basik napisał(a):Uwieść grzesznicę - wreszcie kolejna część cyklu Poślubić wicehrabiego
Ona - w małżeństwie nie szuka miłości tylko namiętności, on - gardzi miłością a w małżeństwie oczekuje od żony tylko rozkoszy. Wydawało by się , że są dla siebie przeznaczeni. Jednakże już po nocy poślubnej ( gdy gra wstępna bardzo jej się podobała, ale sam akt już nie za bardzo ), dochodzi do wniosku, że namiętność to za mało i stara się unikać męża ( on robi to samo ).
Zaczynają się od siebie oddalać, ale splot różnych zdarzeń pozwala im zrozumieć, że prawdziwa miłość, to nie tylko namiętność.
Jest też i wątek sensacyjny i tajemnice rodzinne sprzed lat . W sumie bardzo dobre czytadło...
Trochę inaczej odebrałam tę książkę.
Nie sposób nie lubić Basso. Kasiek nie wybrzydzaj. Cały cykl jest bardzo dobrze napisany, przyjemny w odbiorze, z wątkami humorystycznymi. Mam wrażenie, że ta część była trochę inna; możemy bliżej poznać bohaterów, większość akcji dzieje się w wiejskiej posiadłości markiza po ich ślubie, więc można było obserwować ich poznawanie się, zaloty (z początku nie zamierzone) oraz pojawiające się uczucie. Bardzo miła odmiana po lekturach, gdzie poznanie się i wyznanie miłości następuje w ciągu tygodnia.
Ona przyjechała do Londynu na sezon by znaleźć męża. Najważniejszym testem na wybór tego jedynego ma być pocałunek, który ma rozbudzić jej zmysły.
On musi się ożenić. Ojciec wierci mu dziurę w brzuchu, sporządza listy najlepszych kandydatek. Atwood postanawia zrobić ojcu na złość i wybrać tę, której na liście nie ma, poza tym panna nie powinna mieć koligacji i majątku.
Traf chce, że spotykają się na przyjęciu. W przypływie szczerości Dorothea wyjawia Carterowi swój plan znalezienia męża, a także jak postrzega małżeństwo. On myśli, że znalazł idealną partnerkę i żonę; ona po pocałunku, który wzbudził jej namiętność - idealnego męża.
Rzeczywiście, noc poślubna popsuła obojgu humor, ale dało to pretekst bohaterowi, by pokazał się z lepszej strony, mamy zaloty, zdobywanie, podchody, zawiązuje się między nimi przyjaźń, a później odkrywają miłość. Podobał mi się ten wątek.
Oczywiście jest też czarny charakter, ale nie był on taki, jak można się było spodziewać. Ten wątek nie mógł być lepiej poprowadzony.
Książka bardzo mi się podobała.
Minus za imię bohaterki. Dorothea - brzmi jak imię złej siostry Kopciuszka. Jakoś twardo.
Dorotka, to nic osobistego! Polskie imię ładniejsze!
“Man. God. Roarke. An interesting and flattering lineup.”
“Safe men are for marrying. Dangerous men are for pleasure.”