<span style="font-weight: bold">Polowanie na sobowtóra</span> Linda Howard
<span style="font-style: italic">Kiedy wyszłam z łazienki, oczywiście czekał na mnie, opierając się o ścianę z takim spokojem, jakby nie miał nic do roboty. Nasza kłótnia nie zachwiała jego wiary w siebie. Już wcześniej zauważyłam u niego tę cechę.
– Nic z tego nie będzie – powiedziałam, uprzedzając go. – Nie mo-żemy nawet pójść do kina, żeby się nie pożreć, co potem usiłujesz załagodzić, uprawiając ze mną seks.
– A znasz lepszy sposób? – spytał, unosząc brwi.
– Mówisz jak typowy mężczyzna. Kobiety nie chcą się kochać, kie-dy się kłócą.
Jego brwi uniosły się jeszcze wyżej.
– Mało brakowało, a bym się na to nabrał – powiedział, przeciąga-jąc wyrazy, co nie było zbyt mądre z jego strony. Poczułam, że drży mi dolna warga.
– Nie powinieneś mi tego zarzucać. To nie moja wina, że znasz mój słaby punkt. To nie w porządku, że wykorzystujesz to, kiedy wiesz, że nie mogę ci się oprzeć.
Na jego ustach pojawił się uśmiech i Wyatt oderwał się od ściany.
– Czy ty masz pojęcie, jakie to podniecające, kiedy mówisz, że nie możesz mi się oprzeć? – Jego ręka szybko jak wąż otoczyła mnie w talii i Wyatt przyciągnął mnie do siebie. – Wiesz, o czym myślałem przez cały dzień?
– O seksie – odparłam, patrząc prosto przed siebie na jego tors.
– No tak. Przez jakiś czas. Właściwie to przez większość czasu. Ale myślałem też o tym, jaka jesteś fajna, jak dobrze się budzić rano u twego boku, a wieczorem wracać do ciebie. Kocham cię i nie zamieniłbym cię na najbardziej opanowaną, nieskomplikowaną, niemającą dużych wymagań kobietę na świecie, bo byłbym wtedy bardzo nieszczęśliwy.
– Mhm – mruknęłam z ironią. – I dlatego mnie rzuciłeś i nie odzy-wałeś się przez całe dwa lata.
– Stchórzyłem. – Wzruszył ramionami. – Przyznaję. Już po dwóch randkach zrozumiałem, że przy tobie nie będę miał ani chwili spokoju, więc postanowiłem ograniczyć straty do minimum, i się nie angażować. Przy tym tempie, jakie sobie narzuciliśmy, pewnie w ciągu tygodnia wylądowalibyśmy w łóżku i ożeniłbym się z tobą, zanim zdążyłbym się zorientować.
– A co tym razem się zmieniło? Bo na pewno nie ja.
– I dzięki Bogu. Kocham cię taką, jaka jesteś. Chyba pogodziłem się z faktem, że chociaż ciągle przysparzasz mi kłopotów, to dla mnie jesteś tego warta. Dlatego pojechałem za tobą na plażę, dlatego nie wyszedłem z kina, chociaż byłem tak wściekły, że nie pamiętam ani jednej sceny z tego filmu, i dlatego poruszę niebo i ziemię, żebyś za-pewnić ci bezpieczeństwo.
Nie chciałam jeszcze przestać się na niego gniewać, ale czułam, że powoli tracę parę. Próbowałam jednak dąsać się dalej, by sobie nie pomyślał, że te słodkie słówka zrobiły swoje.
– Codziennie coraz lepiej cię poznaję – mruknął, przyciągając mnie bliżej i muskając ustami moją skroń. Uniosłam ramiona, żeby nie dobrał się do mojej szyi, a on zaśmiał się cicho. – I codziennie coraz bardziej się w tobie zakochuję. Poza tym rozładowałaś napięcie na posterunku, bo ci, którzy wcześniej mieli do mnie pretensje, teraz mi współczują.
Zrobiłam jeszcze bardziej nachmurzoną minę, ale tym razem nie udawałam. Należało mu się współczucie, bo mnie kochał?
– Nie jestem aż taka zła.
– Kochanie, jesteś kobieta demolka, a im się wydaje, że już do końca życia będę musiał cię pacyfikować. Zresztą mają rację. – Pocałował mnie w czoło. – Ale przy tobie nigdy nie będę się nudził, a twój tata nauczy mnie, jak przetrwać w samym środku tornada. No, daj spokój – powiedział przymilnie, przysuwając usta do mojego ucha. – Ja pierwszy chwyciłem byka za rogi. Przyznaj, że ty też mnie kochasz. Wiem, że tak jest.
Wiłam się jak piskorz, ale w jego ramionach było tak ciepło, a od zapachu jego skóry kręciło mi się w głowie z pożądania. W końcu westchnęłam ciężko.
– No dobrze – powiedziałam, nadąsana. – Kocham cię. Ale niech ci się nie wydaje, że stanę się przykładną żoną.
– Prędzej piekło zamarznie – odparł cierpkim tonem. – Ale moją żoną zostaniesz na pewno. Od początku... to znaczy od drugiego początku poważnie traktowałem nasz związek. Kiedy sobie uświadomiłem, że mogłaś zginąć, oczy mi się otworzyły.
– Za którym razem? – spytałam, mrugając oczami. – Bo były trzy.
Uściskał mnie.
– Za pierwszym. W zeszłym tygodniu przeżyłem tyle, że starczy mi na całe życie.
– Tak? To postaw się w mojej sytuacji. – Poddałam się i położyłam głowę na jego piersi. Serce trzepotało mi jak zwykle w jego obecności, ale tym razem w stereo. Zdezorientowana, skupiłam się na jego biciu i raptownie uświadomiłam sobie, że słyszę również jego serce – i ono galopowało.
Radość wezbrała we mnie, wypełniła mnie jak woda balon, aż cała spuchłam ze szczęścia. Może to nie najładniejsze porównanie, ale bardzo trafne, bo czułam się tak, jakby moje wnętrzności chciały przebić skórę. Odchyliłam głowę do tyłu i promiennie uśmiechnęłam się do Wyatta.
– Kochasz mnie! – rzuciłam triumfalnie. Spojrzał na mnie nieuf-nym wzrokiem.
– Wiem. Przecież sam to powiedziałem.
– Tak, ale ty naprawdę mnie kochasz!
– Myślałaś, że kłamię?
– Nie, ale usłyszeć coś i poczuć to dwie różne sprawy.
– A ty czujesz... – Umilkł, bym dokończyła za niego.
– ...bicie twojego serca. – Poklepałam go po piersi. – Tłucze się tak samo jak moje.
Wyraz jego twarzy zmienił się, złagodniał.
– Dzieje się tak za każdym razem, kiedy jesteś w pobliżu. Począt-kowo myślałem, że to arytmia, ale potem zrozumiałem, że to mi się zdarza tylko w twojej obecności. A już chciałem się przebadać.</span>
******************************************
<span style="font-style: italic">Nagle coś mi przyszło do głowy i spojrzałam na Wyatta.
– Mogę powiedzieć mamie o włosach, które znaleźliście?
Chwilę się zastanawiał, po czym skinął głową.
– O jakich włosach? – spytała mama.
– Detektywi sądowi znaleźli pod moim samochodem kilka ciem-nych włosów o długości mniej więcej dwudziestu pięciu centymetrów. Przychodzi ci do głowy ktoś z ciemnymi włosami tej długości, kto mógłby chcieć mnie zabić?
– Hm – mama mruknęła z zastanowieniem. – Są czarne czy po prostu ciemne?
Skierowałam to pytanie do Wyatta. Miał taką minę, jakby chciał spytać, jaka to różnica, ale chwilę pomyślał i sam ją zrozumiał.
– Powiedziałbym, że czarne – odparł.
– Czarne – przekazałam mamie.
– Naturalne czy farbowane? – Mama była w swoim żywiole.
– Naturalne czy farbowane? – spytałam Wyatta.
– Jeszcze nie wiemy. Dowody trzeba będzie poddać badaniom.
– Mają dopiero to ustalić – powiedziałam mamie. – Przychodzi ci ktoś do głowy?
– Na przykład Malinda Connors.
– Trzynaście lat minęło, odkąd wygrałam w konkursie piękności, a ona zajęła drugie miejsce. Chyba już się z tym pogodziła?
– Nie wiem. Zawsze mi się wydawało, że jest wyjątkowo mściwa.
– Ale i za bardzo niecierpliwa. Nie wytrzymałaby aż tak długo.
– Racja. Hm. Ta osoba musi ci czegoś zazdrościć. Spytaj Wyatta, z kim się spotykał, zanim znowu się ze sobą związaliście.
– Już o tym myślałam. Mówi, że nie ma żadnych kandydatek.
– Jeżeli tylko nie żył jak mnich, to na pewno znajdą się jakieś kandydatki.
– Wiem, ale nie chce nawet podać mi ich nazwisk, żebym sama sprawdziła.
Wyatt z zaniepokojoną miną usiadł koło mnie na łóżku.
– O czym rozmawiacie?
– O tobie i twoich kobietach – wyjaśniłam, odwróciłam się do niego bokiem i odsunęłam, żeby nie mógł podsłuchiwać.
– Przecież ja nie mam żadnych kobiet – powiedział ze znużeniem w głosie.
– Słyszałaś? – spytałam mamę.
– Słyszałam, ale nie wierzę. Spytaj, jak długo żył w celibacie, za-nim cię poznał.
Zwróćcie uwagę na to, że moja mama zakładała, iż Wyatt już nie żyje w celibacie. Jej brak troski o moje obecne życie uczuciowe świadczył o tym, że zaakceptowała Wyatta, a to nie byle co. Bez jej aprobaty nasze życie rodzinne nigdy nie byłoby szczęśliwe.
Zerknęłam na niego przez ramię.
– Mama pyta, jak długo nie miałeś kobiety przed naszymi zaręczy-nami.
Sprawiał wrażenie mocno przestraszonego.
– Niemożliwe. Nie spytałaby o to.
– Ale spytała. Proszę. Pogadaj z nią osobiście.
Podałam mu słuchawkę, a on wziął ją ostrożnie.
– Halo – powiedział, po czym zaczął słuchać. Na jego policzkach wykwitły dwie czerwone plamy. Przyłożył dłoń do oczu, jakby chciał ukryć się przed zadanym pytaniem. – Yyy... sześć tygodni? – powie-dział nieśmiało. – Może. Być może trochę dłużej. Oddaję Blair.
Rzucił mi słuchawkę, jakby go parzyła. Wzięłam ją i spytałam:
– No i co ty na to?
– Sześć tygodni to długo, kiedy ma się obsesję na czyimś punkcie – powiedziała mama. – Myślę, że trzeba wyeliminować tę opcję. A co z tobą? Czy któryś z twoich byłych niby chłopców mógł związać się z jakąś wariatką, która jest zazdrosna o jego poprzednie związki?
„Niby–chłopiec” to taki, z którym umówiłam się na kilka randek, no, może nawet na kilkanaście, z którym nie łączyło mnie nic poważ-nego i z którym zerwałam wszelkie kontakty.
Po Wyatcie było kilku takich, ale w tej chwili nawet nie pamiętałam ich imion.
– Nie mam z nimi kontaktu, ale mogłabym to sprawdzić powiedziałam. To znaczy, jeżeli przypomnę sobie ich imiona.
– To jedyna inna możliwość, jaka przychodzi mi do głowy. Powiedz Wyattowi, żeby szybko załatwił tę sprawę, bo zbliżają się urodziny twojej babci, a jak tu świętować, skoro ciągle musisz się ukrywać?
Skończyłam rozmowę i przekazałam Wyattowi prośbę mamy, on zaś kiwnął głową, jakby zrozumiał, chociaż z pewnością nie miał pojęcia, o co chodzi z tą babcią. Nie wiedział przecież, jaka wybuchłaby awantura, gdyby babcia poczuła się choć trochę urażona. Mówiła, że w jej wieku zostało jej już niewiele urodzin i lepiej, byśmy byli obecni na wszystkich. Babcia to mama mojej mamy, jeżeli jeszcze się tego nie domyśliliście. W tym roku kończy siedemdziesiąt cztery lata, więc nie jest taka znowuż stara, ale wykorzystuje swój wiek, by dostać to, czego chce.
Hm. Genetyka to zabawna sprawa, nie?
Spojrzałam na niego świdrującym wzrokiem.
– No to jak ona ma na imię?
Dobrze wiedział, o kim mówię.
– Wiedziałem – powiedział, kręcąc głową. – Wiedziałem, że przy-ssiesz się do tego jak pijawka. To nie było nic poważnego. Na jakiejś konferencji wpadłem na starą znajomą i... to naprawdę nie było nic takiego.
– Ale się z nią przespałeś – powiedziałam oskarżycielskim tonem.
– Ona jest ruda. I pracuje jako detektyw w... nie, cholera, nie po-wiem, gdzie pracuje. Jeszcze nie całkiem zwariowałem. Jutro możesz pogadać z nią przez telefon. Oskarż ją o próbę morderstwa albo po-równajcie swoje listy moich wykroczeń.
– Skoro jest policjantką, to umie strzelać.
– Blair, zaufaj mi. Proszę. Gdybym pomyślał, że istnieje choć cień prawdopodobieństwa, że mogłaby coś takiego zrobić, ani chwili bym się nie wahał, tylko od razu wezwał ją na przesłuchanie.
Westchnęłam. Umiał tak ujmować niektóre rzeczy, że miałam nie-wielkie pole manewru, z czego od razu skwapliwie korzystał.
– Ale ta osoba jest o mnie zazdrosna – przypomniałam mu. – Mama ma rację. Ja tak samo. Tu chodzi o jakąś osobistą sprawę.
– Zgadzam się z tym. – Wstał i zaczął się rozbierać. – Ale już minę-ła północ. Ja jestem zmęczony, ty jesteś zmęczona. Wróćmy do tematu, kiedy dostaniemy wyniki analizy tych włosów. Wtedy się dowiemy, czy mamy do czynienia z naturalną brunetką, czy z osobą, która dla niepoznaki ufarbowała sobie włosy.
</span>