Po wielu miesiącach przeczytałam
"Lover Awakened" Nawet niezłe, choć część romansową czytałam pobieżnie i omijałam sceny.
Zsadist jako bohater przypadł mi do gustu. Chyba na zasadzie
"wszyscy kochają bohaterów po przejściach" Przyznam się szczerze, ta kreacja była dla mnie swego rodzaju przygodą. Miałam ochotę na niewielki test, czyli jak opisywani są bohaterowie, kiedy są bardziej wiarygodni i czy gatunek ma znaczenie. Wnioski były zgodne z moimi oczekiwaniami/założeniami.
Groźny wampir, z traumą z przeszłości, a w środku przestraszony mężczyzna/chłopiec, który jest spragniony miłości. Obserwując jego zachowanie, nie bardzo wiedziałam co mam myśleć... Rozczulać się czy śmiać? Postawiłam na to pierwsze, jakoś tak. W końcu to romans, nie thriller.
Ward zastosowała tutaj ciekawy zabieg, który, pomimo braku oryginalności romansu jako takiego, pozwala na ciągnięcie serii i utrzymanie zainteresowania czytelników. No, mniej więcej jej to wychodzi. Mnogość punktów widzenia (one się chyba powielają). Jakby kogoś nudziła Bella, przechodzimy do Zsadista. Nie? Idziemy do Rehvenge'a. Nadal nie? To może John... Phury... Butch...
Czy ktoś zauważa tutaj pewną zależność? Tak, tak. Jedna kobieta, zastęp mężczyzn. Ej! Jako punkty widzenia, oczywiście. W końcu, po co jeden bohater (męski), skoro można mieć ich wielu
Zatem, główny bohater już był.
Bella była sympatyczna i uparta. Na końcu pokazała pazury, ale ogólnie wyszła blado.
Phury? Tragiczny bohater. Hej! Czy oni wszyscy tacy nie są?
John... Jego miałabym ochotę przytulić.
Rehvenge jest ciekawy, ale pewnie już książka o nim nie bardzo.
Butch mnie bawi, w pewien sposób.
V prawie nie było.
Panowie z #1 i #2 niemal nieobecni.
I Wellsie! To było takie... UGH. (Nawet jeśli wiedziałam, że tak się stanie...) Lubiłam ją, została zabita. To może i Tohra zabijmy do kompletu.
Plusem była więź między bliźniakami. Co z tego, że kolejne granie na emocjach
Intryga była, od pewnego momentu, o
doopie Maryny Nawet jeśli postać Davida stanowiła pewien powiew świeżości.
Iii... Ponieważ spoglądam w stronę jaśniejszą, pominę elementy, które mnie irytowały... A było ich trochę.
Co do popularności, to w USA nadal trwa szał. Nawet jeśli kolejne części nie spotykają się z takim entuzjazmem, jak te wcześniejsze.
Oczywiście nadal nie bardzo rozumiem w jakim celu autorka zapędziła się w tej historii (serii, jako całości) w stronę Blaya i Qhuinna. Ale nie mnie oceniać.