Zephire, mówimy o pani w wieku około 75-80 lat, która 5 minut po przeszczepie może umrzeć z całkiem innej przyczyny, np. na serce, które nie przetrzyma operacji. I mówimy o jej żyjących dzieciach, które mają np. 20, 30 albo nawet 40 lat mniej, które będą tej nerki jeszcze bardzo długo potrzebowały. (A dodatkowo trzeba wziąć pod uwagę, że mają te same geny, co mama i też mogą zachorować na to samo, a wtedy druga nerka bardzo by się im przydała.)
Nie mówię o paznokciach, o krwi, o szpiku, a o narządach, które nie odrastają, a to wielka różnica.
Czy żywe dziecko jest magazynem części zamiennych dla rodziców, czy nie, to każdy powinien sam sobie odpowiedzieć. Ja mówię, że nie.
Zephire napisał(a):Jano, czyli co - powinien w takim razie dać sobie spokój z szukaniem dawcy?
Nie wiem, dlaczego tak napisałaś. Z których moich słów wynika, że miałby nie szukać? Jedno z drugim nie ma związku.
Że mąż tej pani szuka i przy okazji nagłaśnia problem braku narządów do przeszczepów, to jest podwójnie fantastyczne. Mam nadzieję, że odniósł sukces.