ja się podśmiewałam, przyznaję się
brzmi jak "plotki z wielkiego swiata" - i równie dobrze może brzmieć "miłość i romans w czasach globalizacji" - równie pretensjonalnie... nie lubię sformułowań z wyrazem "świat" dającym do zrozumienia, że tenże "świat" jest gdzie indziej...
to już Lucas zgrabnie wybrnął "dawno dawno temu w odległej galaktyce"...
_____________________
prę zdań tylko o jednym takim harlequinie z serii Presents, czyli nasze ŚŻ, bo trochę zdziwiłam się
oczekiwałam standardu, bo nazwisko autora znane: Helen Brooks, a i tytuł klasyczny: The Billionaire Boss 's Secretary Bride
a zabrałam się tylko dzięki rekomendacji: zawartość - pudełko szczeniąt - co zrobić, czytam wszystko bez marudzenia co ma psy w fabule
i tu zaskoczenie: przeczytałam od deski do deski... nie jest to nic wymyślnego, baaardzo prosto i nowelowo [akcja obejmuje 3 chyba dni plus zakończenie, skupienie maksymalne na 2 protagonistach, zero wątków pobocznych].
Opowieść nastrojowo w sam raz na jesień przedbożonarodzeniowo, bo cieplutka i sympatyczna na maksa, bardzo poprawna formalnie, chociaż faktycznie do przeczytania w kwadrans...
Czemu ma się wrażenie, że powinna była pójść jako "biały romans" i dziwnym przypadkiem się zaplątała do HP?
bo niby jest szef, a raczej syn szefa, miliarder Harry, który to pojawił się rok wcześniej [na czas choroby ojca] aby zająć się po części firmą [w trybie urlopowym], cholerrrnie przystojny i na domiar złego sympatyczny... i nasza główna bohaterka Gina o figurze modnej w czasach mm i tycjanowskich włosach. I 32 latach na karku... sekretarka beznadziejnie zakochana we wspomnianym milionerze... ma więc dosć, postanawia rzucić pracę i przenieść się z yorkshire do londynu... on jej nie zauważa, bo playboyem wszak jest... spotykamy ich w dniu ostatniego dnia pracy bohaterki - jest miło choc trochę smutno - szefostwo i współpracownicy organizują milutkie przyjęcie pożegnalne.. Harry ofiarowuje sie podrzucic ja do domu... i nie, nie rozpoczyna się w tym momencie płomienny romans, aż bielizna rozrywana jest na strzępy... nietypowo na HP to taka mała opowieść o otwieraniu się oczu i uswiadamianiu sobie pewnych spraw... Harry nie jest macho, a Gina co prawda chwilami pogrąża się w melodramatycznym smutku, to jednak w sumie racjonalna i praktyczna jest jak najbardziej...
dodać należy czwórkę szczeniąt znalezionych w pudełku na drodze, które staną się symbolem przemiany bohatera... odpowiedzialnośc wszak
parę wytartych w sumie filmowo i literaturowo scen, nieodmiennie jednak słodkich - Harry chcący pomóc w przeprowadzce, Harry wkurzony na "faceta, który nie chciał się zmienić i zmusił Ginę do zmiany okolicy", Harry wybierający imiona dla szczeniąt, Harry odstawiający klasyczny numer: 7rano, telefon, Gina odbiera i zaspanym głosem pyta kto to, a to Harry, zaprasza ją na sniadanie gdzieś, pytanie: za ile będziesz? odpowiedź: no...bo siędzę w samochodzie przed twoim domem...i oglądałem wschód słońca, który miał kolor twych włosów... patetycznie żałosne i nieodmiennie słodkie.
ogólnie: jest szef miliarder, jest sekretarka, jest Wielkie Nieporozumienie [na skalę praktycznych Anglików]... ba jeszcze parę elementów się znajdzie, a jakże...
ale ogólnie: pełen optymizm, sami fajni ludzie wokół, zero melodramatu, luksusowych samochodów, apartamentów etc. I szczenięta oczywiście
bajka. i jeśli ktoś akurat ma ochotę na bajki...
i dowód kolejny, że w serii HP/ŚŻ różne rzeczy sie zdarzają.
aha, jedna rzecz: to HP z miniserii "dinner at eight", czyli angielscy bohaterowie, angielskie realia
co wiele tłumaczy
widac wciąż jest popyt