Książka swoją wyjątkowość zawdzięcza temu, iż jak dla mnie jest na prawdę interesująca. Rzadko się zdarza żeby książka mnie ciekawiła, bo zazwyczaj jest do granic możliwości przewidywalna. Może za bardzo pewne motywy są powielane u wszystkich autorek. Inaczej jest jeśli jest się młodym czytelnikiem romansów, ale jeśli czyta się je 10 lat, to rzadko może coś przykuć naszą uwagę - i znaleźć coś czego jeszcze nie było. Zaskakujący dialog, zaskakujące zachowanie, zaskakujący obrót akcji to coś czego ostatnio mi najbardziej brakuje, coś po czym nie pomyślę -- WIEDZIAŁAM.
W fajerwerkach było kilka rzeczy, które muszę pochwalić przede wszystkim wątki poboczne zawsze je omijam a tu przykuły moją uwagę miłość siostry, czy wątek kryminalny, jeśli można tak go nazwać. Nawet kiedy dziewczęta opowiadały swoją historię biwakowania, to czułam jak bym siedziała wśród tej rodziny przy stole i słuchała z zapartym tchem ich opowieści.
Książka ma bardzo zabawne momenty, szczególnie jak wypowiada się babcia. Pozytywnie zaskakuje brakiem intryg, byłam przekonana kiedy bohaterka chciała zrobić bohaterowi niespodziankę i przyjechać bez zapowiedzi, to byłam przekonana na 100 % że zastanie u niego (wuja ) w mieszkaniu jakąś kobietę - bo tak jest zawsze. A tu proszę, kto czytał ten wie jak było
I najpiękniejsza scena po której dostaję dreszczy, kiedy to bohater jest na werandzie, i ona nieświadomie też się tam pojawia, aby podjąć decyzję czy spędzić z nim prawdziwy miesiąc miodowy i co on na to :
Gdy przechodziła obok Cole'a, schwycił ją za rękę, tak że musiała się zatrzymać i
obrócić. Patrzył na nią w milczeniu i przyciągał do siebie. Mówił łagodnym tonem, który zbił
ją z tropu.
- Nie igraj ze mną, kotku.
Schwycił ją za drugą rękę i pociągnął. Znalazła się na nim... SUPER DZIĘKI ZA PSEUDO-POLECANKĘ