No dobra, czytam. Jak na razie jest dobrze
Edit: Skończyłam. Bardzo duża poprawa. Szokujące, że Norka mogła napisać dwie książki w odstępie tak krótkiego czasu, o tak różnym poziomie.
NY to Dallas to trzymająca w napięciu sensacja. W dużej mierze ze względu na mocno rozbudowany wątek osobisty Eve. Dużym plusem jest to, że gdyby Scholastyka mnie nie uprzedziła to dość długo nie wiedziałabym, że w tej części poznamy
mamusię Eve. Na minus policzyłabym ciągłe przypominanie faktów z poprzednich części (po trzydziestym tomie czytają chyba już tylko fani, a nam nie trzeba przypominać), pewne kalki w opisach, zwrotach, momentami nawet sytuacjach. I trochę zmęczyła mnie w pewnym momencie akcja pędząca niczym jakiś chiński pociąg (czyli bardzo dużo wydarzeń w maksymalnie krótkim czasie). W połączeniu z dużym napięciem emocjonalnym pod koniec lektury czułam się wykończona. Ale w tej części widać bardzo dużą poprawę. Może Norka przyłożyła się bo jest świadoma, że fani nie wybaczyliby jej skopania części o spotkaniu Eve z matką.
Widać jednak, że Roberts jest trochę już zmęczona a może nawet wypalona. Jeśli ktoś przeczytał dużo jej książek to od lat widzi, że pisarka umiejętnie miksuje wypracowane przez siebie schematy, postaci, chwyty stylistyczne, ale co raz częściej są one widoczne. Jest to jednak coś co można poprawić. W romansie wypalenie widać w ..... scenach erotycznych. Jak się rutyna wkrada to znaczy że mamy problem. I tę rutynę było widać w
NY to Dallas. Roberts nigdy nie była bardzo graficzna w opisach seksu, a mimo to zdarzało jej się napisać płomienną scenę; w
In Death było ich całkiem sporo. W starszych jej powieściach również. Co raz częściej jednak chyba stosuje metodę kopiuj - wklej, byle szybciej wrócić, w tym przypadku, do śledztwa. Chyba powinna zrobić sobie przerwę i pomyśleć nad zmianami.