skończyłam Huntera...czyli cały maratonik też....
Hunter boski
....świeta część...dynamiczna....romantyczna...chyba jedna z najlepszych...obok tej o Teganie...
...niektóre sceny były...no ten teges...
Hunter taki zagubiony w tym wszystkim...boziu jakie to było super...
jak tańczył z Corinne w kuchni przy piosence Bessie Smith...i jego tekst...
a ta piosenka nie ma nic wspólnego z młynkami do kawy.......
...i te jego dumania nad tym że może też będzie mógł jak inni z Zakonu mieć partnerkę...synów....o rany...
...no i szurnięty Chase...ale narobił bałaganu....
kurczę....tak spartolić to tylko on...choć końcówka to absolutna bomba...
oj zaskoczenie było...
...troszkę w końcówce zabrakło mi Huntera z Corinne
...bardziej skupiło się to na
..no i wyskokiem Chasa...troszkę za szybko Hunter napił się z niej...Corinne z niego i już...szczęśliwy happy end...ale chyba dalej w kolejnych tomiszczach też coś będzie o nich jeszcze i chyba o
....
...świetna seria...czytało się super...było zaskakująco...intrygująco...gorąco
..Aniele...dziękuję za kolejną dawkę emocjonujących historii z życia wampirków....