Teraz jest 1 października 2024, o 09:16

Ulubione cytaty, fragmenty, sceny

...o wszystkim: co nas irytuje, a co zachęca do lektury, co czytamy teraz, a co mamy w planach

2024: WŁAŚNIE CZYTAM...

Ulubieńcy roku!Ulubieńcy miesiąca!
Bonus: Nasze Liczniki Lektur w Kanonie Romansoholicznym!


Ostrzegamy! Kiepskie książki!Koszmar. Ale można przeczytaćWarto przeczytać?
Regulamin działu
Rozmowy o naszych aktualnych lekturach i książkowych inspiracjach.
Szerzej o gatunkach: dział ROMANS+ oraz dział 18+
Konkretniej o naszych listach czytelniczych: dział STATYSTYKI
Lektury wg pór roku i świąt: dział SEZON NA KSIĄŻKĘ
Avatar użytkownika
 
Posty: 30752
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Kłyż
Ulubiona autorka/autor: Joanna Chmielewska/Ilona Andrews

Post przez ewa.p » 22 lutego 2012, o 19:29

tę akurat Garwood czytałam i dobrze się bawiłam.
Dorotko-cała książka taka zabawna?Bo nabieram ochoty.

Cytuj:
W tym momencie drzwi się otworzyły raptownie i do
saloniku wszedł Harry Chenney w dziwacznej szlafmycy
z kutasem, nasadzonej na ogoloną głowę.


Lynne Hayworth Jesienny płomień

:rotfl: dobre,niedawno czytałam książkę,w której buty bohatera ozdobione były kutasami :rotfl: nie mogłam sie powstrzymać od śmiechu,jak to czytałam
________________***________________

Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.

Avatar użytkownika
 
Posty: 13112
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez Dorotka » 22 lutego 2012, o 20:27

ewa.p napisał(a):Dorotko-cała książka taka zabawna?Bo nabieram ochoty.

Jeszcze nie wiem, bo dopiero zaczęłam, ale sporo jest zabawnych dialogów.

Avatar użytkownika
 
Posty: 30752
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Kłyż
Ulubiona autorka/autor: Joanna Chmielewska/Ilona Andrews

Post przez ewa.p » 23 lutego 2012, o 17:09

to muszę się rozejrzeć
________________***________________

Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.

Avatar użytkownika
 
Posty: 11234
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:16
Lokalizacja: Śląsk
Ulubiona autorka/autor: S. Brown, SEP, J. Quinn

Post przez sunshine » 23 lutego 2012, o 20:36

Tajemna ten fragment dodałam kiedyś w książkoteście :hyhy:
uwielbiam :hyhy:
Każdy jest jaki jest.
Nigdy nie rezygnuj z własnych pragnień. Inaczej będziesz tego żałować.
Uwierz mi. Moim zdaniem brak Ci odwagi, by przeżywać własne życie. Chcesz rady? Ciesz się życiem, ile tylko możesz.


Prawdziwy facet kocha swoją kobietę w ubraniu, pożąda w bieliźnie, a ubóstwia w jego koszuli. ;)

Avatar użytkownika
 
Posty: 10852
Dołączył(a): 18 października 2011, o 17:09
Ulubiona autorka/autor: Dżuli Stefa Dżulja MeryDżoł Gejlen Maja Kristin...

Post przez tajemna » 23 lutego 2012, o 20:44

Chichrałam się do siebie non stop :) Dużo lepsza niż Przynęta, chociaż nie była zła.
Teraz czytam Zemstę matki, kolejny tom i już jest coś, co mnie rozśmieszyło :)

Avery miała ochotę rzucić się na krzesło
przy jego biurku, ale wypadało poczekać na zachętę gospodarza.
Carter wyciągnął do niej dłoń ponad biurkiem. Avery pochyliła
się, żeby ją uścisnąć, i właśnie w tym momencie rajstopy ostatecznie
ją zawiodły. Spanikowana pochwyciła wyciągniętą rękę Cartera
i potrząsnęła nią energicznie. Zbyt późno sobie przypomniała, że
wciąż ściska w prawej dłoni urwany obcas. Oblała się potem,
mocniej niż podczas egzaminu dyplomowego.
- Bardzo mi miło. To dla mnie prawdziwy zaszczyt. Chciał się
pan ze mną widzieć? O rany, ale tu gorąco. Nic będzie panu
przeszkadzać, że zdejmę żakiet?
Paplała bez końca, jak nakręcona. Jednakże uwaga na temat
temperatury wzbudziła żywe zainteresowanie gospodarza. Dzięki
Bogu, plotki okazały się prawdziwe. Carter rzeczywiście miał
własny termostat i lubił utrzymywać w swoim gabinecie lodowaty
chłód. Jak w grobie na Alasce. Avery zdziwiła się, nie widząc
obłoczka pary, i to jej uświadomiło, że wstrzymuje oddech.
Uspokój się, powiedziała sobie w duchu.
Carter pokiwał głową z wyraźnym zadowoleniem. Nawet nie
wspomniał o obcasie, który upadł na stertę papierów na biurku.
- Byłem przekonany, że tu jest za ciepło, ale mój asystent
ciągle narzeka, że marznie. Pozwoli pani, że przykręcę trochę
termostat.
Nie czekała, aż pozwoli jej usiąść. Gdy tylko odwrócił się
plecami, porwała z biurka obcas, przy okazji dostrzegając na
teczkach swoje nazwisko oraz nazwiska trójki pozostałych użytkowników
nory. Opadła na krzesło. Rajstopy miała zwinięte
w obwarzanki tuż nad kolanami. Pośpiesznie rozpięła żakiet,
zdjęła go i położyła sobie na kolanach.
Ramiona natychmiast pokryły się gęsią skórką.
Próbowała sobie wmawiać, że wszystko będzie dobrze. Kiedy
Carter usiądzie za biurkiem, będzie mogła niepostrzeżenie pozbyć
się tych cholernych rajstop. Carter niczego nie zauważy.
Plan był doskonały i pewnie by się powiódł, gdyby szef zechciał
współdziałać, ale nie wrócił na swój fotel. Zamiast tego okrążył
biurko i przysiadł na krawędzi blatu. W porównaniu z Margo
Avery nie była niska, ale i tak musiała zadrzeć głowę, żeby mu
spojrzeć w oczy. Zdawało jej się, że dostrzegła mrugnięcie, które
wydawało się dziwne w tych okolicznościach... chyba że wywalanie
ludzi z pracy sprawiało mu przyjemność. Boże, może i ta plotka
była prawdziwa.
- Zauważyłem, że pani kuleje. Co się pani stało w kolano? -
spytał. Schylił się, żeby podnieść spinkę, która znów zsunęła jej
się z włosów i tym razem upadła na podłogę.
- Miałam wypadek. - Wzięła od niego spinkę.
Z pytającego spojrzenia Cartera wywnioskowała, że odpowiedź
nie była dość wyczerpująca.
- Pewna starsza pani... mocno starsza, kierująca dużym pojazdem,
nie zauważyła mnie, kiedy szłam do swojego auta na
parkingu. Musiałam odskoczyć, żeby mnie nie rozjechała. Wpadłam
na mercedesa, złamałam sobie obcas i stłukłam kolano. -
Nie dając mu czasu na jakikolwiek komentarz, mówiła dalej: -
Właściwie obcas tylko się obluzował. Złamał się w windzie, kiedy
drzwi zatrzasnęły mi się na głowie. - Patrzył na nią jak na
wariatkę. - Proszę pana, miałam niezbyt udany ranek.
- Zatem na pani miejscu wziąłbym się garść - rzekł ponurym
tonem. - Bo będzie jeszcze gorzej.
Opuściła bezradnie ramiona. Carter wreszcie wrócił za biurko
i usiadł. Wykorzystała okazję. Manipulując rękami pod żakietem
i spódnicą, zsunęła z nóg rajstopy. Było to trudne, ale wykonalne
i choć musiała wyglądać, jakby siedziała na gorących węglach,
osiągnęła cel. Kiedy Carter otworzył teczkę i zaczął czytać
notatki, które on sam lub ktoś inny sporządził na jej temat,
sięgnęła po rajstopy i zwinęła je w kulkę. Nim podniósł wzrok,
miała już buty z powrotem na nogach.

:haha:
"uderz w Garwood a Tajemna się odezwie"
Sol


"Cierpię na wrodzoną wadę dysfunkcji systemu motywacji."
Wilczyca Karolina Kaim

Avatar użytkownika
 
Posty: 11234
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:16
Lokalizacja: Śląsk
Ulubiona autorka/autor: S. Brown, SEP, J. Quinn

Post przez sunshine » 23 lutego 2012, o 20:50

Nie pamietam tego :P
Każdy jest jaki jest.
Nigdy nie rezygnuj z własnych pragnień. Inaczej będziesz tego żałować.
Uwierz mi. Moim zdaniem brak Ci odwagi, by przeżywać własne życie. Chcesz rady? Ciesz się życiem, ile tylko możesz.


Prawdziwy facet kocha swoją kobietę w ubraniu, pożąda w bieliźnie, a ubóstwia w jego koszuli. ;)

Avatar użytkownika
 
Posty: 30752
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Kłyż
Ulubiona autorka/autor: Joanna Chmielewska/Ilona Andrews

Post przez ewa.p » 23 lutego 2012, o 20:54

ja też tego nie pamiętam,chyba muszę wrócić
________________***________________

Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.

Avatar użytkownika
 
Posty: 10852
Dołączył(a): 18 października 2011, o 17:09
Ulubiona autorka/autor: Dżuli Stefa Dżulja MeryDżoł Gejlen Maja Kristin...

Post przez tajemna » 23 lutego 2012, o 20:57

Wolno mi idzie, od kilku dni tak mam, ciągle odbiegam od tekstu i czytam po kilka zdań :mur:
Główni bohaterowie się jeszcze nie spotkali :roll: i zaczynam się niecierpliwić.
To bardzo dziwne przeżycie dla mnie: czytać coś autorstwa Garwood po raz pierwszy :rotfl:
"uderz w Garwood a Tajemna się odezwie"
Sol


"Cierpię na wrodzoną wadę dysfunkcji systemu motywacji."
Wilczyca Karolina Kaim

Avatar użytkownika
 
Posty: 40188
Dołączył(a): 17 października 2011, o 13:59
Lokalizacja: Tam gdzie Niebo z Piekłem się łaczy
Ulubiona autorka/autor: Nalini Singh

Post przez Nocny Anioł » 23 lutego 2012, o 21:07

Tatusiu, Tatusiu znalazłem cię.
Nie wiedziałam że się gdzieś zagubiłem synku.

Adrienne Basso- Poślubić Wicehrabiego
Nie jestem statystycznym Polakiem, lubię czytać książki

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 23 lutego 2012, o 21:25

fajny fragment Tajemno..xD muszę się za to wziąć..xD
Aniołku słodkie to..xD
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 40188
Dołączył(a): 17 października 2011, o 13:59
Lokalizacja: Tam gdzie Niebo z Piekłem się łaczy
Ulubiona autorka/autor: Nalini Singh

Post przez Nocny Anioł » 24 lutego 2012, o 08:44

Urzekł mnie ten fragment aż mi utkwił w pamięci.
Nie jestem statystycznym Polakiem, lubię czytać książki

Avatar użytkownika
 
Posty: 21018
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Rzeszów/Drammen
Ulubiona autorka/autor: Proctor, Spencer, Spindler i wiele innych

Post przez Kawka » 24 lutego 2012, o 14:36

"Spotkanie" Garwood bardzo dobrze wspominam. A ten moment jest rewelacyjny. :D
http://www.radiocentrum.pl

"...Gary (...) niedawno zerwał ze swoją dziewczyną z powodu niezgodności charakterów (charakter nie pozwolił jej zgodzić się na to, by Gary sypiał z jej najlepszą przyjaciółką)". Neil Gaiman "Nigdziebądź".

Avatar użytkownika
 
Posty: 10852
Dołączył(a): 18 października 2011, o 17:09
Ulubiona autorka/autor: Dżuli Stefa Dżulja MeryDżoł Gejlen Maja Kristin...

Post przez tajemna » 4 marca 2012, o 23:43

W takim też nastroju był Declan, gdy darował
pożegnalnego dolara jednej z tancerek, wciskając go pod
wystrzępioną podwiązkę, opasującą jej sflaczałe białe udo, Potem
ustawił Remy'ego w pozycji pionowej i stwierdziwszy, że
przyjaciel ma zupełnie szklane oczy, zawołał:
-Chodź, chłopie! Wracamy do domu!
-Tak? Bo co? Jest już rano?
-Prawie.
Wytoczyli się z lokalu, trzymając się za ręce; w tej sytuacji
było to konieczne, ale jednocześnie świadczyło o przyjaźni obu
panów. W pewnej chwili Remy rozejrzał się dokoła i choć
głowa mu skakała jak u szarpanej za sznurek marionetki, zainteresował
się losem pozostałych uczestników imprezy.
-Gdzie są wszyscy? - spytał, lekko bełkocząc.
-Jedni wyszli, inni siedzą w kiciu, a jeszcze inni leżą martwi
w alei zasłużonych.
-Słabeusze... - orzekł Remy z lekko pogardliwą miną. -
Nie to co ty, Dec, i ja. My wciąż „to" mamy, co?
-Od samego rana - odparł Declan - zacznę antybiotykową
kurację, żeby się „tego" pozbyć.
Remy potknął się, zatoczył, aż Declan musiał go otoczyć ramionami,
by zapobiec upadkowi.
-Za dużo grawitacji - narzekał Remy. - Tu jest stanowczo
zbyt silne ziemskie przyciąganie. Lepiej poszukajmy sobie
jakiejś gołej baby.
-Chyba znaleźliśmy już wszystkie, jakie były - mitygował
go Declan. - Czas wracać do domu, stary!
-Za trzy dni się żenię - Remy ogłosił wszem wobec i aby
to zademonstrować, podniósł cztery palce do góry. -
Koniec z hulankami! - Potem się rozejrzał. Ulice były prawie
puste, a ich nawierzchnia błyszczała od mżawki. - Może trzeba
komuś załatwić zwolnienie za kaucją - zatroszczył się nagle.
-Pieprz ich wszystkich! -poradził mu Declan.
-Masz, kurna, rację! A gdzie jest moja dziewczyna, Effie?!
- krzyknął w przestrzeń i echo powtórzyło jej imię.
Wtedy Declan po pijacku głośno czknął.
-Stella! - zawołał i zadowolony z własnego dowcipu, pechowo
wylądował w kałuży. - Pieprzę to, Remy! Lepiej tu
się prześpijmy.
-Muszę znaleźć moją dziewczynę - bełkotał Remy. - Chcę
się kochać z moją słodką Effie.
-Nie udałoby ci się teraz postawić fiuta, nawet gdybyś użył
do tego hydraulicznej pompy.
-Założymy się? - Remy zaczął energicznie grzebać przy
zamku błyskawicznym w spodniach. Ale Declan
zachował na szczęście dość rozumu, by nim potrząsnąć i w porę powstrzymać.
-Daj sobie z tym spokój, bo się jeszcze skaleczysz albo nas
zaaresztują za ekshibicjonizm.
-Nic nie szkodzi. Przecież jesteśmy adwokatami.
-Mów za siebie, dobrze? Musimy teraz znaleźć taksówkę.
-Tak! Weźmy taksówkę i jedźmy do Effie. Gdzie jest moja
droga, niewinna narzeczona?
-Jak to gdzie? W domu, w łóżku, jak każda przyzwoita kobieta.
- Chwycił Remy'ego za nadgarstek i podniósł jego
rękę, próbując spojrzeć na zegarek. - Wszystko jedno, która godzina,
na pewno jest już rano i Lena też pewnie jest w łóżku...
Wyobraź sobie - odezwał się po chwili - Lena myśli, że ja jestem
kobietą.
-Widać kiepsko się z nią pieprzysz.
-Nie o to chodzi, głupku! I przypomnij mi, żebym dał ci za
to później po pysiu. Lena myśli, że ja jestem Abigail.
-Możeś się przebierał w jej bieliznę lub zrobiłeś jakiś inny
zboczony numer, co, synu?
-A wiesz, że tak... Najbardziej się lubię w jej czarnych koronkowych
figach w róże; wyszczuplają biodra...
-Jestem prawie pewny, że żartujesz. Ale teraz musisz
chwilę zaczekać. - Stanął, pochylił się nad krawężnikiem i
ręce oparł na kolanach. Potem powoli się wyprostował. - To
był fałszywy alarm, jednak nie zwymiotuję...
-Hej! Mam dobrą wiadomość. Nadjeżdża taksówka.
Taxi!!! - wołał i rozpaczliwie machał ręką na taksówkę
krążącą w poszukiwaniu pasażera. - W imię Boże! Ty
pierwszy - powiedział i prawie wepchnął Remy'ego do środka, po
czym sam się wgramolił.
-Gdzie ja mieszkam? - pytał Remy. - Kiedyś to wiedziałem,
ale nie pamiętam... Może zadzwonię do Effie i
spytam?
Na szczęście Declan pamiętał adres. Gdy Remy zdrzemnął
się na jego ramieniu, sięgnął do resztek świadomości, by się do
końca wywiązać z obowiązku gospodarza i dostarczyć przyjaciela
żywego do domu.
Gdy taksówka zatrzymała się przed domem, Declan trącił
Remy'ego łokciem i wyprowadził z samochodu.
-Co? Gdzie? Ech, sukinsyny! Jestem w domu! I co ty na to?
-Czy już sobie poradzisz? - spytał go Declan.
-Mogę się jeszcze powstrzymać. Choć mam tego płynu
parę litrów - bełkotał Remy. Na pożegnanie chwycił
Declana za twarz i mocno pocałował w usta. - Kocham cię, cher!
Ale gdybyś był Abigail, na pewno włożyłbym ci język...
-Ach! - to było wszystko, na co Declan mógł się zdobyć.
-Jesteś, kurna, najlepszym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek
miałem, a to był, kurna, najlepszy wieczór kawalerski
w historii kawalerskich wieczorów. Teraz pójdę na górę, kurna,
i zwymiotuję...
-Zrób to! - A zwracając się do kierowcy, powiedział: -
Proszę poczekać, aż on dojdzie do drzwi. - Potem patrzył,
jak Remy, chwiejąc się i zataczając, wtarabanił się do domu.
Przez chwilę nawet mu się zdawało, że Remy się rozdwoił i dwóch
facetów weszło do bramy.
-W porządku! Reszta to już jego sprawa - mruknął do siebie.
- Czy pan wie, gdzie jest stary dwór Manetów? - spytał
kierowcy. Taksówkarz obejrzał go sobie we wstecznym lusterku.
-Chyba wiem - odparł.
-Mieszkam tam. Niech mnie pan zawiezie do tego domu,
dobrze?
-To kawał drogi... - Taksówkarz odwrócił się i zlustrował
Declana z góry do dołu. - Ma pan pieniądze, żeby zapłacić
za przejazd?
-Mam pieniądze. Mam ich całą masę... - Declan pogrzebał
w kieszeni, wyjął plik banknotów i rozsypał je po całej
taksówce.
- Jestem ładowany - dodał.
-To widać! Nie musi pan mówić... - potrząsnął głową i ruszył
z impetem. - Chyba mieliście jakąś fajną imprezę, co, stary?
- odezwał się po chwili.
-To widać! Nie musi pan pytać - wymruczał Declan i padł
na tylne siedzenie twarzą w dół.
Pierwszym wrażeniem, z jakiego Declan wyraźnie zdał
sobie sprawę, była hucząca w głowie głośna muzyka dixieland.
Wciąż leżał twarzą w dół i miał dziwne uczucie, że plaża
Waikiki kończy się na piasku w jego ustach, a język w niewytłumaczalny
sposób obrósł mu futrem. W dodatku jacyś
sadyści wbijali mu gwoździe w ramię.
-Święta Mario, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi...
-Nie ma sensu z powrotem się w to ładować... Spróbuj się
jakoś przesunąć, cher! I na razie nie otwieraj oczu.
-Umieram! Zawołaj księdza!
-Uspokój się! To ja, Lena. Jestem przy tobie. - Delikatnie,
choć nie kryła rozbawienia, pomogła mu się przemieścić,
a oparłszy mu głowę wysoko na poduszce, poprosiła: - Koniecznie
to połknij!
Przełknął, zakrztusił się i poczuł, że coś ohydnego spłynęło
po futrze języka, przebiło się przez piasek, a potem powoli
pociekło do gardła. Bronił się, usiłując odepchnąć szklankę od
warg, i otworzył oczy. Nawet w obliczu śmierci zdecydowany
byłby zaprzeczać, że dźwięk, jaki wydobył się z jego ust, w jakikolwiek
sposób przypominał dziewczęcy pisk.
Lena głośno cmoknęła.
-Powiedziałam ci, że masz nie otwierać oczu.
-Jakich oczu? Wszystko spaliło się na popiół.
-Wypij do reszty.
-Odejdź! Idź precz i zabierz tę truciznę!
-Nie powinieneś tak mówić do kogoś, kto specjalnie zadał
sobie trud, żeby przyjechać i pielęgnować cię na łożu śmierci.
Zsunął się niżej i zasłonił twarz poduszką.
-Skąd wiedziałaś, że umieram?
-Effie do mnie zadzwoniła.
-Tak? A kiedy jest pogrzeb Remy'ego?
-Na szczęście Remy żeni się z kobietą, która jest tolerancyjna,
wyrozumiała i ma poczucie humoru. Ciekawa jestem, ile
striptizowych lokali zaliczyliście ubiegłej nocy.
-Wszystkie! Wszystkie kluby striptizowe w całym kraju!
-To tłumaczy, dlaczego jeden element stroju striptizerki
przykleił ci się do policzka.
-O czym ty mówisz?
-O ozdobach, jakie one naklejają sobie na sutki. Taką
ozdobę masz właśnie na policzku.
-Niczego podobnego nie mam! - Ale kiedy sięgnął ręką
pod poduszkę, namacał pomponik od ozdobnej naklejki. -
O Boże! -jęknął. - Litości! Lepiej mnie zabij!
-Nic strasznego się nie stało, kochanie! - I trochę mocniej
przycisnęła mu do twarzy poduszkę. To wystarczyło, by zaczął
trzepotać rękami; czym prędzej się spod niej wysunął, czerwony,
z oczami nabiegłymi krwią i dzikim spojrzeniem.
-To wcale nie było śmieszne - powiedział z wyrzutem.
-Chciałam, żebyś to zobaczył z innej strony... - roześmiała
się.
Declan wciąż miał na sobie te rzeczy, które nosił wczoraj:
splamioną alkoholem, zmiętą koszulę, częściowo wpuszczoną
w dżinsy, a częściowo wyciągniętą na wierzch. Z kieszeni koszuli
wyzierała druga od pary ozdobna naklejka w kolorze różu
i srebra. Skacowany Declan patrzył na Lenę ze smutkiem.
- Wkrótce poczujesz się lepiej. Nie mówię, że dobrze, ale
lepiej. Weź prysznic i coś zjedz. Trzeba, żebyś miał coś w żołądku
oprócz tego leczniczego napoju, który w ciebie wlałam.
W ciągu dwóch, najwyżej trzech godzin powinieneś odzyskać
czucie w kończynach.
Miał wrażenie, jakby mu ktoś zgolił futro z języka, ale nie
był pewny, czy to oznacza poprawę.

Noc na bagnach Luizjany Nora Roberts

:hahaha: :rotfl: :rotfl: :rotfl:
"uderz w Garwood a Tajemna się odezwie"
Sol


"Cierpię na wrodzoną wadę dysfunkcji systemu motywacji."
Wilczyca Karolina Kaim

Avatar użytkownika
 
Posty: 30752
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Kłyż
Ulubiona autorka/autor: Joanna Chmielewska/Ilona Andrews

Post przez ewa.p » 5 marca 2012, o 20:04

świetny ten fragment.Lałam,jak to czytałam
________________***________________

Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 5 marca 2012, o 20:08

to fakt, fragment prześmieszny:P

Tajemna, skończyłaś Noc...? Daj znać jak w wrażenia, w wątku Norki;) coby offa nie robić;)
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 40188
Dołączył(a): 17 października 2011, o 13:59
Lokalizacja: Tam gdzie Niebo z Piekłem się łaczy
Ulubiona autorka/autor: Nalini Singh

Post przez Nocny Anioł » 5 marca 2012, o 20:40

Fajny fragment
Nie jestem statystycznym Polakiem, lubię czytać książki

Avatar użytkownika
 
Posty: 10852
Dołączył(a): 18 października 2011, o 17:09
Ulubiona autorka/autor: Dżuli Stefa Dżulja MeryDżoł Gejlen Maja Kristin...

Post przez tajemna » 5 marca 2012, o 20:41

Wypowiedziałam się w Norkowym temacie Wiedźmo :)
ewa.p napisał(a):świetny ten fragment.Lałam,jak to czytałam
Ja też :D To był najlepszy fragment książki dla mnie :)
"uderz w Garwood a Tajemna się odezwie"
Sol


"Cierpię na wrodzoną wadę dysfunkcji systemu motywacji."
Wilczyca Karolina Kaim

Avatar użytkownika
 
Posty: 10852
Dołączył(a): 18 października 2011, o 17:09
Ulubiona autorka/autor: Dżuli Stefa Dżulja MeryDżoł Gejlen Maja Kristin...

Post przez tajemna » 9 marca 2012, o 00:36

Szczerze mówiąc, to musiałabym wklejać tutaj prawie wszystko, brzuch mnie już boli ze śmiechu, omal nie udławiłam się drożdżówką i nie mogę się oderwać :rotfl: Poniżej mała próbka możliwości pani Chmielewskiej, w książce Klin:

Machnęłam ręką na sekretariat i zadzwoniłam do domu. Wiedziałam, że to
on, ale na wszelki wypadek, spytałam o
to pełnym imieniem i nazwiskiem. Przedstawić się już nie zdążyłam.
— Czy pani się nigdy nie uspokoi? Czy pani dzwoni do mnie po to, żeby
wysłuchiwać impertynencji? Czy pani nic
nie zdoła obrazić? — usłyszałam zamiast odpowiedzi.
No, to mnie już nieco zdenerwowało. Co on sobie wyobraża? Że ja te
idiotyzmy potraktuję poważnie?
— Mogę pana zapewnić, że pańskie impertynencje mnie w ogóle nie
dotyczą — powiedziałam lodowato. — Nie
mogę się obrażać o coś, co nie ma ze mną nic wspólnego. Wydaje mi się,
że zaistniało tu bardzo nieprzyjemne
nieporozumienie, które doprawdy chciałabym wyjaśnić.
— Nic pani nie będzie wyjaśniać, bo ja sobie nie życzę z panią rozmawiać.
Czy do pani dociera to, co do pani
mówię?
— Nie — powiedziałam z zimną furią — nie dociera.
— To znaczy, że pani cierpi na zaburzenia umysłowe. Pani jest
nienormalna i powinna pani przebywać w zakładzie
zamkniętym, bo pani jest niebezpieczna dla otoczenia.
Możliwe, że w tym miejscu miał trochę racji.
— Czy pan wreszcie zdoła zrozumieć, co ja do pana mówię? Czy pan
dostał fijoła?...
— Nie chcę rozumieć, co pani mówi, i nie chcę tego słyszeć. I radzę pani
przestać dzwonić.
Odłożył słuchawkę. Szlag mnie trafił, uparłam się i przestałam myśleć.
Wykręciłam numer.
— Oświadczam panu — powiedziałam zimno — że nie przestanę
dzwonić, dopóki nie zdecyduje się pan zamienić
ze mną kilku normalnych zdań.
— Tego się pani nie doczeka. Nie zamierzam rozmawiać z nikim, kto do
mnie dzwoni anonimowo.
— Ja się panu mogę w każdej chwili przedstawić. Ja nie mam żadnych
powodów do ukrywania swojego nazwiska.
— Nie interesuje mnie pani nazwisko...
Wyłączył się. Natychmiast zadzwoniłam.
— Słucham...
— Będzie pan miał święty spokój do końca życia — powiedziałam
uprzejmie — jeżeli mi pan udzieli odpowiedzi na
jedno pytanie.
— Nie udzielę pani żadnej odpowiedzi na żadne pytanie. Pani jest
nieprawdopodobnie bezczelna i nic dziwnego.
Nauczyła się pani tej bezczelności pod „Polonią”...
— Co??
— Dobrze pani słyszy, pod „Polonią”...
To mnie znowu zaciekawiło. Skąd mu to wszystko przychodzi do głowy?
— Nieco mnie pan dziwi — powiedziałam z zainteresowaniem. — Nie
przypominam sobie tej profesji w swoim
życiorysie...
— Mam na pani temat zupełnie dokładne informacje. Zarówno profesja,
jak i miejsce są dla pani jak najbardziej
odpowiednie.
Chciałam mu powiedzieć, że „Polonia” już teraz niemodna i że to
wszystko przeniosło się gdzie indziej, ale nie
mogłam sobie przypomnieć, gdzie. Zanim sobie przypomniałam, zdążył
się wyłączyć. Po namyśle zadzwoniłam czwarty
raz.
— Słucham. — (Po co on podnosi słuchawkę? Przecież chyba wie, że to
ja?)
— Czy pan się może obawiał — spytałam ze współczuciem — że ja
zażądam od pana honorarium za pańskie
kontakty ze mną?
Odpowiedź była długa i wyszukana, acz nieskalanie wytworna. Na
zakończenie znów się uczepił nieszczęsnej
milicji. Wobec tego zostawiłam go na chwilę w spokoju i zadzwoniłam do
dwóch komend. Pokrótce przedstawiłam sprawę
i spytałam, od którego telefonu do tego pana zaczynam już podpadać pod
kodeks karny. Upewniłam się, że jeszcze trochę
mogę sobie pozwalać. Zadzwoniłam znów do niego.
— No, i co pani nowego wymyśliła? — usłyszałam pytanie.
— Chciałam się pana zapytać, którą komendę milicji zamierza pan
zawiadomić? Bo ja już załatwiłam pańską
komendę dzielnicową, moją komendę dzielnicową i Komendę Główną.
Chwila milczenia, westchnienie i odpowiedź:
— No, to już tylko Tworki zostały...
I znów brzęk słuchawki. Ucieszyłam się, że nareszcie odzyskuje poczucie
humoru, bo już mnie zaczynała martwić ta
niesprawiedliwość: ja się świetnie bawię, a on jak na pogrzebie. Nie
mogłam przestać dzwonić, żeby go nie rozczarować,
bez wątpienia czekał przecież na mój następny telefon, a poza tym
musiałam mu dać szansę ewentualnego zorganizowania
podsłuchu i nagrania rozmów. Po kilku minutach podniosłam słuchawkę.
— Słucham...
— Czego pan się właściwie boi? — spytałam z zaciekawieniem. —
Dlaczego...
— Pani jednak brakuje piątej klepki — przerwał mi, nie słuchając. — Już
do pani dzwoniła milicja i jeszcze pani
mało?
Ten człowiek miał szczególny dar zaskakiwania mnie dziwnymi
wypowiedziami. Jako żywo, żadna milicja do mnie
nie dzwoniła, natomiast ja dzwoniłam do milicji. Pomieszało mu się coś. O
rany, a może on napuścił milicję, przez
pomyłkę, na kogoś innego?
— Panie! — krzyknęłam. — Rany boskie, na kogo pan tę milicję
napuścił? Do mnie nikt nie dzwonił!
— Czy pani sobie nie zdaje sprawy z tego, jak pani samej sobie szkodzi?
Dzwoni pani do mnie piąty raz...
— Nie, proszę pana, szósty — przerwałam uprzejmie.
— Szósty, jeszcze gorzej. Zakłóca mi pani spokój w moim własnym,
prywatnym domu, całkowicie bezprawnie.
Popełnia pani przestępstwo...
— Niech pan nie zawraca głowy, najwyżej wykroczenie...
— Uniemożliwia mi pani wypoczynek...
— Czy pan nie może na chwilę zamilknąć? Wyraźnie panu mówię...
— I poniesie pani konsekwencje...
Mówiliśmy obydwoje równocześnie, bo on całkowicie ignorował moje
wypowiedzi. Sensu to miało raczej niewiele.
Zadzwoniłam po raz siódmy.
— Uszami mi już wychodzą te rozmowy z panem — powiedziałam
zniecierpliwiona. — Nic z tego nie rozumiem i
cały czas podejrzewam, że pan jest kimś innym. Chcę od pana uzyskać
odpowiedź na jedno pytanie i potem może się pan
nawet utopić...
— A ja pani już powiedziałem, że nic pani ode mnie nie uzyska. Nie
zamierzam zawierać z panią żadnych
znajomości. Pani jest szantażystką...
— Już mi pan to mówił...
— Pani mnie szantażuje, bo pani wyraźnie powiedziała, że pani nie
przestanie dzwonić, dopóki się nie zgodzę na
rozmowę z panią...
— Kicham na rozmowę, mnie chodzi o pańską jedną odpowiedź...
— A to jest szantaż i za to poniesie pani konsekwencje. Będzie pani miała
przykrości zarówno osobiste, jak i w
miejscu pracy...
— U mnie w miejscu pracy i bez pana jest tak źle, że już gorzej być nie
może...


:hahaha: :hahaha: :hahaha:
"uderz w Garwood a Tajemna się odezwie"
Sol


"Cierpię na wrodzoną wadę dysfunkcji systemu motywacji."
Wilczyca Karolina Kaim

Avatar użytkownika
 
Posty: 30752
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Kłyż
Ulubiona autorka/autor: Joanna Chmielewska/Ilona Andrews

Post przez ewa.p » 9 marca 2012, o 20:53

uwielbiam ten kawałek,chyba sobie przejrzę bo patrzy na mnie z półki
________________***________________

Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.

Avatar użytkownika
 
Posty: 10852
Dołączył(a): 18 października 2011, o 17:09
Ulubiona autorka/autor: Dżuli Stefa Dżulja MeryDżoł Gejlen Maja Kristin...

Post przez tajemna » 10 marca 2012, o 00:09

Śmiałam się przy niej jeszcze więcej niż przy Garwood :)
Intrygowałaś mnie swoją miłością do Chmielewskiej i dlatego sięgnęłam po nią.
Chciałam wiedzieć, dlaczego ;)
Twoja to zasługa, że tak mi dobrze było, oj Twoja! :) :padam:
"uderz w Garwood a Tajemna się odezwie"
Sol


"Cierpię na wrodzoną wadę dysfunkcji systemu motywacji."
Wilczyca Karolina Kaim

Avatar użytkownika
 
Posty: 30752
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Kłyż
Ulubiona autorka/autor: Joanna Chmielewska/Ilona Andrews

Post przez ewa.p » 10 marca 2012, o 19:08

pokochałam jej sposób pisania od pierwszego kopa(a były to Boczne drogi),potem poszło siłą rozpędu :hyhy: Ona ma sporo takich perełek( http://pl.wikiquote.org/wiki/Joanna_Chmielewska )
________________***________________

Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.

Avatar użytkownika
 
Posty: 8026
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: doncaster

Post przez gmosia » 11 marca 2012, o 19:02

no ale co było dalej?! :adore: i co to za pytanie było... chyba muszę zajrzeć :byebye:
Obrazek Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 4500
Dołączył(a): 16 maja 2011, o 10:32
Lokalizacja: Lublin

Post przez maddalena » 12 marca 2012, o 11:00

tajemna napisał(a):Chichrałam się do siebie non stop :) Dużo lepsza niż Przynęta, chociaż nie była zła.
Teraz czytam Zemstę matki, kolejny tom i już jest coś, co mnie rozśmieszyło :)

Avery miała ochotę rzucić się na krzesło
przy jego biurku, ale wypadało poczekać na zachętę gospodarza.
Carter wyciągnął do niej dłoń ponad biurkiem. Avery pochyliła
się, żeby ją uścisnąć, i właśnie w tym momencie rajstopy ostatecznie
ją zawiodły. Spanikowana pochwyciła wyciągniętą rękę Cartera
i potrząsnęła nią energicznie. Zbyt późno sobie przypomniała, że
wciąż ściska w prawej dłoni urwany obcas. Oblała się potem,
mocniej niż podczas egzaminu dyplomowego.
- Bardzo mi miło. To dla mnie prawdziwy zaszczyt. Chciał się
pan ze mną widzieć? O rany, ale tu gorąco. Nic będzie panu
przeszkadzać, że zdejmę żakiet?
Paplała bez końca, jak nakręcona. Jednakże uwaga na temat
temperatury wzbudziła żywe zainteresowanie gospodarza. Dzięki
Bogu, plotki okazały się prawdziwe. Carter rzeczywiście miał
własny termostat i lubił utrzymywać w swoim gabinecie lodowaty
chłód. Jak w grobie na Alasce. Avery zdziwiła się, nie widząc
obłoczka pary, i to jej uświadomiło, że wstrzymuje oddech.
Uspokój się, powiedziała sobie w duchu.
Carter pokiwał głową z wyraźnym zadowoleniem. Nawet nie
wspomniał o obcasie, który upadł na stertę papierów na biurku.
- Byłem przekonany, że tu jest za ciepło, ale mój asystent
ciągle narzeka, że marznie. Pozwoli pani, że przykręcę trochę
termostat.
Nie czekała, aż pozwoli jej usiąść. Gdy tylko odwrócił się
plecami, porwała z biurka obcas, przy okazji dostrzegając na
teczkach swoje nazwisko oraz nazwiska trójki pozostałych użytkowników
nory. Opadła na krzesło. Rajstopy miała zwinięte
w obwarzanki tuż nad kolanami. Pośpiesznie rozpięła żakiet,
zdjęła go i położyła sobie na kolanach.
Ramiona natychmiast pokryły się gęsią skórką.
Próbowała sobie wmawiać, że wszystko będzie dobrze. Kiedy
Carter usiądzie za biurkiem, będzie mogła niepostrzeżenie pozbyć
się tych cholernych rajstop. Carter niczego nie zauważy.
Plan był doskonały i pewnie by się powiódł, gdyby szef zechciał
współdziałać, ale nie wrócił na swój fotel. Zamiast tego okrążył
biurko i przysiadł na krawędzi blatu. W porównaniu z Margo
Avery nie była niska, ale i tak musiała zadrzeć głowę, żeby mu
spojrzeć w oczy. Zdawało jej się, że dostrzegła mrugnięcie, które
wydawało się dziwne w tych okolicznościach... chyba że wywalanie
ludzi z pracy sprawiało mu przyjemność. Boże, może i ta plotka
była prawdziwa.
- Zauważyłem, że pani kuleje. Co się pani stało w kolano? -
spytał. Schylił się, żeby podnieść spinkę, która znów zsunęła jej
się z włosów i tym razem upadła na podłogę.
- Miałam wypadek. - Wzięła od niego spinkę.
Z pytającego spojrzenia Cartera wywnioskowała, że odpowiedź
nie była dość wyczerpująca.
- Pewna starsza pani... mocno starsza, kierująca dużym pojazdem,
nie zauważyła mnie, kiedy szłam do swojego auta na
parkingu. Musiałam odskoczyć, żeby mnie nie rozjechała. Wpadłam
na mercedesa, złamałam sobie obcas i stłukłam kolano. -
Nie dając mu czasu na jakikolwiek komentarz, mówiła dalej: -
Właściwie obcas tylko się obluzował. Złamał się w windzie, kiedy
drzwi zatrzasnęły mi się na głowie. - Patrzył na nią jak na
wariatkę. - Proszę pana, miałam niezbyt udany ranek.
- Zatem na pani miejscu wziąłbym się garść - rzekł ponurym
tonem. - Bo będzie jeszcze gorzej.
Opuściła bezradnie ramiona. Carter wreszcie wrócił za biurko
i usiadł. Wykorzystała okazję. Manipulując rękami pod żakietem
i spódnicą, zsunęła z nóg rajstopy. Było to trudne, ale wykonalne
i choć musiała wyglądać, jakby siedziała na gorących węglach,
osiągnęła cel. Kiedy Carter otworzył teczkę i zaczął czytać
notatki, które on sam lub ktoś inny sporządził na jej temat,
sięgnęła po rajstopy i zwinęła je w kulkę. Nim podniósł wzrok,
miała już buty z powrotem na nogach.

:haha:


Świetny!!!!!!!!
Oto miłość. Dwoje ludzi spotyka się przypadkiem, a okazuje się, że czekali na siebie całe życie. O'Cangaceiro

Avatar użytkownika
 
Posty: 10852
Dołączył(a): 18 października 2011, o 17:09
Ulubiona autorka/autor: Dżuli Stefa Dżulja MeryDżoł Gejlen Maja Kristin...

Post przez tajemna » 14 marca 2012, o 00:49

Kiedy zatem w godzinach popołudniowych wyszedł z gabinetu sekretarza
redakcji i usiadł przy jej biurku, spojrzała na
niego życzliwie i przywołała na twarz promienny uśmiech, bez żadnych
niemiłych grymasów i słów. Wydawało jej się
wprawdzie, że fotoreporter nie tyle wyszedł, ile został siłą wypchnięty,
potknął się i padł na krzesło, ratując się przed
upadkiem, ale twardo postanowiła udawać, że niczego niezwykłego nie
dostrzegła. Najważniejsze było, że tu siedział i patrzył
na nią wzrokiem pełnym uczuć.
- Marysieńko, mam kłopoty - wyznał niepewnie i czule. - Wiesz... Nie
wiem, co zrobić.
- No? - odparła sekretarka zachęcająco. - Coś ci nie idzie?
- Iść, idzie... Nie narzekam. Ale widzisz, muszę kupić taką jedną rzecz.
Takie, no... Nie znam się na tym, kochana, nie
mogłabyś mi pomóc?
- Jaką rzecz?
- Takie te, rozumiesz, druty...
W umyśle sekretarki zarysował się najpierw przerażający obraz drutów
telegraficznych, potem jeszcze gorszy, zasieków
z drutu kolczastego, następnie już zupełnie okropny, zwojów miedzianego
drutu do instalacji elektrycznych. Na żadnym z tych
elementów nie znała się kompletnie i w sercu jej zamigotał niepokój, że
ominie ją okazja zaskarbienia sobie wdzięczności
uwodzonego.
- Jakie druty? - spytał nieufnie.
- Takie, wiesz... - Fotoreporter uczynił jakiś dziwny gest palcami. - Takie
do robienia szydełkiem
Fotoreporter grymasił jak przedwojenna primadonna. W końcu jednak
druty trzy i pół, po uważnym obejrzeniu,
zaakceptował.
- Ile tego potrzebujesz? - spytała sekretarka. - Dwie pary?
- Sto sztuk.
- Ile...?!
- Sto, mówię. Sto sztuk. To się liczy na pary? No to pięćdziesiąt par.
Podejrzenia w kwestii antypatycznej i odrażającej baby w mgnieniu oka
rozwiały się jak dym. Wyraz twarzy sekretarki
wyraźnie wskazywał, iż należy złożyć jakieś dodatkowe wyjaśnienia.
Fotoreporter przyjrzał się jej niepewnie i nagle popadł w
krasomówczy zapał.
Sekretarka dowiedziała się zatem, że jej ukochany posiada nie tylko
babcie, ale także ciocie, nader liczne, wszystkie
sparaliżowane, wszystkie opętane manią robienia na drutach, na domiar
złego roztargnione w niewiarygodnym stopniu, gubiące
ustawicznie rozmaite rzeczy, w szczególności właśnie te druty, co gorsza,
wszystkie obdarowane niedawno gigantyczną ilością
jednakowej wełny przez wujka z Australii i żeby nie było zawiści, trzeba
im dać jednakowe druty...
W trakcie gadania przyszło mu na myśl, że mógł się posłużyć zwyczajnym
domem starców, któremu załatwia prezenty z
ramienia jakiejkolwiek instytucji charytatywnej, upłynniającej remanenty
finansowe z zeszłego roku, zająknął się nawet, ale już
było za późno. Babcie i ciocie opanowały świat.
Na obliczu słuchającej jego wyjaśnień ekspedientki ukazał się wyraz tak
niebotycznego zdumienia, że sekretarka
machnięciem ręki przerwała to przemówienie. Pojęła, iż druty muszą mieć
związek z ukrywaną przed nią tajemniczą aferą, i
postanowiła zaniechać pytań, a za to własnymi siłami włączyć się w
intrygującą imprezę. Dobrowolnie zrezygnowała z reszty
zaplanowanego w cichości ducha wieczoru.
- Przecież widzę, że ci się ziemia pali pod nogami - powiedziała
pobłażliwie. - Leć z tymi drutami, leć, na kolację mnie
zaprosisz kiedy indziej. I jak ci coś jeszcze będzie potrzebne, na przykład
wagon durszlaków, to pamiętaj, że ja umiem
dochować sekretu.
Fotoreporter rozpromienił się nietaktownie i już chciał ruszyć do biegu w
kierunku redakcji, ale nagle zatrzymał się.
- Durszlaki, mówisz? - podchwycił, a w oku mu błysnęło. - Durszlaki... A
wiesz, że to jest niezła myśl...

Lądowanie w Garwolinie Joanna Chmielewska

O losie kochany rechoczę jak żaba i nie mogę przestać :rotfl:

/edit:
Jeszcze jeden fragment, nie mogę się powstrzymać.

- Zupełnie się nie nadaje? - spytał przygnębiony sekretarz redakcji. - Może
jakoś bokiem...?
- Żadną stroną - odparł pilot ze smutkiem. - Ja też próbowałem. Nogi
spętane, a te łapy zaczepiają...
- Zejść można, ale wejść wykluczone - dodał z westchnieniem grafik.
- Z tego by wynikało, że oni nie mają u siebie żadnych schodów -
zauważył w zadumie doradca do spraw technicznych.
- Kto?
- Ci z kosmosu...
Na krótki moment wszyscy poczuli się doszczętnie skołowani. Rola istot z
innej planety rzuciła im się na mózg, przez
chwilę nie byli pewni, kim właściwie są, wymyślone przez grafika kształty
i stroje stały się rzeczywistością. Tępo wpatrywali
się w doradcę do spraw technicznych, który wypowiedział jakby zaklęcie.
Pierwszy oprzytomniał fotoreporter.
- Tyś zgłupiał do reszty - rzekł ze zgorszeniem. - Cholera ich wie, czy
mają schody, ale coś tu trzeba wykombinować...
- Wszystkiego zmieniać nie będziemy - powiedział stanowczo sekretarz
redakcji. - Myślmy, panowie. Podobno każdy
człowiek ma szare komórki...
Cały zespół, otrząsnąwszy z siebie zły urok, posłusznie pogrążył się w
posępnych rozmyślaniach. Okazało się właśnie,
iż można będzie opuścić helikopter po stalowej drabince, wrócić doń
natomiast tą samą drogą nie uda się w żaden sposób.
Szerokie, sztywne płetwy utrudniałyby wchodzenie w górę nawet przy
pełnej swobodzie poruszania nogami, w zwojach dętek
uniemożliwiały to całkowicie.
- Może tyłem...? - zaproponował niepewnie fotoreporter.
Sekretarz redakcji potrząsnął głową.
- Nie można. Głupio będzie wyglądało. Przybysze z innego świata i włażą
tyłem...
- A w ogóle czym się przytrzymasz? - dodał satyryk. - Tym ogonem?
- To nie ogon, to trzecia noga - sprostował zgnębiony grafik. - Sam nie
wiesz, co masz...
- Można by uznać, że wchodzą tyłem, żeby się nie odwracać tyłem w
obawie podstępnego ataku - podsunął fotoreporter
bez przekonania.
- A jeżeli nawiążemy ewidentnie przyjacielskie kontakty...? - zaprotestował
socjolog.
- Zamierzasz im wytłumaczyć, że się odwracasz tyłem, żeby nie wchodzić
tyłem, to jest, chciałem powiedzieć,
odwrotnie? - spytał równocześnie doradca do spraw technicznych.
- Skończcie z tym tyłem! - zażądał gniewnie sekretarz redakcji. - Trzeba
coś wykombinować, nie będziemy się potykać
o takie mysie łajno! Czy do tego pudła nie można wchodzić jakoś inaczej?
- Można jeszcze wskakiwać z rozbiegu - poinformował pilot.
- A nie dałoby się tego trochę obniżyć?
- Czego obniżyć? - spytał satyryk jadowicie. - Helikopter przyklęknie? Co
ty uważasz, że to jest wytresowany wielbłąd?

:evillaugh: :evillaugh: :evillaugh:
"uderz w Garwood a Tajemna się odezwie"
Sol


"Cierpię na wrodzoną wadę dysfunkcji systemu motywacji."
Wilczyca Karolina Kaim

Avatar użytkownika
 
Posty: 30752
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Kłyż
Ulubiona autorka/autor: Joanna Chmielewska/Ilona Andrews

Post przez ewa.p » 14 marca 2012, o 22:14

uwielbiam całą książkę.Trzecia noga,druty i durszlaki,spotkanie na szczycie :evillaugh: piękne to jest.Pęknąć można ze śmiechu
________________***________________

Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Czytamy i rozmawiamy

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 0 gości