jestem, więc czytam
myślę, więc czytam
leżę, więc czytam
czytam więc
I oto stała w małomiasteczkowym dyskoncie, w którym śmierdziało gumą i prażoną kukurydzą. Poprawiła sobie torbę
pod bluzką, żeby przestała szeleścić. Po wielu godzinach drogi była tak brudna i zmęczona, że nikt nie zwracał na nią uwagi.
Ale Panda nadal koncentrował na sobie ostrożne spojrzenia, tak samo jak w restauracji. Jakaś młoda mama zaciągnęła dziecko
do sąsiedniej alejki, żeby znalazło się jak najdalej od niego. Lucy zerknęła na mężczyznę spod daszka czapki.
- Spotkamy się przy kasie.
Podniósł tani, różowy, sportowy stanik.
- To chyba twój rozmiar.
Uśmiechnęła się cierpko.
- Naprawdę nie potrzebuję pomocy. Zajmij się swoimi zakupami, ja stawiam.
Cisnął stanik z powrotem do kosza.
- No, ja myślę, że stawiasz. Zbieram paragony.
Ale wciąż się nie ruszał. Wrzuciła do koszyka paskudne babcine majtki, bo nie zamierzała pozwolić mu patrzeć, co wybiera
naprawdę.
Natychmiast wyciągnął wielkie figi i wrzucił w zamian jakieś neonowe sznureczki.
- Te mi się bardziej podobają.
Nie wątpię. Ale skoro i tak ich nie zobaczysz, to nie masz tu prawa głosu, pomyślała.
Wsunął rękę pod koszulkę i podrapał się w brzuch.
- Pośpiesz się. Jestem głodny.
Potrzebowała go, więc zostawiła wyzywające stringi w koszyku i pozwoliła się zaprowadzić
do jedynej alejki z ubraniami dla mężczyzn.
- Przy zakupach cenię sobie kobiecy wkład. - Sięgnął po granatową koszulkę i zaczął studiować nadruk, który przedstawiał
kobietę z ogromnymi piersiami i wyrzutnią rakietową między nogami.
- Zdecydowane nie - powiedziała.
- Podoba mi się. - Narzucił sobie koszulkę na ramię i zaczął przeglądać dżinsy.
- Myślałam, że chcesz mojego wkładu.
Popatrzył na nią nierozumiejącym wzrokiem.
- Czemu tak pomyślałaś?
Poddała się.
- [...] Dokąd teraz jedziemy, pani porucznik? - zapytała Peabody.
– Do college'u.
– To niebezpieczne. Tam jest mnóstwo świetnych facetów. - Skuliła ramiona pod karcącym wzrokiem Eve. - Przecież to, że McNab i ja stanowimy dobraną parę i mamy dojrzały związek...
– Nie chcę słuchać o niczym wspaniałym i dojrzałym związanym z McNabem. Natychmiast robi mi się słabo.
To, że McNab i ja stanowimy dobrana parę – kontynuowała niezrażona Peabody, gdy szły przez hol – nie oznacza jeszcze, że nie wolno mi patrzeć na innych mężczyzn. Kada kobieta, która ma oczy, zwraca uwagę na innych facetów. No dobra, może ty nie, ale ty masz Roarke'a.
– Przypominam ci, że prowadzimy śledztwo w sprawie morderstwa i nie wybieramy się na konkurs męskiej urody.
– Lubie łapać kilka srok za ogon, jesli to jest możliwe. W związku z tym uważam, że powinnyśmy coś zjeść. W ten sposób mogłybyśmy jednocześnie prowadzić śledztwo, sycić ciało i pożądliwy wzrok.
– Nie będzie żadnego pożądania. To jest zabronione na wszystkich etapach śledztwa.
Peabody ściągneła wargi.
– Jesteś dzisiaj naprawdś niedobra.
– Owszem. - Eve głęboko zaczerpnęła tchu i uśmiechnęła się. - I świetnie się z tym czuje.
Powrót do Czytamy i rozmawiamy
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości