przez Kasiag » 6 października 2013, o 16:13
Nazajutrz po śmierci mamy, spełniając swą groźną obietnicę, przybyła stara dobra babka Violet z koszykiem brzoskwiń i energią stu mężczyzn, gotowa zapanować nad sytuacją, w tym i nade mną.
W ludzkiej pamięci pewne wydarzenia wypalone są na stałe, jak film wideo, na przykład lądowanie człowieka na Księżycu i przybycie babki Violet. Nigdy nie zapomnę tej chwili, gdy postawiła stopę na naszym podwórku. Siedziałam na frontowej werandzie i zbijałam bąki na starej huśtawce. Zajmowałam się zdzieraniem farby paznokciem. Byłam pogrążona w smutku.
(…)
Samochód babki, ogromny biały cadillac, skręcił na podjazd, wzbijając tuman kurzu, i gwałtownie zahamował. Ciemna chmura przez kilka minut wisiała w powietrzu, co pewnie uznałabym za znak, gdybym odznaczała się choć szczyptą intuicji. Kiedy kurz opadł zobaczyłam, że tylne siedzenie załadowane jest po dach. Babka wysiadła, przeciągnęła się z rękami założonymi na plecy i spojrzała na dom z miną, która mówiła jasno: „Wreszcie zajmę należną mi od dawna pozycję głównego kata.”
Wszystkie włoski na moim ciele stanęły dęba. Nie byłam pewna czemu, ale wiedziałam, że znalazłam się po uszy w gównie.; to chyba wtedy w ogóle po raz pierwszy użyłam tego słowa. Szczerze mówiąc, nie ma w języku odpowiedniejszego określenia.
Wróg zbliżył się i warknął:
- Nie siedź jak kornik na drzewie! Chodź tutaj! Daj słodkiego i pomóż rozładować samochód!
Danie słodkiego nie oznaczało przyniesienia cukiernicy. Miałam ucałować jej policzek, a potem zostać mułem roboczym. (…) Nie mogąc uciec ani nie mając wyboru, zeskoczyłam z huśtawki i dla własnego dobra udałam gotowość do pomocy.
- Babciu, czy mogę ci pomóc?
Z doświadczenia wiedziałam już, że upór może przynieść różne skutki, począwszy od ostrych słów, skończywszy na smagnięciu po łydkach.
- Ależ oczywiście, młoda damo.
Ta kobieta musiała pochodzić od kruków, sądząc po jej okropnym głosie.
Zgięłam się pod ciężarem kartonowego pudła, umieszczonego na moich plecach i z trudem doczłapałam do werandy. Babka wyminęła mnie z walizkami w obu rękach, otworzyła drzwi i przytrzymała je stopą, bym mogła przejść, po czym zawołała ojca. Nic dziwnego, że dziadek umarł przed nią. Mądry wybór. Naprawdę, wyjątkowo roztropny.
- Douglasss! Gdzieee jeeesteeeś?
- Próbuje się zdrzemnąć – wyjaśniłam, upuszczając pudło na podłogę i zaraz wybiegając po kolejną porcję bagażu. Byłam niegrzeczna i w ogóle mnie to nie obchodziło.
Usłyszałam, jak babka syczy za mną coś w rodzaju: „Co za impertynencja!”, ale się nie zatrzymałam. Naprawdę myślałam, że powinna zostawić tatę w spokoju. Jednakże Violet nie miała zamiaru nikogo zostawić w spokoju.
Wróciłam z drugim pudłem. Tata zszedł z góry; cmoknął z obowiązku starą wiedźmę, a ona, niech Pan ma nas w opiece, wybuchnęła płaczem, obejmując tatę za szyję. Nie przypuszczałam, ze ta stara pomarszczona czarownica ma w ogóle w sobie jakąś wodę.
- Wszystko w porządku, mamo – powiedział tata. – Oboje z Anną dobrze się czujemy. To tylko szok. Naprawdę wszystko w porządku.
- W porządku? Jak to możliwe? Mary Beth jeszcze nie ostygła. Pokaż no się. Och, mój biedny chłopcze!
Kompletnie ignorując mnie i stan, w jakim się znajdowałam, doszła chyba do wniosku, że z tatą rzeczywiście wszystko w porządku, bo zebrała się w sobie i zapytała:
- Gdzie mam położyć swoje rzeczy? Pokaż.
Tata poszedł pierwszy, ja za nimi; pułapka zamknęła się na dobre.
(…)
-Jak długo u nas zostanie, tato?
-Jak długo będzie chciała, słoneczko.
Do diabła, pomyślałam, to koniec. Moje życie się skończyło, już po mnie.
Wyspa Palm Dorothea Benton Frank
Całe życie jest jak oglądanie migawki, pomyślał. Tylko zawsze wygląda tak, jakby człowiek przyszedł o dziesięć minut spóźniony i nikt nie chce mu opowiedzieć, o co chodzi, więc musi sam się wszystkiego domyślać. I nigdy, ale to nigdy nie zdarza się okazja, żeby zostać na drugi pokaz.
Ruchome obrazki Terry Pratchett