W przypadku Dodd pierwsze były "Szalone marzenia", które bardzo mi się podobały, może dlatego, że lubię film „Sabrina” i wtedy uznałam, że warto zainteresować się bliżej tą autorką. Poza tym miło wspominam "Świecę w oknie". Wydaje mi się, że czytałam coś jeszcze, ale gdy trafiłam na "Bosa księżniczkę", jakoś mój entuzjazm zbladł i zaczęłam ostrożniej do niej podchodzić.
Z kolei na "Wybrańców ciemności" od dawna miałam ochotę, jakoś te czarne okładki mnie przyciągały, ale dość długo nie miałam okazji. W końcu zaczęłam "Zapach ciemności" - niezbyt ciekawy początek, potem zdesperowana i niedoceniana asystentka postanawia zdobyć przystojnego szefa - przez chwilę nawet zastanawiam się, czy tego nie rzucić, ale dojechała na miejsce i wkrótce zaczęli się ganiać po lesie, co było nawet ciekawe; szkoda jedynie, że ta cała afera jest dość słaba i taka czarno-biała, po prostu mogłaby być lepiej skonstruowana, dalej czytało się lepiej, na tyle, że byłam zainteresowana zdobyciem drugiej części i gdy tylko napotkałam po drodze pewne trudności, stwierdziłam, że nie popuszczę.
Czy to było dobre? Właściwie nie, ale i tak mam ochotę przeczytać drugą część.