołączył(a): 25 sierpnia 2013, o 01:02
Ulubiona autorka/autor: SEP, mary balogh, mary jo putney

Post przez my-joy » 16 listopada 2013, o 00:47

Papaveryna napisał(a):Widocznie wtedy mnie natchnienie łapie :P
W kilku książkach popularny jest motyw koszmarnych rodziców,np: rodzice Emmy,Blue,ojciec Phoebe i Molly,matka Kenny'ego.Rodziców tych jednak nie poznałyśmy,wiemy o nich tyle ile mówią bohaterowie.Przeważnie to oni są odpowiedzialni za wszelkie traumy i problemy w życiu dorosłym swoich dzieci.W "Nikt mi się nie oprze" ten motyw też mi trochę pasuje.No,ale rodziców Meg poznaliśmy,lubimy i wiemy że oni nie zachowaliby się w ten sposób i dlatego wychodzi taki mało przekonujący galimatias.


Czy ja wiem. W przypadku Meg motyw koszmarnych rodziców w ogóle się nie sprawdza bo Korandowie nie byli ani koszmarni, ani destrukcyjni. Za żadne traumy Meg odpowiadać nie mogą, bo ona generalnie takowych nie posiadała. Problemem mógł być jedynie dobrobyt w jakim ją wychowali oraz to, że zapewne namawiali ją aby znalazła taką drogę życia jaka ją uszczęśliwi. A to, że ona do 30 na nic się nie mogła zdecydować to już naprawdę nie ich wina. A tym bardziej braci Meg, którzy też zostali wykreowani na upartych tyranów. Może i SEP ma zasadę wplatania za każdym razem do fabuły motyw parszywego rodzica, ale w tej książce albo zjadła ją rutyna albo my nie rozumiemy jej intencji.

Avatar użytkownika
 
Posty: 33018
Dołączył(a): 18 maja 2011, o 15:02
Ulubiona autorka/autor: Janet Evanovich

Post przez Janka » 16 listopada 2013, o 01:49

Joy, dla mnie to, co piszesz, jest następnym dowodem na słuszność teorii Very.
SEP się uparła, żeby wcisnąć motyw złych rodziców, ale wpadła w tę seryjną pułapkę, o której mówi Very, bo oni nie nadawali się na złych i w sumie musiał jej wyjść galimatias.
my-joy napisał(a):A to, że ona do 30 na nic się nie mogła zdecydować to już naprawdę nie ich wina.

Ja stawiam, że jednak częściowo ich. Może za mało z nią rozmawiali o tym, co naprawdę się liczy w życiu? Może za mało z nią przebywali i nie mogli świecić dobrym przykładem? Może jej dostatecznie nie przygotowali do samodzielnego życia?
Jasne, ona ma mózg i mogła w pewnym momencie dorosnąć i przejąć odpowiedzialność za swe życie, ale tego nie zrobiła, wina jest więc też i po jej stronie. Jednak rodzice według mnie zrobili więcej błędów.
Oni mają nieprzecietą pępowinę, a za to winę ponoszą bardziej rodzice, bo z jakiegoś powodu przegapili czas, kiedy należało to zrobić. Nagle im się przypomniało, a wtedy sru, wyrzucili dziecko z gniazda, zamiast je wcześniej nauczyć latać.
Obrazek

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do P - Q

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 0 gości