Skończyłam dziś
"The Texan's Wager" - Thomas Jodi. Całkiem niezłe, moim zdaniem, choć spodziewałam się dużo więcej. Początek wyjątkowo obiecujący, zarówno powód, dla którego bohaterowie zamieszkują razem, jak i same postaci. Bohater beta, z niełatwą przeszłością, bohaterka konkretna, z morderstwem na sumieniu. Zapowiadało się bardzo dobrze, niestety, wyszło średnio. Zamiast obserwacji, rozwijających się między główną parą uczuć/relacji, czytelnik dostaje sporo wątków pobocznych - strzelaniny, pościgi i inne tego typu rozrywki. Zwroty akcji, które zupełnie niczego nie wnoszą, za to irytują i sprawiają, że tylko wyczekiwać końca. W rezultacie wydaje się, że nie wiadomo z czego pewne rzeczy wynikają. Jak to się stało, iż bohater/bohaterka czuje/myśli tak, a nie inaczej. Kogo zabiła bohaterka i jakie było jej życie wcześniej... Wrażenie niedokończenia pozostało, przyznaję ze smutkiem, choć niby ładne HEA jest i wszyscy są zadowolenia. Tylko ja nie jestem, no, nie do końca, bo jeszcze o tylu sprawach miałam ochotę przeczytać, a trzeba było obejść się smakiem. Słodkawo było, a miejscami nawet nijak. Szkoda.
Na zakończenie muszę stwierdzić, że słodkie książki nie są dla mnie, przynajmniej chwilowo. Jeśli coś nie przykuje mojej uwagi i nie każe mi się zastanowić na moment, jakoś taką pustkę czuję. Było miło, ale się skończyło. Oczywiście bez przesady, wszystko w ramach ustalonych zasad, bo rodzinnych melodramatów, ech, melodramatów w ogóle, nie trawię
Agaton potrzebuje trochę dramatozy.