Nie do końca to kryminał, ale niech będzie tutaj.
Kochankowie i kłamcy to prawie 800 stron z małym drukiem. 800 stron, z których żadnej nie mogłam opuścić, gdzie wydawać by się zdało, że długie opowieści przytłoczą książkę, ale tak nie było. Każda strona była ważna i każda opowieść równie. Co ciekawe książka to nie jedna opowieść. Każdy z bohaterów ma swoją własną, i jeszcze inną z kimś, albo z kilkoma innymi ktosiami. We współczesność wplecione są retrospekcje, a jako, że za nimi nie przepadam, z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że tutaj się ich niemal nie zauważa. Pojawiają się jako element współczesności, dopełniają i znakomicie pasują.
Miłość, jest tutaj w nadmiarze. Bardzo dobrze opisana, wręcz niesamowita, a to, że nie jest doskonała i kopie bohaterów po tyłkach dodaje jej wiele. Jest i sex i pożądanie i namiętności, z którymi nawet wielcy tego świata nie potrafią sobie poradzić. Dotyka każdego, a nawet jeśli nie wali po głowie, to smaga tak, że nawet najbardziej zatwardzali zastanowią się aby na pewno...
Ludzie, pełen wachlarz. I dobrych i złych, ale nie to najważniejsze. Oni wszyscy są szalenie ciekawi. Interesujący. I cholernie niejednoznaczni, co mocno rusza. Mnie ruszyło.
Wątek. Jest. Po przeczytaniu całości nawet nie wiem jak go scharakteryzować i jak wyjaśnić. Grzechy, przewinienia, mieszają się z brutalną polityką i ludźmi, którzy ciągną za sznurki i tworzą rzeczywistość. Trzeba uważnie czytać, bo autorka robi z czytelnikiem i bohaterami co chce. A za każdym razem jest równie przekonująca.
To nie jest książka na 2 godziny i nie tylko ze względu na te 800.
We mnie jeszcze pewnie długo posiedzi.
dzięki, kasiag, aby takich więcej