przez Agrest » 22 października 2013, o 17:31
Żeby było zabawniej, od strony autorów to nazywa się właśnie zrzeczeniem "moral rights". Czy tego naprawdę chcą? Pewnie nie, ale to jest raczej wybór między podpisaniem takiej umowy, albo niepodpisaniem jej w ogóle. Poza tym czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal - większości tłumaczeń autorki raczej nie są w stanie przeczytać i ocenić.
Od strony czytelników - Jadzia, byłoby cudownie gdyby każde wydawnictwo czuło moralny obowiązek dostarczenia nam pełnowartościowego produktu, ale dobrze wiesz, jak jest... Tak, ja uważam, że nie powinni tego robić. Uważam też, że warto o tym mówić i wciąż im to wytykać. Ba! Teoretycznie jakieś zwycięstwo już zostało odniesione, przecież Harlequin zadeklarował kiedyś, że będzie wydawał Gorące Romanse nie skracając ich. Niestety, nie wiem czy dotrzymali słowa, ale taka deklaracja padła.
Niestety wiem też, że skracanie, zmiany - ani to nowe zjawisko, ani tylko w harlequinie spotykane. Tylko że tam jest to wręcz polityką.
"I read a story to-night. It ended unhappily. I was wretched until I had invented a happy ending for it. I shall always end my stories happily. I don't care whether it's 'true to life' or not. It's true to life as it should be and that's a better truth than the other."
Emily Byrd Starr