Tymczasem babcia Grace zajrzała do pokoju. Widząc, że
dzieje się tam coś ciekawego, cicho podeszła do łóżka, na którym
Coll opatrywał rannego.
- Co mu się stało? - spytała.
- Spadł.
- Spadł, powiadasz?
Coll potwierdził skinieniem głowy.
- Spadł - powtórzyła. - Z czego?
Coll otworzył usta, żeby powiedzieć, że z rusztowania, ale
w ostatniej chwili się opamiętał.
- Z konia. - Oczywiście było to kłamstwo, ale w przypadku
babci Grace stanowiło równie dobre wyjaśnienie, jak każde inne.
Był zajęty i nie miał ochoty tłumaczyć teściowej, na czym polega
budowanie statków. A przy jej skłonności do przekręcania słów
„rusztowanie" kryło w sobie zbyt wiele groźnych możliwości.
- Jest okropnie blady - zauważyła babcia Grace. - Blady jak
wypatroszona ryba.
Nick westchnął chrapliwie.
- Babciu, czego tu, u diabła, szukasz? - spytał Coll.
- Pora na drzemkę, więc przyszłam po mój szlafrok, żeby
móc się położyć.
- Od kiedy to zaczęłaś trzymać swój szlafrok w mojej klinice?
Babcia oczywiście nie odpowiedziała, dawno zapomniawszy,
o czym była mowa. Znów przyjrzała się Nickowi.
- Wygląda, jakby nie żył już od dłuższego czasu. -Pociągnęła
wymownie nosem. - Nie powinieneś zostawiać ciał, żeby długo
tak leżały. Zwłaszcza teraz, kiedy robi się coraz cieplej. Za dzień
lub dwa będzie cuchnął jak wóz z odpadami.
Nick poruszył się niespokojnie.
- Czemu go nie pochowałeś? - dociekała babcia. - Nie możesz
znaleźć jego krewnych?
- Ten człowiek nie umarł, babciu. Zapewne dożyje twojego
wieku, jeśli mi pozwolisz go opatrzyć i przestaniesz mi
przeszkadzać w pracy. Idź już stąd, dobrze? Idź poszukać
szlafroka.
Babcia nie słyszała, co do niej powiedział, albo udała, że nie
słyszy. Z wielką uwagą obejrzała Nicka od stóp do głów.
- Hm. Jeśli nie jest nieżywy, to znaczy, że nie wychodził na
słońce. Jest zbyt blady. Założę się, że jest przedsiębiorcą pogrzebowym.
- Ostatni raz spojrzała na łóżko. Widząc, że Coll
jest zajęty, ukradkiem szturchnęła bezwładne ciało Nicka. Ten
nawet nie drgnął. - Lepiej jeszcze raz go zbadaj. Coś mi się
zdaje, że tym razem trafił ci się trup.
[...]
Tibbie przystanęła, spoglądając na ojca pochylonego nad
pacjentem.
- Wygląda, jakby już nie żył - poinformowała ją babcia -
ale żyje. Jest krewnym Mac Nicholsona i przedsiębiorcą pogrzebowym.
Tylko tędy przejeżdżał.
- Dobry Boże! - Stęknął Coll, wycierając ręce.
Babcia, tak jak poprzednio, nie zwracała na niego uwagi, ale
ściszyła nieco głos, mówiąc do Tibbie dudniącym szeptem:
- Przewoził któregoś ze zmarłych do grobu, kiedy spadł
z konia. Dlatego nie czuje się zbyt dobrze.
Przez chwilę Tibbie z osłupieniem przyglądała się babce,
a potem przeniosła wzrok na ojca, który wyglądał jak gradowa
chmura. Na koniec spojrzała na Nicka, który rzeczywiście
wyglądał, jakby nie czuł się „zbyt dobrze".
Jęknął boleśnie.
- To jakiś dom wariatów. Nie macie czegoś mocniejszego
do picia? - szepnął z nadzieją.
- Zdawało mi się, że nie chciał pan być uśpiony - przypomniał
mu Coll.
- Zmieniłem zdanie. Przedtem nie wiedziałem, co mnie
czeka - błagał Nick.
Coll ze zrozumieniem pokiwał głową.
- Tibbie, podaj mi nalewkę z opium i na miłość boską, zabierz
stąd babcię!
Tibbie podeszła do szafki z medykamentami.
- A tak w ogóle, to co ona tu robi?
- Szuka swojego szlafroka.
Podała ojcu butelkę.
- Tutaj?
Podawszy Nickowi odpowiednią dawkę leku, Coll przymierzył
szynę do złamanej nogi.
- Znając swoją babkę, zadajesz mi takie pytanie?
- Nieważne - mruknęła Tibbie pod nosem. - Chodźmy, babciu.
Widziałam twój szlafrok w garderobie.
- Nie trzeba go kłaść w grobie - ożywiła się staruszka.
Mówiłam ci, że jeszcze nie umarł. Tylko tak wygląda.
basik napisał(a):Łzy księżyca - Nora Roberts
bardzo podobają mi się słowa piosenki napisane przez Shawna:
Podczas samotnej nocy, gdy księżyc roni łzy,
wiem, że mój świat byłby pełny, gdybyś była ze mną Ty.
Bez Ciebie w mym sercu, wspomnień zostały strzępy.
Ty, tylko ty jesteś we mnie nocą, gdy płacze księżyc.
Powrót do Czytamy i rozmawiamy
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 3 gości