Autorka: Susan Johnson
Tytuł: Jezioro pokus ("Hot property")
Rok wydania: 2008
Data polskiego wydania: 11.04.2012
Wydawnictwo: Otwarte
Język: polski, ale czytałam po angielsku
Gatunek: romans erotyczny
Kiedy zobaczyłam w zapowiedziach wydawnictwa Otwarte Susan Johnson, ucieszyłam się. Nie czytałam dotąd tej autorki, ale na zagranicznych portalach była ona popularna przez jakiś czas i jej nazwisko często pojawiało się tuż obok Robin Schone. Ponieważ od wydania w Polsce trzech książek (tylko!) tej ostatniej minęło sporo czasu, na naszym rynku nastała posucha romansów erotycznych. Polskie czytelniczki, jeśli chcą poczytać coś bardziej pikantnego, skazane są albo na czytanie po angielsku, albo na romanse paranormalne. Wydawnictwo Świat Książki, po wydaniu Schone, nie kontynuowało wydawania innych pozycji z tego gatunku, Harlequin zaprzestał wydawania serii Pokusa, pozostałe wydawnictwa nie były zainteresowane i tylko czasem rzucały jakieś ochłapy np. Zakon Pocieszenia Megan Hart. Romans erotyczny nie zagrzał miejsca na polskich półkach.
Czy Jezioro pokus (Hot Property) ma szansę zmienić te sytuację? Marne szanse.
Najwyraźniej, autorka najlepsze lata ma za sobą. Poszperałam w zagranicznych recenzjach i wygląda na to, że od dobrych dziesięciu lat książki Johnson wykazują tendencję spadkową. Tendencję, w którą, i tu zła wiadomość dla polskich czytelniczek, wpisuje się również pozycja zakupiona przez wyd. Otwarte.
Hot property zaczyna się całkiem nieźle, trochę jak niektóre tytuły Nory Roberts. Miastowa, nowoczesna dziewczyna, pisarka przybywa do małej, ale nie pozbawionej uroku mieściny nad jeziorem (polski tytuł ma nawet sens), w której mieszkańcy wszystko o sobie wiedzą. W tejże mieścinie mieszka oczywiście główny bohater, odludek, który, jak wieść gmina niesie, swego czasu pracował dla rządu. Do spotkania głównej pary dochodzi bardzo szybko i równie szybko zaczyna między nimi iskrzyć (powiedzmy), a w między czasie okazuje się, że oboje znajdują się w poważnych tarapatach. Ją prześladuje miliarder, którego ma zamiar obsmarować w swojej najnowszej książce, jego dawny przełożony z CIA. Nasza przebojowa bohaterka postanawia więc upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i jednocześnie zatrudnia bohatera jako ochroniarza i kochanka. Reszta fabuły to sceny seksu przeplatane pościgami i strzelaniną.
Oczywiście nie oczekuję od romansu erotycznego skomplikowanej intrygi politycznej czy zawiłej akcji szpiegowskiej. To są, dla tego gatunku, elementy drugorzędne. Ich rolą jest podkręcanie emocji, budowanie napięcia i stwarzanie okazji, w których bohaterowie mogą się do siebie zbliżyć. Na tym polu Johnson uniknęła większości błędów popełnianych przez liczne autorki łączące w swojej twórczości romans z sensacją. Zachowanie bohatera, kreowanego oczywiście na samca alfa, na seksowną maszynę do zabijania, którego jedyną słabością jest pociąg do bohaterki, jest nawet zaskakująco logiczne a nawet rozsądne.
Mój problem z tą książką zaczyna się tam, gdzie Susan Johnson powinna wykazać się jako ekspert, czyli na polu romansu erotycznego.
W Jeziorze pokus brakuje mi chyba wszystkich elementów dobrej erotyki.
Charakterystyka bohaterów jest ledwo zarysowana i po lekturze trudno jest mi przybliżyć ich sylwetki, a nawet przypomnieć sobie ich imiona (Nick i Zoe - sprawdziłam) . Nim wskoczą do łózka, dowiadujemy się tylko, że oboje są bardzo seksowni i bardzo na siebie napaleni. Ponieważ nie spędzili ze sobą za wiele czasu i niewiele rozmawiali, nie pojawił się najważniejszy punkt romansu, czyli narastanie wzajemnej fascynacji i oczekiwanie na zbliżenie. Johnson przeskakuje ten element i od razu wrzuca bohaterów do łóżka. To, co się w nim dzieje jest szokująco nudne. W scenach zbliżeń brak erotycznego napięcia, brak emocji, co więcej brak nawet porządnych opisów. Autorka zastąpiła je gadaniną. Bardzo wulgarną, sprowadzającą się do, jak sądzę zabawnego w zamiarze, komplementowania genitaliów. I choć te "dialogi" ciągną się przez wiele stron, nic nam o bohaterach nie mówią (poza tym, że są napaleni). Unikają oni wszelkich informacji o swoim życiu, o sobie, swoich emocjach, zastępując je nic nieznaczącymi peanami na temat swojej sprawności seksualnej. Nuda. A potem, niczym filip z konopi, wyskakuje epilog, w którym te roznamiętnione króliki ckliwie wyznają sobie, jak bardzo się kochają i pragną założyć rodzinę i jest to tak z innej bajki, że nie wiem, co z tym zrobić. Oczywiście, poza rzuceniem książki w kąt.
Do pociągu ta pozycja się nada. Nie ma obaw, że spłoniemy rumieńcem w towarzystwie obcych osób. Ale jeśli, ktoś oczekuje czegoś więcej, na poziomie wspomnianej Schone, może sobie darować.
2/10