Czytam odkąd pamiętam. Będąc w wieku podstawówkowym, nie jeden raz lądowałam z książką i latarką pod kołdrą, bo mama wołała „gasić światło i spać”. Miłość do słowa pisanego zawdzięczam głównie Tacie (mama goniła do nauki i czytania podręczników, rzeczy popularno naukowych). Już w podstawówce przeczytałam jego cała kolekcję książek Karola May’a. Choć powinnam powiedzieć zeszytów, gdyż za jego młodości tak były one wydawane – w częściach, na papierze, który teraz potrafi złamać się przy dotknięciu. Byłam jednym uczniem w klasie, który przeczytał Trylogię Sienkiewicza
Marzy mi się własna, prywatna biblioteka i jeśli tylko uda mi się osiąść gdzieś na stałe, będę starała się spełnić to marzenie. W tym momencie jednak najzwyczajniej nie mam miejsca na trzymanie książek. Poza tym często się przeprowadzam, dlatego papierowych wydań u mnie mało. Co innego ebooki. Jak na osobę po klasie mat-fiz-info przystało, komputery nie są mi obce. Wręcz nie wyobrażam sobie życia bez mojego Gnojka Kochanego (nazwa własna netbooka
). Służy mi do pracy, do kontaktów ze znajomymi, rozrywki. Moja elektroniczna biblioteczka jest potężnie rozbudowana. Do tego dochodzą prace publikowane w necie. Można spotkać naprawdę świetne, wartościowe, godne polecenia teksty, niejednokrotnie lepsze od wydanych pozycji. Nie mam problemów z czytaniem z komputera.
Jak już wspomniałam w innym temacie, czytam wszystko oprócz dramatów i angstów (choć zdarza się i to), nie ważny jest autor, tytuł, gatunek, motyw, płeć czy orientacja bohaterów. Wciągam komedie, sensacje, przygody, romanse, horrory, fantasy, s-f, popularnonaukowe, dokumenty, biografie i miksy wszelakie. Zarówno formy długie jak i krótkie. W wersji książkowej i elektronicznej – z for, blogów i portali także.
Mam sprawdzony sposób na stwierdzenie, czy tekst będzie mi się podobać; jak do tej pory bezbłędny