Teraz jest 1 października 2024, o 13:31

Ulubione cytaty, fragmenty, sceny

...o wszystkim: co nas irytuje, a co zachęca do lektury, co czytamy teraz, a co mamy w planach

2024: WŁAŚNIE CZYTAM...

Ulubieńcy roku!Ulubieńcy miesiąca!
Bonus: Nasze Liczniki Lektur w Kanonie Romansoholicznym!


Ostrzegamy! Kiepskie książki!Koszmar. Ale można przeczytaćWarto przeczytać?
Regulamin działu
Rozmowy o naszych aktualnych lekturach i książkowych inspiracjach.
Szerzej o gatunkach: dział ROMANS+ oraz dział 18+
Konkretniej o naszych listach czytelniczych: dział STATYSTYKI
Lektury wg pór roku i świąt: dział SEZON NA KSIĄŻKĘ
Avatar użytkownika
 
Posty: 8026
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: doncaster

Post przez gmosia » 9 listopada 2011, o 05:09

a cóż to za dzieło wiekopomne? :rotfl:
Obrazek Obrazek

 
Posty: 31644
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:16

Post przez aralk » 9 listopada 2011, o 07:56

super :)

Avatar użytkownika
 
Posty: 30752
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Kłyż
Ulubiona autorka/autor: Joanna Chmielewska/Ilona Andrews

Post przez ewa.p » 9 listopada 2011, o 17:41

:rotfl: co to Dorotko?Ekstra fragment :rotfl:
________________***________________

Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.

Avatar użytkownika
 
Posty: 13112
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez Dorotka » 9 listopada 2011, o 22:08

To "Babskie gadanie" Izabeli Pietrzyk. Mnóstwo tam podobnych dialogów. O, choćby taki:
"...Ot, normalne babskie pogaduchy. A ten pozorny chaos wynikał być może z faktu, że poruszałyśmy jednocześnie kilkanaście tematów, nie kończąc żadnego. Męskie linearne myślenie mogło tego nie ogarnąć, to prawda. Nie nasza wina. Pan Bóg ładnie im to jednak wynagrodził; nabrałam do nich ogromnego szacunku, kiedy gdzieś przeczytałam, że przeciętny facet, mając do dyspozycji czterysta milionów plemników naraz, może w piętnastu podejściach podwoić zaludnienie Ziemi...". :rotfl: :rotfl: :rotfl: :rotfl:

"Wiecie, że dwa dni temu zrobiłam sobie test na IQ? Wyszło mi sto dwadzieścia. Nie wiem czy to dobrze, ale żeby sprawdzić wynik, musiiłam wysłać SMS. Okazało się, że ten SMS kosztuje dwadzieścia złotych! To chyba kasuje mi IQ do zera, nie?" :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol:

W wolnej chwili postaram się sklecić jakąś w miarę sensowną recenzję tej książki.

Avatar użytkownika
 
Posty: 10852
Dołączył(a): 18 października 2011, o 17:09
Ulubiona autorka/autor: Dżuli Stefa Dżulja MeryDżoł Gejlen Maja Kristin...

Post przez tajemna » 9 listopada 2011, o 22:18

brzmi zachęcająco pomimo tego, że to nie historyk :hyhy:
"uderz w Garwood a Tajemna się odezwie"
Sol


"Cierpię na wrodzoną wadę dysfunkcji systemu motywacji."
Wilczyca Karolina Kaim

 
Posty: 31644
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:16

Post przez aralk » 10 listopada 2011, o 22:18

mnie kiedyś też zastanawiał taki fenomen :hyhy:

Avatar użytkownika
 
Posty: 10852
Dołączył(a): 18 października 2011, o 17:09
Ulubiona autorka/autor: Dżuli Stefa Dżulja MeryDżoł Gejlen Maja Kristin...

Post przez tajemna » 11 listopada 2011, o 23:13

- Krzyczał pan - powiedziała zdecydowanie. - A dziś rano za
„okrutną próbę" uznał pan moją prośbę, żeby był pan uprzejmy palić ten
ohydny tytoń tylko na zewnątrz.
Spojrzał na nią nieprzyjaźnie. Być może zaprotestował przeciwko
tej nierozsądnej prośbie zbyt zawzięcie jak na dżentelmena...
- A po lunchu był pan poddany „okrutnej próbie", bo pogubił pan
książki.
- Gazety, a nie książki - warknął. - I wcale ich nie pogubiłem. To
któraś ze służących gdzieś mi je zawieruszyła!
- Położyła je na półce! - krzyknęła Lily. - Z pewnością sądziła, że
umieszczenie pańskich gazet na pańskiej półce nie stanowi zbyt wielkiego
wyzwania dla pańskich zdolności detektywistycznych.
59
- Ja ich nie kładę na półce - odparował. - Kładę je na biurku, bo tam
moim zdaniem powinny się znajdować. Będę pani zobowiązany za przekazanie
tej informacji kobiecie, która sprząta mój pokój.
- Może pan to zrobić sam - błysnęła gniewnie oczami. - Właśnie
trzyma ją pan w objęciach.
Podczas całej tej wymiany zdań Merry, wtulona w ramiona Avery'ego,
zachowała całkowite milczenie. Teraz uśmiechnęła się bojaźliwie.

:rotfl: :rotfl:
Mój najdroższy wróg Connie Brockway
"uderz w Garwood a Tajemna się odezwie"
Sol


"Cierpię na wrodzoną wadę dysfunkcji systemu motywacji."
Wilczyca Karolina Kaim

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 11 listopada 2011, o 23:24

:rotfl: dobre...xD
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 1404
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:16

Post przez Magadha » 15 listopada 2011, o 23:34

Rohan moved through the candlelit hallways, threading his way around entwined couples. He knew he looked exquisite —he’d spent many hours on his toilette, and everything was as it should be. From the top of his perfectly curled and powdered wig, down the front of his gray satin coat encrusted in black pearls. His clocked stockings were made from the finest silk, and his evening shoes had diamonds on the high heels to match those on his fingers and in his ear.
He was of mixed feeling about those shoes. They were quite magnificent, and had cost a small fortune. One of many he could afford to waste. They matched his evening dress perfectly. And the heels added to his already considerable height, making him taller than any member or guest of the Heavenly Host. The problem was, he’d never managed to master the perfect, mincing walk. He had too much a tendency to stride, and half a lifetime living in the scented drawing rooms and bedrooms of France hadn’t been able to change that.

Moje wolne tłumaczenie:
Rohan szedł przez rozświetlone świecami korytarze, torując sobie drogę między splecionymi parami. Wiedział, że wygląda wyśmienicie - swojemu ubraniu poświęcił wiele godzin i wszystko wyglądało tak, jak powinno. Począwszy od idealnie skręconych loków upudrowanej peruki, poprzez szary, satynowy żakiet wyszywany czarnymi perłami. Jego haftowane pończochy były zrobione z najprzedniejszego jedwabiu, a jego wieczorowe buty miały diamentowe inkrustacje na obcasach, idealnie dopasowane do pierścieni na jego dłoniach i kolczyka w uchu.
Miał mieszane uczucia co do butów. Były doprawdy wspaniałe i kosztowały małą fortunę. Jedną z wielu, jakie mógł strwonić. Idealnie pasowały do jego wieczorowego stroju. A obcasy dodawały mu kilka centymetrów do jego już i tak słusznego wzrostu, sprawiając, że był najwyższy pośród członków i gości Heavenly Host. Problemem było to, że nigdy nie udało mu się opanować idealnego, afektowanego chodu. Miał zbyt dużą tendencję do stawiania wielkich kroków, i nawet pół życia spędzonego w wypachnionych pokojach i sypialniach Francji nie było w stanie tego zmienić.


[...]
“Apparently you favor beautiful men. How fortunate for me.”
She looked at him. “You don’t suffer from an excess of self-doubt, do you?”
“Why should I? It’s a waste of time. You and I both know I’m exquisite.” He flicked his flowing lace cuff. “My valet puts a great deal of effort into making me look glorious—it would distress him greatly if he somehow had failed. Perhaps I should get rid of him.”
“He hasn’t failed,” Elinor said in a disgruntled voice. “You’re very beautiful. So much so that you put everyone around you to shame, like a strutting peacock surrounded by little brown hens.”
“Do you see yourself as a little brown hen, my sweet?”

- Najwyraźniej faworyzujesz pięknych mężczyzn. Jakże pomyślnie dla mnie.
Spojrzała na niego.
- Nie cierpisz na nadmiar niepewności co do własnej osoby, czyż nie?
- Dlaczegóż miałbym? To strata czasu. Oboje wiemy, że jestem wspaniały. - Potrząsnął miękko spływającymi jedwabnymi mankietami. - Mój lokaj wkłada wiele wysiłku bym wyglądał znakomicie. Byłby bardzo zmartwiony, gdyby choć odrobinę zawiódł w swej pracy. Być może powinienem się go pozbyć.
- Nie zawiódł. - Powiedziała Elinor gderliwym tonem. - Jesteś bardzo piękny. Tak bardzo, że wszystkich wokół zawstydzasz, jak puszący się kogut otoczony małymi, brązowymi kurkami.
- Czy uważasz siebie za małą, brązową kurkę, moja słodka?


He was lost. He felt it ripping through him, and he pulled out of her arms, shaken. She slept on. He’d worn her out, and they’d had nothing but the most pathetic of traditional sex. Her on her back, him on top. And he felt as drained as if he’d just survived a week-long orgy.
Worse. He’d never felt like this. He was empty, shaken, and he took his clothes and threw them out into the hallway so as not to wake her, closing the door behind him. He didn’t want to, couldn’t look at her anymore. If he looked at her he’d touch her, if he touched her, more of him would disappear, until there was nothing left at all.
He was a bad man. A heartless bastard, a rakehell, a libertine, and he made no apologies. He had never been faithful in his life and he didn’t intend to change. He could feel himself strangling on the sticky-sweet strands of emotion she was awash with.

Był zgubiony. Czuł jak to uczucie zalewa go. Wstrząśnięty wysunął się z jej objęć. Spała dalej. Wymęczył ją, a przecież nie robili nic poza żałośnie tradycyjnym seksem. Ona na plecach, on na górze. Mimo tu czuł się tak wykończony, jakby właśnie przeżył tygodniową orgię.
Gorzej. Jeszcze nigdy się tak nie czuł, był pusty, wstrząśnięty. Zebrał swoje ubranie i rzucił je za drzwi, tak by jej nie obudzić i zamknął za sobą drzwi. Nie chciał, nie mógł na nią więcej patrzeć. Jeśli by spojrzał, to by dotknął, jeśli by jej dotknął, więcej by w nim zniknęło, aż w końcu nie zostało by nic.
Był złym człowiekiem. Łajdakiem bez serca, hulaką, rozpustnikiem, i za nic nie przepraszał. Nigdy w swoim życiu nie był wierny i nie zamierzał się zmienić. Czuł że się dusi opleciony klejąco-słodkimi nitkami emocji, które ją otaczały.

Ruthless - Anne Stuart


Czytając Wasze cytaty otworzyłam aż sześć kart w przeglądarce na stronie biblionetki, czekają otwarte i gotowe by się za nie zabrać. ^_^
Obrazek
Myślę i czuję. Jestem weganką.

Każdy z nas jest jak antena radiowa. Człowiek może dostroić się do odbioru audycji z nieba, ale może też odbierać przekaz prosto z piekła. Tak przejawia się wolna wola każdego człowieka. [Bruno Groninig]
Nie mam czasu czytać forum Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 6862
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:21

Post przez Alias » 16 listopada 2011, o 21:02

Przypomniało mi się...

Dobre tłumaczenie, naprawdę :smile2: .

Avatar użytkownika
 
Posty: 10852
Dołączył(a): 18 października 2011, o 17:09
Ulubiona autorka/autor: Dżuli Stefa Dżulja MeryDżoł Gejlen Maja Kristin...

Post przez tajemna » 17 listopada 2011, o 20:09

Pozostawało mu tylko jedno wyjście. Musiał jej jakoś pomóc przezwyciężyć te głupie lęki, nawet gdyby to miało trwać całe wieki.
Modlił się o coś, co dotąd było dla niego nie do pomyślenia: o wyrozumiałość.
- Spróbuję cię pocieszyć.
- Naprawdę? - spytała trwożnie.
- Tak. Pod warunkiem, że mi powiesz, co należy robić. Zaczynaj.
- Nie czas teraz na żarty.
- Ani mi to w głowie.
- Mówisz prawdę?
Najwyraźniej nie lubił, gdy powątpiewano w jego słowa, bo natychmiast zmarszczył brwi.
- Oczywiście. Przepraszam. Przecież byś nie skłamał.
- Wróćmy lepiej do tematu.
Przytaknęła, ale nie odezwała się ani słowem.
- Brenno...
- Właśnie próbuję zebrać myśli, więc mnie nie ponaglaj, bo zaczynam się denerwować. A sprawa jest dość skomplikowana.
Wydawało mu się, że Brenna zamilkła na wieki. Nie rozumiał, nad czym się tak długo zastanawia. Przecież nie prosił jej o rozwiązanie trudnej zagadki. Tracił powoli panowanie nad sobą. Czyżby ta kobieta nie zdawała sobie sprawy, co się z nim dzieje? Oczywiście, że nie. Interesował ją wyłącznie problem niesienia pociechy. I zapomniała języka w gębie. Zapomniała również o tym, że jest na wpół naga. Widział delikatny zarys jej piersi. Z trudem odwrócił wzrok. Jeśli natychmiast jej czymś nie zasłoni, straci zupełnie panowanie nad sobą. Najchętniej zdarłby z niej suknię i przesunął dłonią po jej delikatnym ciele. W takiej chwili nie chciałaby pewnie, by ją pocieszał. Okrył szybko Brennę chustą, muskając przy tym piersi i poczuł, jakby go piorun strzelił. By poskromić żądze, popatrzył tępo w przestrzeń.
- Cieszę się, że myślimy o tym samym.
Przeniósł na nią zaintrygowane spojrzenie.
- To znaczy?
- O niesieniu pociechy.
Nie roześmiał się. Brenna nie zrozumiałaby przecież, co go tak rozbawiło, a on musiałby jej to wyjaśnić.
- Nadal nie powiedziałaś, czego ode mnie oczekujesz.
- Kiedy byłeś mały, twoja matka z pewnością...
- Ona nie żyje.
- Przykro mi.
- Dlaczego?
- Bo nie żyje. A twój ojciec? Nigdy nie próbował dodawać ci otuchy?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo też umarł. Oto dlaczego.
- W takim razie kto się tobą opiekował?
- Mój brat Alec.
- Zatem to on cię pocieszał, gdy było ci smutno.
- Oczywiście, że nie, do diabła. - Już sam pomysł budził w nim niesmak.
- Więc nikt się o ciebie nie troszczył?
- Miałem macochę, ale ona nie czuła się na siłach, by kogokolwiek podnosić na duchu, bo od śmierci mego ojca sama nie może odzyskać równowagi. Nadal zresztą cierpi.
- Pewnie bardzo go kochała.
- Oczywiście - odparł zniecierpliwionym tonem. – Czy pocieszanie zajmuje dużo czasu?
Jak, na miłość boską, miała mu udzielić odpowiedzi na to pytanie?
- Nie sądzę - odparła wreszcie. - Niektórzy mężowie poklepują po prostu swe żony po ramieniu. Tak robił mój ojciec. Muszę jednak przyznać, że nie jestem pewna, czy to wystarczało mojej matce.
Wzruszyła bezradnie ramionami. Ta rozmowa okazała się trudniejsza, niż sądziła.
- Być może - zaczęła - inni mężczyźni przytulają swoje żony i...
- A ty co byś wolała?
- Słucham?
- Mam cię poklepać czy przytulić? - spytał zniecierpliwionym tonem.
Doszła do wniosku, że ma do czynienia z beznadziejnym przypadkiem. Współczucie powinno płynąć prosto z serca. Oczywiście, można się było również tego nauczyć, żyjąc w otoczeniu kochającej, troskliwej rodziny. Gdyby nie denerwowała się tak bardzo tym, co miało nastąpić, z pewnością potrafiłaby wszystko wytłumaczyć Connorowi. Tymczasem nie pamiętała
nawet swojego nowego nazwiska.
- To nie lekcja szermierki. Musisz być szczery, spontaniczny . . .
Urwała, bo nic już nie przychodziło jej do głowy.
- Sama nie bardzo wiesz, co powiedzieć, prawda?
- Rzeczywiście - przyznała z westchnieniem.
- Po co w takim razie tracimy czas? - spytał gniewnie.
- Nie wiedziałam, że aż tak ci się spieszy i... Zaraz, co ty wyprawiasz?
- Wyjmuję ci włosy spod chusty.
- Dlaczego?
- Bo tak mi się podoba.
- Czy zawsze robisz, co chcesz? Zawsze, prawda?
- Gdyby tak było już dawno zaniechalibyśmy wszelkich pocieszeń.


:rotfl: :rotfl:

Rewanż Julia Garwood :hyhy:
"uderz w Garwood a Tajemna się odezwie"
Sol


"Cierpię na wrodzoną wadę dysfunkcji systemu motywacji."
Wilczyca Karolina Kaim

Avatar użytkownika
 
Posty: 1404
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:16

Post przez Magadha » 21 listopada 2011, o 00:07

She let her fingers touch the shallow furrows across his temple and brow, gentle,
soothing. She wanted to keep touching him, to brush away the pain. "But why? Why
would anyone want to hurt you like that?"
His mouth curved in a cynical smile. "Wouldn't you?"
She brought up her other hand to cradle his face, her thumbs brushing against his
lips. "No." She couldn't help it. "At times I may want to kill you. But I'd never want to
hurt you."
"You realize how ridiculous that sounds?" His voice was low, hypnotic, his mouth
very near hers now.
"Yes," she whispered. And she brought his face to hers, and kissed him.

Bardzo luźne tłumaczenie, bo już późno:
Dotknęła płytkich blizn przecinających jego skroń i brew, delikatnie, kojąco. Chciała go dotykać, usunąć ból.
- Ale dlaczego? Dlaczego ktokolwiek chciał cię tak skrzywdzić?
Jego usta wygięły się w cynicznym uśmiechu.
- Ty byś nie chciała?
Uniosła drugą rękę i położyła na jego policzku, kciukiem przesunęła po jego ustach.
- Nie. - Nie mogła się powstrzymać. - Czasami mam ochotę cię zabić. Ale nigdy nie chciałabym cię skrzywdzić.
- Czy zdajesz sobie sprawę, jak niedorzecznie to brzmi? - Jego głos był niski, hipnotyczny, jego usta bardzo blisko jej ust.
- Tak. - Wyszeptała i przyciągnęła jego twarz do swojej, i pocałowała go.


Breathless Anne Stuart
Obrazek
Myślę i czuję. Jestem weganką.

Każdy z nas jest jak antena radiowa. Człowiek może dostroić się do odbioru audycji z nieba, ale może też odbierać przekaz prosto z piekła. Tak przejawia się wolna wola każdego człowieka. [Bruno Groninig]
Nie mam czasu czytać forum Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 10852
Dołączył(a): 18 października 2011, o 17:09
Ulubiona autorka/autor: Dżuli Stefa Dżulja MeryDżoł Gejlen Maja Kristin...

Post przez tajemna » 21 listopada 2011, o 21:18

– Moglibyśmy wreszcie zacząć? – krzyknął zniecierpliwiony ojciec Laggan. – W imię Ojca...
– Mam zamiar zaprosić w odwiedziny ciotkę Millicent i wuja Herberta i ani mi się śni prosić o pozwolenie rady.
– ... i Syna – ciągnął ksiądz coraz głośniej.
– Potem zechce zaprosić króla Jana – podzielił się swymi przewidywaniami Duncan.
– Nie możemy na to przystać, kobieto – mruknął Owen.
– Proszę, weźcie się za ręce i skupcie uwagę na ceremonii – ojciec Laggan niemal krzyczał, usiłując panować nad sytuacją.
– Nie chcę, żeby król Jan się tu zjawiał – zaprotestowała Judith. Odwróciła się do Owena, by zganić go spojrzeniem za tak niedorzeczne przypuszczenie. – Chcę sprowadzić moją ciotkę i wuja. I sprowadzę ich. – Musiała wysunąć się zza Graham, żeby spojrzeć Iainowi w twarz. – Tak czy nie, Iainie.
– Zobaczymy. Grahamie, żenię się z Judith, a nie z tobą. Puść jej rękę. Judith
przesuń się tutaj. Ojciec Laggan dał sobie spokój z próbami utrzymania porządku. Pełnił swoją
powinność recytując stosowne formułki. Jedynie Iain zwracał uwagę na jego słowa. Ochoczo zgodził się pojąć Judith za żonę. Judith nie była aż tak chętna. Ksiądz współczuł tej ślicznej dziewczynie; sprawiała wrażenie zupełnie oszołomionej.
– Judith, czy bierzesz sobie Iaina za męża?
– Zobaczymy – odparła patrząc Iainowi w twarz.
– To nie wystarczy, kobieto. Musisz powiedzieć tak – poinstruował ją ksiądz.
– Naprawdę muszę?
– Twoja ciotka i wuj będą tu mile widziani – podsunął Iain z uśmiechem.
– Dziękuję. – Teraz ona się do niego uśmiechnęła.
– Musisz odpowiedzieć, Judith – upomniał ją ojciec Laggan.
– A on się zgodzi kochać mnie i troszczyć się o mnie?
– Na litość boską, przecież już się zgodził – wtrącił ze zniecierpliwieniem Brodick.
– Iainie, jeśli tu zostanę, będę próbowała wprowadzić pewne zmiany.
– Ale Judith, nam się tu podoba, jak jest – zaprotestował Graham.
– Ale mnie się nie podoba – odpowiedziała gniewnie Judith. – Iainie, zanim zaczniemy, chcę jeszcze jednej obietnicy – wyrzuciła z siebie.
– Zanim zaczniemy? Przecież jesteśmy już w połowie... – wtrącił bezradnie ksiądz.
– Co to za obietnica? – najeżył się Graham. – Rada może chcieć ją rozważyć.
– Niczego nie będziecie rozważać – odparła twardo Judith. – To sprawa osobista.
Iainie?
– Tak, Judith?
Boże, jakże kochała ten jego uśmiech. Westchnęła i gestem nakazała mu się zbliżyć tak, żeby mogła szepnąć mu do ucha. Graham musiał się odsunąć, by zrobić jej miejsce. Kiedy Iain się pochylił, wszycy nadstawili uszu w nadziei, że uda im się podsłuchać. Musieli się zadowolić domysłami. O cokolwiek ta kobieta prosiła ich wodza, wyraz jego twarzy zdradzał zaskoczenie, co jeszcze bardziej roznieciło ich ciekawość.
– To dla ciebie ważne?
– Owszem.
– W porządku. Obiecuję.
Judith nie zdawała sobie sprawy, że wstrzymuje oddech, dopóki nie usłyszała odpowiedzi. Westchnęła głośno. Oczy jej się napełniły łzami. Był cudowny. Nie śmiał się ani nie obrażał. Nawet
nie kazał jej wyjaśniać. Spytał jedynie, czy to dla niej ważne, a słysząc, że tak, natychmiast się zgodził.
– Słyszałeś może coś przypadkiem, Grahamie? – spytał Alex szeptem tak głośnym, że dotarł do wszystkich na sali.
– Chodziło o jakieś picie – odszepnął równie donośnie Graham.
– Chce się napić? – zapytał już całkiem głośno Gelfried.
– Ja usłyszałem coś o upijaniu się – włączył się Owen.
– Czemu ona się chce upić? – zainteresował się szczerze Vincent. Judith zadowolona odwróciła się do ojca Laggana.
– Teraz mogę powiedzieć tak – oznajmiła. – Możemy zaczynać?
– Ta kobieta nie rozumie, co się do niej mówi – zauważył Vincent.
Podczas gdy ojciec Laggan udzielał końcowego błogosławieństwa, Judith w najlepsze kłóciła się ze starcem mając mu za złe jego grubianską uwagę. Zapewniała go z wielką stanowczością, że jej zdolność rozumienia jest całkowicie wystarczająca. Zażądała przeprosin od Vincenta, zanim pozwoli księdzu kontynuować.
– Patricku, czy mógłbyś przyprowadzić tu Frances Catherine? Chciałabym, żeby podczas ceremonii stała u mego boku.
– Możesz pocałować pannę młodą – zakończył ojciec Laggan.
Franees Catherine przechadzała się nerwowo tam i z powrotem po izbie, gdy wreszcie drzwi się otworzyły i Judith weszła do środka.
– Dzięki Bogu, że jesteś. Tak się martwiłam, Judith. Czemu tak długo cię nie było? Powiedz, co się stało. Dobrze się czujesz? Jesteś taka blada. Zdenerwowali cię, prawda? – Przerwała dla zaczerpnięcia tchu. – Nie ośmielili się chyba kazać ci wracać do Anglii, co?
Judith usiadła przy stole.
– Wyszli – powiedziała szeptem.
– Kto wyszedł?
– Wszyscy. Po prostu... wyszli. Nawet Iain. Pocałował mnie, a potem wyszedł. Nie wiem, dokąd poszli.
Frances Catherine jeszcze nie widziała przyjaciółki w takim stanie. Judith była półprzytomna.
– Przerażasz mnie, Judith. Powiedz, co się stało.
– Wyszłam za mąż.
Frances Catherine musiała usiąść.
– Wyszłaś za mąż?
Judith przytaknęła. Wpatrywała się gdzieś przed siebie, wciąż mając przed oczyma dziwną ceremonię zaślubin. Frances Catherine na jakiś czas odjęło mowę z wrażenia. Usiadła naprzeciw
przyjaciółki i patrzyła na nią w milczeniu.
– Wyszłaś za Iaina?
– Tak mi się wydaje.
– Co to znaczy, że ci się wydaje?
– Graham stał między nami, mogłam jego poślubić. Chociaż nie, jestem pewna, że to był Iain. Pocałował mnie na koniec... a Graham nie.
Frances Catherine nie bardzo wiedziała, jak przyjąć nowinę.

Tajemnica Garwood Julie

:rotfl: Kocham takie sytuacje :D
Ostatnio edytowano 21 listopada 2011, o 21:22 przez tajemna, łącznie edytowano 1 raz
"uderz w Garwood a Tajemna się odezwie"
Sol


"Cierpię na wrodzoną wadę dysfunkcji systemu motywacji."
Wilczyca Karolina Kaim

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 21 listopada 2011, o 21:20

:rotfl: świetny fragment..xD
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 45389
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Czytam, więc jestem.
Ulubiona autorka/autor: N.R./JD.Robb/Krentz/Quick/Castle/L.Kleypas/Ch.Dodd

Post przez Lilia ❀ » 21 listopada 2011, o 21:21

wklejałam niedawno ;)
“Man. God. Roarke. An interesting and flattering lineup.”
“Safe men are for marrying. Dangerous men are for pleasure.”

Avatar użytkownika
 
Posty: 10852
Dołączył(a): 18 października 2011, o 17:09
Ulubiona autorka/autor: Dżuli Stefa Dżulja MeryDżoł Gejlen Maja Kristin...

Post przez tajemna » 21 listopada 2011, o 21:23

Oj to przegapiłam. Uwielbiam Garwood właśnie za takie scenki. ;)
"uderz w Garwood a Tajemna się odezwie"
Sol


"Cierpię na wrodzoną wadę dysfunkcji systemu motywacji."
Wilczyca Karolina Kaim

Avatar użytkownika
 
Posty: 30752
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Kłyż
Ulubiona autorka/autor: Joanna Chmielewska/Ilona Andrews

Post przez ewa.p » 21 listopada 2011, o 21:32

to zabawne było
________________***________________

Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.

Avatar użytkownika
 
Posty: 8026
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: doncaster

Post przez gmosia » 21 listopada 2011, o 21:51

boskie... :lovju: już od kilku dni myślę sobie, że przydałoby się odświeżyć garwood... :-P
Obrazek Obrazek

 
Posty: 31644
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:16

Post przez aralk » 21 listopada 2011, o 21:54

ona dobra jest do powrotów :hyhy:

Avatar użytkownika
 
Posty: 10852
Dołączył(a): 18 października 2011, o 17:09
Ulubiona autorka/autor: Dżuli Stefa Dżulja MeryDżoł Gejlen Maja Kristin...

Post przez tajemna » 21 listopada 2011, o 21:56

Ja tak książka po książce odświeżam i nie mogę skończyć. Bardzo mi podchodzą jej książki pod nastrój. Podnoszą na duchu :)
"uderz w Garwood a Tajemna się odezwie"
Sol


"Cierpię na wrodzoną wadę dysfunkcji systemu motywacji."
Wilczyca Karolina Kaim

Avatar użytkownika
 
Posty: 11234
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:16
Lokalizacja: Śląsk
Ulubiona autorka/autor: S. Brown, SEP, J. Quinn

Post przez sunshine » 22 listopada 2011, o 18:53

- Ruszt został przesunięty. Był w innym miejscu, niż go
zostawiłam. Nie było szans, żeby nie wybuchł pożar. Nie
wiem, kto...
- Nie obchodzi mnie ten ruszt. Po pierwsze, nie powinnaś
była w ogóle tykać się tego pieca. Po drugie - licząc, zaginał
palce - nie powinnaś była tu wbiegać, kiedy ogień szalał. Po
trzecie, nie powinnaś była, do cholery, wkładać głowy do środka,
kiedy piekielny piec wciąż jeszcze był gorący. Po czwarte...
- To już wystarczy - przerwała mu Ellie.
-To ja ci powiem, kiedy wystarczy. Ty... - Charles urwał,
ale tylko dlatego, że uświadomił sobie, że cały się trzęsie ze
złości. Być może była to też reakcja po niedawnym lęku.
- Znów przygotowujesz listę na mój temat - oskarżyła go. -
Teraz to lista wszystkich moich wad, a poza tym... - Pogroziła
mu palcem. - Przekląłeś dwa razy w jednym zdaniu.
- Boże, dopomóż mi! - jęknął. - Boże, dopomóż!
- Hm - mruknęła Ellie z wyraźną naganą. - Bóg z całą pewnością
ci nie pomoże, jeśli będziesz dalej tak przeklinał.
- Wydaje mi się, że mówiłaś mi kiedyś, że nie dbasz przesadnie
o takie rzeczy.
Ellie skrzyżowała ręce.
- Tak było, zanim zostałam twoją żoną. Teraz muszę o to
dbać.
- Boże, chroń mnie od żon! - jęknął Charles.
- W ogóle nie powinieneś był się żenić - stwierdziła Ellie.
- Ellie, jeśli teraz nie zamkniesz buzi, to Bóg mi świadkiem,
urwę ci głowę!
Ellie uznała, że wyraziła już swoją opinię co do liczenia na
boską pomoc, i tym razem zadowoliła się mruczeniem.
- Cóż, jedno przekleństwo jest zrozumiałe, ale dwa... To
doprawdy za dużo!
Nie była pewna, ale wydało jej się, że Charles uniósł oczy
ku górze i szepnął:
- Weź mnie do siebie.
Tego było już za wiele.
- Na miłość boską! - wykrzyknęła Ellie, wbrew sobie łamiąc
drugie przykazanie. - Nie jestem aż tak zła, żeby śmierć
była lepsza od małżeństwa ze mną!
Charles posłał jej spojrzenie mówiące, że nie jest tego wcale
taki pewien.
- To małżeństwo wcale nie musi trwać wiecznie! - wybuchnęła
Ellie, a wstrzymywany gniew sprawił, że jej głos zabrzmiał
niezwykle przenikliwie. - Mogę w tej sekundzie wyjść
przez te drzwi i zacząć starać się o jego anulowanie.
- Przez jakie drzwi? - spytał drwiąco. - Widzę jedynie zwęglone
resztki drewna.
- Twoje poczucie humoru pozostawia wiele do życzenia.
- Moje poczucie humoru... dokąd ty, u diabła, idziesz?
Ellie nie odpowiedziała, tylko dalej zmierzała w stronę
zwęglonego kawałka drewna, o którym wolała myśleć jako
o drzwiach.
-Wracaj!
Ellie szła dalej, a właściwie szłaby, gdyby ręka Charlesa nie
chwyciła jej za suknię i nie przyciągnęła do siebie. Ellie usły-
szała trzask i drugi raz tego dnia poczuła całe ciało Charlesa
przy sobie. Nie widziała męża, lecz czuła jego bliskość, a także
zapach. Tak, była gotowa to przysiąc, że czuje jego zapach
nawet wśród dymu.


Ich ciągłe kłótnie mnie rozbrajają :rotfl:
Każdy jest jaki jest.
Nigdy nie rezygnuj z własnych pragnień. Inaczej będziesz tego żałować.
Uwierz mi. Moim zdaniem brak Ci odwagi, by przeżywać własne życie. Chcesz rady? Ciesz się życiem, ile tylko możesz.


Prawdziwy facet kocha swoją kobietę w ubraniu, pożąda w bieliźnie, a ubóstwia w jego koszuli. ;)

Avatar użytkownika
 
Posty: 1404
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:16

Post przez Magadha » 22 listopada 2011, o 19:09

A z jakiej to książki?
Obrazek
Myślę i czuję. Jestem weganką.

Każdy z nas jest jak antena radiowa. Człowiek może dostroić się do odbioru audycji z nieba, ale może też odbierać przekaz prosto z piekła. Tak przejawia się wolna wola każdego człowieka. [Bruno Groninig]
Nie mam czasu czytać forum Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 11234
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:16
Lokalizacja: Śląsk
Ulubiona autorka/autor: S. Brown, SEP, J. Quinn

Post przez sunshine » 22 listopada 2011, o 20:18

A zapomniała napisać :czeka:
Urodzinowy prezent Quinn :-P
Każdy jest jaki jest.
Nigdy nie rezygnuj z własnych pragnień. Inaczej będziesz tego żałować.
Uwierz mi. Moim zdaniem brak Ci odwagi, by przeżywać własne życie. Chcesz rady? Ciesz się życiem, ile tylko możesz.


Prawdziwy facet kocha swoją kobietę w ubraniu, pożąda w bieliźnie, a ubóstwia w jego koszuli. ;)

Avatar użytkownika
 
Posty: 1404
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:16

Post przez Magadha » 25 listopada 2011, o 09:39

“This is why we should be together. You can save me from getting too
stuffy.”
“Fine for you,” Tess folded her arms and looked at him with mock
skepticism. “Who’s going to save me?”
“I am,” Nick said. “Hell, woman, can’t you recognize a hero when you’ve got one in your living room?”
“This would be you?” Tess lifted an eyebrow.
“This would be me. Picture me in armor. Better yet picture me out of armor making love to you.”
Tess blinked at him, and Nick’s smile grew evil.


Moje bardzo luźne tłumaczenie, bo jestem w pracy :wstyd:
- Właśnie dlatego powinniśmy być razem. Mogłabyś mnie uratować przed byciem sztywniakiem.
- Dobrze dla ciebie. – Tess założyła ręce i popatrzyła na niego sceptycznie. – A kto mnie uratuje?
- Ja. – Powiedział Nick. – Cholera, kobieto, czy nie jesteś w stanie rozpoznać bohatera, kiedy jakiś stoi pośrodku twojego salonu.
- To byłbyś ty? – Tess uniosła brew.
- To byłbym ja. Wyobraź mnie sobie w zbroi. Albo lepiej bez zbroi, kochającego się z tobą.
Tess zamrugała, a uśmiech Nicka stał się jeszcze bardziej złośliwy.


Strange Bedpersons Jennifer Crusie
Obrazek
Myślę i czuję. Jestem weganką.

Każdy z nas jest jak antena radiowa. Człowiek może dostroić się do odbioru audycji z nieba, ale może też odbierać przekaz prosto z piekła. Tak przejawia się wolna wola każdego człowieka. [Bruno Groninig]
Nie mam czasu czytać forum Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 5667
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:16
Lokalizacja: Boulevard of Broken Dreams...
Ulubiona autorka/autor: nie sposób wymienić wszystkich ;)

Post przez Kasiag » 30 listopada 2011, o 21:05

Fragment z Portretu Patricii Cabot (cała książka rewelacyjna, a dialogi między bohaterami błyskotliwe :D )

Jeremy był już wystarczająco blisko, aby móc jej dotknąć, nie wyjął jednak rąk z
kieszeni. Nie po to się do niej przybliżył, aby dostać w twarz. Chociaż Maggie, o ile pamiętał,
nie bila po twarzy, ona tylko zadawała ciosy.
- Wiem, że „Times” dokładnie relacjonował wszelkie moje poczynania. Mylili się
jednak w kilku ważnych kwestiach.
- Wątpię - powiedziała chłodno Maggie. „Times” jest czytany na całym świecie.
Jestem pewna, że dziennikarze bardzo dokładnie sprawdzają swoje informacje.
- A jednak podali jedną absolutnie fałszywą wiadomość - powiedział cicho Jeremy.
To zainteresowało Maggie. Obróciła się szybko i zaraz cofnęła, opierając się o okno.
Była zaskoczona, że nie zauważyła, kiedy Jeremy zdołał się do niej zbliżyć.
- Przestań - powiedziała niepewnym tonem.
- Co mam przestać? - Jeremy nic ruszał się z miejsca, bo gdyby Maggie zrobiła
jeszcze jeden krok do tyłu, zbiłaby szybę.
- Wiesz, o czym mówię. - Jeremy nie widział teraz jej oczu, ale sądząc po głosie,
musiały być pełne łez. Jeremy, przecież wiem, że ta wiadomość nie była fałszywa. Wczoraj
przyznałeś.
że masz przy sobie Gwiazdę Dżajpuru, a ja ją widziałam w holu dwie godziny temu!
- Widziałaś księżniczkę Ushę. Jeremy uniósł brwi. Nie widziałaś Gwiazdy Dżajpuru.
Wściekła Maggie przystawiła złożony wachlarz do piersi Jeremy'ego.
- Jeremy - powiedziała przez zaciśnięte zęby. - Księżniczka Usha jest Gwiazdą
Dżajpuru.
- Może ona sama tak sądzi powiedział, lekko wzruszając ramionami. Niektórzy tak ją
nazywają, łącznie z jej wujem. To takie przezwisko. Ale prawdziwa Gwiazda Dżajpuru nie
jest kobietą. To kamień.
Maggie nadal trzymała wachlarz przy jego piersi jak nóż skierowany w serce.
- Jeremy powiedziała. Czytałam w gazecie, że otrzymałeś Gwiazdę Dżajpuru za
zasługi przy obronie Pałacu Wiatrów. Według „Timesa” Gwiazdą Dżajpuru jest siostrzenica
maharadży.
- Tak - Jeremy skinął głową. To prawda. On rzeczywiście starał się ofiarować mi
swoją siostrzenicę. Była to bardzo kłopotliwa sytuacja, ponieważ w Indiach jest uważane za
wielki zaszczyt, jeśli ktoś daje mężczyźnie swoją córkę lub inną krewną. A do tego taką
kobietę jak księżniczka, która według krajowców jest zbyt piękna, aby kalać ją swoim
spojrzeniem...
Maggie prychnęła pogardliwie, ale Jeremy nie zwrócił na to uwagi.
- Zrozum mówił spokojnie dalej że nie mogłem powiedzieć maharadży „nie,
dziękuję”. To byłby okropny afront. Nie jesteśmy tam zbyt lubiani, a takie postępowanie
zniszczyłoby jakiekolwiek szanse na przyjacielskie stosunki z władcami prowincji...
- Czy ta historia ma jakiś koniec? - spytała Maggie i zrobiła taką minę, jakby chciała
go przeszyć wachlarzem na wylot.
Jeremy uśmiechnął się szeroko. Maggie Herbert była jedyną kobietą, może z
wyjątkiem jego ciotki, która go tak bezceremonialnie traktowała. Pewnie dlatego ją pokochał.
- Tak, ma koniec, Mags. „Times” nie ogłosił, pewnie dlatego że nie było to
wystarczająco sensacyjne, że później stawiłem się u maharadży i wytłumaczyłem mu, że
chociaż czuję się zaszczycony, że zechciał mi oddać swoją siostrzenicę, jednak mam w Anglii
narzeczoną. Przyjął ze zrozumieniem moje argumenty i zamiast siostrzenicy podarował mi to.
Jeremy wyjął rękę z kieszeni. Na jego dłoni, w słabym świetle księżyca, zalśniła
Gwiazda Dżajpuru.
Maggie nie opuściła wachlarza. Widać było, że ani piękno klejnotu, ani jego wartość
nie robią na niej wrażenia.
Jeśli to, co mówisz, jest prawdą - spytała chłodnym tonem to dlaczego księżniczka
Usha była w twoim domu dzisiejszego popołudnia?
Ta sprawa westchnął Jeremy, wkładając kamień do kieszeni - jest dla mnie tajemnicą.
O ile mogłem się dowiedzieć od jej tłumacza - Usha nie mówi po angielsku ona jest we mnie
nieprzytomnie zakochana i chce wyjść za mnie za mąż, nie zważając na mój sprzeciw.
Maggie z całej siły rzuciła w niego wachlarzem. Ledwie zdążył się uchylić. Wachlarz
uderzył w oparcie kanapy i z brzękiem upadł na podłogę. Jeremy popatrzył na nią ze
zdziwieniem.
- Wiedziałam o tym! krzyknęła Maggie, machając rękami. Wiedziałam! Jeremy, jak
mogłeś? Jak mogłeś?
Co? - Jeremy podniósł ręce obronnym gestem. Widać podczas jego nieobecności
Maggie nabrała nowych odruchów. Co takiego zrobiłem?
- Co zrobiłeś? - powtórzyła łamiącym się głosem. Co zrobiłeś? Powiem ci, co zrobiłeś,
ty głupcze! Rozkochałeś ją w sobie...
Tak samo jak mnie, pomyślała Maggie. Doprowadzona do furii, czuła, że musi ją
jakoś wyładować. Najlepszym celem był Jeremy, który stał oszołomiony. Niestety, pięść
Maggie dosięgła tylko jego ramienia, które podniósł, aby osłonić się przed ciosem.
Jeremy nie zdołał pohamować grymasu bólu. Prawy prosty tej dziewczyny ugodził go
boleśnie. I to on sam ją tego nauczył.
Nie chciał jej skrzywdzić, a tym bardziej nie chciał, żeby Maggie zrobiła sobie
krzywdę. Skakała teraz dokoła niego - co było interesujące, biorąc pod uwagę jej głęboki
dekolt kurcząc palce prawej dłoni, które niewątpliwie znowu otarła przy uderzeniu, więc
Jeremy uznał, że należy położyć kres tej zabawie i zrobić to szybko i zdecydowanie.
Chyba złapanie Maggie w pasie i rzucenie jej na skórzaną kanapę nie było taktownym
rozwiązaniem. Nie polepszył sytuacji fakt, że Jeremy przydusił ją własnym ciałem, a kiedy
Maggie usiłowała się uwolnić, przytrzymał jej ręce przy głowie. Miała wściekły wyraz
twarzy, ale Jeremy był zadowolony.
- Złaź ze mnie - wydyszała Maggie.
- Nie ma mowy - odparł.
Patrzył na jej piersi, które wyłaniały się z głębokiego dekoltu, widział jej różowe sutki
wychylające się z wycięcia jedwabiu. Był pewien, że jeśli Maggie będzie nadal tak
gwałtownie łapać oddech, to niebawem ukaże się cała reszta. Byłby głupcem, gdyby ominął
taką okazję.
- Od ostatniego razu, kiedy z ciebie zszedłem, jeśli to sobie przypominasz, przez pięć
lat nie miałem okazji wejść na ciebie znowu. Jedyne, czego nauczyłem się w kawalerii, moja
droga, to że lepiej chwytać szansę, niż żałować utraconych możliwości.
- Jerry! usiłowała krzyknąć Maggie, ale Jeremy uznał, że najlepiej ją uciszy,
zamykając jej usta pocałunkiem.
Całe życie jest jak oglądanie migawki, pomyślał. Tylko zawsze wygląda tak, jakby człowiek przyszedł o dziesięć minut spóźniony i nikt nie chce mu opowiedzieć, o co chodzi, więc musi sam się wszystkiego domyślać. I nigdy, ale to nigdy nie zdarza się okazja, żeby zostać na drugi pokaz.
Ruchome obrazki Terry Pratchett

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Czytamy i rozmawiamy

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość