"The Madness of Lord Ian Mackenzie" - Ashley JenniferNa książkę trafiłam przypadkiem. Sprawdzałam sobie tytuły pewnej autorki (Dla uściślenia,
Duran Meredith), a gdzieś z prawej strony wisiała informacja:
Osoby, które przeglądały tę książkę, przeglądały również. Ciekawskie jestem dziecko, więc weszłam w link do nieznanej mi propozycji. Czytam sobie opis, interesujący. Nawet bardzo, choć warto pominąć jego pierwszą cześć. Później sprawdzam potencjalną zawartość na innej stronie, jeszcze bardziej mnie to zainteresowało. Do tego sporo ocen i to dobrych. Postanowiłam przetestować.
Rok 1881, Anglia. Bohater ma problemy z funkcjonowaniem w społeczeństwie. Prawdopodobnie, pewności nie mam, bo autorka nie raczyła poinformować czytelnika o czym myślała, tworząc tę postać, cierpi na zespół Aspergera. Być może jest to jakieś zaburzenie pokrewne, jednak granice są na tyle nieostre, że nie jestem w stanie tego stwierdzić. Bohaterka to młoda wdowa, która straciła ojca w wieku lat dziesięciu, a matkę pięć lat później, zaś tylko szczęście sprawiło, że nie musiała pracować w najstarszym zawodzie świata, by przeżyć. Przy okazji, pojawia się dysfunkcjonalna rodzina bohatera w pełnej krasie, wraz z brzydkimi sekretami chowanymi po kątach. Każdy ma swoje problemy i to całe mnóstwo. Mamy tu morderstwo, zarówno świeże, jak i popełnione kilka lat wcześniej, a oba owiane tajemnicą i zbywane milczeniem.
I to jest coś, co tygryski lubią najbardziej.
Przyznam się szczerze, nastawiałam się na dużo mroczniejszą opowieść. Pierwsza połowa wyszła tak, jakby to wszystko działo się w radosnej regencji. Może to przez fakt, że akcja została przeniesiona do Paryża. Później całość nabrała charakteru bardziej zgodnego z moimi oczekiwaniami, ale nie do końca. Miałam wrażenie, iż autorka trochę się wstrzymuje.
Druga rzecz, to sam problem męskiej postaci. Zastanawiam się na ile pani
Ashley przygotowała się pod względem medycznym, pisząc tę historię. Już pomijam metody leczenia w ówczesnych zakładach psychiatrycznych. Chodzi mi o to, że o ile objawy by się zgadzały, to nie wiem, jak taka osoba radzi sobie w relacjach z ludźmi na poziomie emocjonalnym. Być może "ten przypadek" mieści się w granicach zakwalifikowania danej osoby, jako ekscentryka z posmakiem problemów. W końcu powiedział w ostatnim rozdziale, jeszcze przed epilogiem, że kocha.
Ostatnia sprawa. Jeśli ktoś ma awersję do tajemnic i morderstw, które na przebieg fabuły mają wpływ, tego tytułu polecić nie mogę. Finał książki w dużej mierze wiąże się właśnie z tymi motywami, więc można się poczuć znudzonym/zirytowanym.
Jak już pisałam, spodziewałam się czegoś ciemniejszego. Nie żebym narzekała, bo z lektury jestem bardzo zadowolona, naprawdę. Tylko znowu mam przed sobą zagadkę. Jedna z recenzentek napisała, że śmiała się i płakała. Czy się śmiałam? Owszem, zdarzyło się. Ale niech mi ktoś pokaże, w którym miejscu powinno się płakać. Fakt, końcówka była nieco smutaśna, ale bez przesady. Chociaż może moją wrażliwość zabrał ktoś inny z mojej rodziny, bo, o ile często wiele rzeczy wydaje się mi się zabawne, nawet jeśli nie są, o tyle mało co mogłabym określić jako wzruszające. Hmm. Może ostatnio się uodporniłam.
Jeśli chodzi o polecenie, jako takie, może być problem. Moje sympatie obejmują tak wiele tematów i sytuacji, że ta opinia jest mało wiążąca. Spróbować można, czemu nie. Ale ja głowy nie dam, że komuś na pewno przypadnie do gustu
Jeśli chodzi o mnie... Cóż, zdecydowanie moje klimaty.