Janka napisał(a):W ogóle lubienie i nielubienie każdej z książek SEP wcale mnie nie dziwi. One takie właśnie są. Każda może budzić różne uczucia.
Żadna książka SEP nie była też dla mnie absolutnie wolna od wad. Do każdej o coś się przyczepiam. Np. cudowna i wspaniała "Arena" - nie jest łatwo przymknąć oko na carewicza. Od tego przymykania można dostać zmarszczek. Do "Areny" powinny być dokładane darmowe kremy pod oczy. Albo do "Areny" po dwie tubki, a do każdej innej po jednej. (A do "Z miłości" co najmniej 5.)
Co do "Areny" to się zgodzę, że może budzić co najmniej mieszane uczucia. Książka jest ... dziwna. To chyba jedyne określenie jakie mi się nasuwa. Podobał mi się motyw z tygrysem, ale może to wynika z tego że lubię fantastykę. No bo był to motyw, jakby go nazwać - Paranormalny. W ogóle całośc opiera się na paranormalności - carewicz, te jego występy na arenie, w ogóle ten dziwny ślub na początku i to, że bohaterka zgodziła się tak po prostu wyjechać i żyć jako żona faceta, którego w ogóle nie zna i w dodatku się boi. Poniewierał nią na początku też jak najgorsza śfinia, opierając się jedynie na tym co mu naopowiadał o niej kochający tatuś. On faktycznie był taki Palmerowski, jak to któraś z koleżanek wcześniej zauważyła. Tak, zdecydowanie tylko tygrys i gorylica jedząca ślwki warte są zapamiętania.
Natomiast co do "Z miłości", to mnie akurat odwołanie do konkretnych rzeczywistych postaci nie przeszkadzało. Książka ciężko się rozkręcała i w zasadzie fajerwerków nie wzbudza, ale dobrnąć do końca można, polubić głównych bohaterów można i odłożyć na półkę bądź do folderu przeczytane. To chyba jedna z tych "obojętnych" jak je nazywam książek SEP. Takich czytadeł po prostu, nie wzbudzających żadnych większych emocji. Ale miłych i przyjemnych. Do tej listy dopisałabym jeszcze razem z "Areną", "Z miłości" - "Włoskie wakacje".