przez Janka » 22 sierpnia 2012, o 00:47
Dokończyłam Męża i jestem absolutnie i wszechstronnie zachwycona.
Nawet był moment, gdy się na głos śmiałam, a co mi z wiekiem coraz rzadziej się zdarza.
Wszystkie dowcipy już znam, coraz trudniej jest mnie czymś zaskoczyć. Wszystko już było. To z czego mam się śmiać?
A tu mogłam z zebry. Cudne to było.
Najgorszym partnerem według mnie był pan nr 4, czyli pan nudziarz. To już bym wolała pana nr 1, bo śliczny jak z obrazka. A że miał troszkę problemów z prawem, to drobnostka.
Pan nr 3 był dla mnie absolutnie przewidywalny. Nie wiem, w jaki sposób zgadłam, jakie plany będzie miał na przyszłość, ale zgadłam i mnie jego decyzja ani trochę nie zaskoczyła.
Pan nr 2 (ten, co miał swoją ex) też w sumie mnie niczym nie zdziwił. Dokładnie tego się po nim spodziewałam.
Kurczę, jak tak się teraz zastanawiam, to zupełnie nic w tej książce mnie nie zaskoczyło. Wszystko było oczywiste i przewidywalne. Gdybym to ja tę książkę pisała, to od początku do końca dokładnie tak bym akcję poprowadziła. To, skoro sama mogłabym ją sobie wymyślić, dlaczego mi się tak bardzo podobała?
OK, w mojej wersji nie byłoby zebry, to nie byłoby się z czego śmiać. Lepiej zatem, że to nie ja ją napisałam.