Agrest napisał(a):To plus zbędne imho elementy metafizyczne.
Jeśli chodzi o metafizykę, to, według mnie, ona łączy się z tym szlachectwem, jako jeden z dowodów na pochodzenie Rosalind. Gdyby to arystokratyczne pochodzenie wyeliminować, to automatycznie znika babcia-nie-babcia ze swoimi dowodami na życie po śmierci i to całe „spotkanie” z rodzicami bohaterki. Pozostaje, z tego co pamiętam, sen o Rosalind i o Louisie. I według mnie to mogłoby zostać. Jego ciało jest zbyt słabe, żeby walczyć o życie, ale on tej śmierci nie akceptuje. Nie jest dla niego np. wybawieniem od bólu tylko nieuchronnym i ostatecznym rozstaniem z Rosalind. On potrzebuje tej wiary, że śmierć nie jest końcem i dlatego wybiera tę mistykę. Ja, jako czytelnik, łatwo sobie mogę tu dośpiewać, że to podświadomość mu ten sen o żonie podsunęła, bo w tego typu sprawach takie tłumaczenie lepiej do mnie trafia. Poza tym jest to już trzecie takie umieranie (Okruchy tęczy i Księżycowa narzeczona) i wydaje mi się, że tego typu elementy (w rozsądnej dawce) sprawiają, iż nie jęczymy „a Putney znowu swojego bohatera na skraj życia i śmierci doprowadziła”.
Agrest napisał(a):Ojejku, to nie jest literatura dziecięca i fakt, że większość polskich czytelniczek czytała to we wczesnej młodości naprawdę tego nie zmienia
Pocieszające. Tylko dlaczego to stoi w młodzieżówce, a nie np. i tu i tam?