Małgorzata Kursa:
Będę donosić. Wczoraj Przyjaciółka zrobiła mi krzywdę. Rozmawiałyśmy przez telefon i znienacka rzuciła mi w ucho stary, zapomniany już prawie tekst. Przez całą noc śniły mi się kadłubki, wątróbki i dróbka, a zza starego grobowca wykrzywiała się odrażająca morda, która - jak zepsuta płyta - wciąż powtarzała:
Gdzie jest, panie, grób Kadłubka?
Tam, gdzie, panie, trup Kadłubka.
Koło słupka leży kupka
- To Kadłubka jest wątróbka.
Ości kupka, kości grupka
- To Kadłubka dróbka są.
Rany, jaka ja dziś zmęczona byłam! Nie dość, że przez pół nocy usiłowałam zamknąć mordzie mordę, to jeszcze w ciągu dnia wierszyk sam mi się mamrotał. Dobrze, że mi nie wyleciał z gęby w sklepie, bo już bym chyba siedziała na obserwacji.
klarek napisał(a):duzzza22 napisał(a):No i jak jej nie uwielbiać
to wcale nie jest takie trudne
Małgorzata Kursa
Gorzej ze mną, niż myślałam. Szłam do Lidla totalnie zdołowana, bo uznałam, że mam właśnie początki Alzheimera. Nie mogłam sobie za Boga przypomnieć, czy w przewidzianym terminie zdobyłam konieczną do egzystencji pieczątkę, czy też beztrosko o tym zapomniałam. No, psiakrew, jak u Machulskiego: " Czy ja byłam z pieskiem, czy bez pieska?" I, jakby mało mi było tej psychicznej tortury, niedaleko sklepu dopadła mnie kobita w wieku zaawansowanym, capnęła za ramię metodą kleszczową i wbiła we mnie surowe spojrzenie. O, mamusiu - pomyślałam przerażona i od razu zaczęłam rachunek sumienia. - Coś mojego przeczytała i uznała za swój obowiązek sprowadzić moją pokręconą duszyczkę na drogę cnoty. Już miałam zrobić odpowiednio skruszoną minę, kiedy kobita oznajmiła twardo: - Już się zaczęło głosowanie. Trzeba pójść i zagłosować, żeby dali pieniądze na nasz kościół! Zaznaczy pani ten punkt, bo inne mniej ważne! OK, z wariatami i nawiedzonymi nie zadzieram, bo się ich normalnie boję. Kiwnęłam jeno głową, skorzystałam z okazji, że uścisk zelżał i wyrwałam w kierunku sklepu. Po drodze nieco się we mnie kotłowało. Już pan minister dał na kościół, ja nie muszę dokładać z naszych miejskich. Bardziej mi się podobają inne inwestycje i nie lubię, kiedy ktoś mnie do czegokolwiek zmusza. Ale już w sklepie zastygłam między regałami niby kamień, bo przyszła mi do głowy niepokojąca myśl: dlaczego, mianowicie, baba mająca do dyspozycji kupę przechodniów czepnęła się akurat mnie? Proste - wyglądam prawdopodobnie jak jak okaz polskiego mohera. I nic to, że znaku rozpoznawczego na głowie nie noszę. Nic, że różańcem nie wymachuję i klątw nie rzucam. Coś siostrzanego musiała w mojej gębie wypatrzeć. I, jasna cholera, jak mnie to gnębi. Mam doła jak holenderska depresja - początki Alzheimera i moher na gębie... Od dziś omijam lustra.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 0 gości