Teraz jest 6 października 2024, o 04:33

Warto przeczytać?

...o wszystkim: co nas irytuje, a co zachęca do lektury, co czytamy teraz, a co mamy w planach

2024: WŁAŚNIE CZYTAM...

Ulubieńcy roku!Ulubieńcy miesiąca!
Bonus: Nasze Liczniki Lektur w Kanonie Romansoholicznym!


Ostrzegamy! Kiepskie książki!Koszmar. Ale można przeczytaćWarto przeczytać?
Regulamin działu
Rozmowy o naszych aktualnych lekturach i książkowych inspiracjach.
Szerzej o gatunkach: dział ROMANS+ oraz dział 18+
Konkretniej o naszych listach czytelniczych: dział STATYSTYKI
Lektury wg pór roku i świąt: dział SEZON NA KSIĄŻKĘ
Avatar użytkownika
 
Posty: 31458
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez pinksss » 20 kwietnia 2008, o 16:55

nie lubię ich na tyle żeby cały miesiąc o tym ględzić, o nie Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 21173
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: z Doliny Muminków
Ulubiona autorka/autor: chyba jednak Krentz/Quick/Castle...

Post przez Jadzia » 20 kwietnia 2008, o 16:58

Myślałam o Cynsterach - o nich poględzisz nawet ze dwa Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 653
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez diawie » 20 kwietnia 2008, o 17:02

Gdybym miała czytac jeszcze raz Lesterów to zaczeląbym i skończyła na ,,Jak usidlic kawalera,, nie to żeby mi się nie podobała ale mam mało czasu i wolę czytać ciekawsze ksiązki które leżą u mnie na półce i czekaja w kolejce na czytanie/ kiedys w przyszłości pewnie wróce do Lesterów w ramach odświeżania/

Avatar użytkownika
 
Posty: 31458
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez pinksss » 20 kwietnia 2008, o 17:04

Jadzia raczy sobie kpić? Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 21173
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: z Doliny Muminków
Ulubiona autorka/autor: chyba jednak Krentz/Quick/Castle...

Post przez Jadzia » 20 kwietnia 2008, o 17:07

Ja?! Obrazek Skądże znowu Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 31458
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez pinksss » 20 kwietnia 2008, o 17:08

Obrazek jasne jasne Obrazek

 
Posty: 5567
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: Marsha Canham

Post przez moni » 20 kwietnia 2008, o 18:42

Marsha Canham "Jak błyskawica"



"Muszą poznać prawdę, nim będzie za późno." Ranny rozbitek, którego lady Anna Fairchild znajduje na plaży w Devon, z trudem wypowiada kilka tajemniczych słów i traci przytomność. A kiedy ją odzyskuje, okazuje się, że nic nie pamięta. Ale wie, że jest ścigany. Razem z Anną muszą znaleĽć klucz do jego przeszłości, by ocalić Anglię przed zakusami Napoleona. I pójść za głosem uczucia, które rozjaśnia świat jak błyskawica...



z Ambera





Lady Annalea Fairchild to bardzo krnąbrna panna, która zostaje wysłana na wieś do ciotki. Znajduje tam na plaży rozbitka, który wygląda jak młody bóg, jest uroczy i ma amnezję. Dodatkowo wciąga ją w wir nieoczekiwanych przygód politycznych. A wszystko dzieje się, gdy Napoleon ma zostać przewieziony na Świętą Helenę.



czytelniczka

Avatar użytkownika
 
Posty: 28609
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 24 kwietnia 2008, o 15:08

kto czytał Czego boją się anioły C.S.Harris czyli Candice Proctor?

Avatar użytkownika
 
Posty: 21173
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: z Doliny Muminków
Ulubiona autorka/autor: chyba jednak Krentz/Quick/Castle...

Post przez Jadzia » 25 kwietnia 2008, o 23:47

Czy wiecie coś o książce "Gorące pożądanie" Penelope Williamson? Warto przeczytać?

Avatar użytkownika
 
Posty: 1089
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Kraków

Post przez Madeleinee » 26 kwietnia 2008, o 00:33

ja czytałam...podobał mi się...nie ma w sobie co prawda nic niezwykłego ale dobrze mi się czytało



<span style="font-style: italic">Delia, zmuszona przez ojca do ciężkiej pracy w portowej knajpie, w przypadkowo znalezionej gazecie natrafia na ogłoszenie, że owdowiały farmer w odległym Maine poszukuje żony i matki dla swych dwóch córeczek. Dla ubogiej, głęboko doświadczonej przez życie dziewczyny jest to jedyna szansa na lepszy los. Ale to nie przyszły mąż będzie obiektem wielkiej, prawdziwej i dozgonnej miłości...</span>



Wydany był w tej samej serii co srebrzystowłosy anioł J. Lindsey

Avatar użytkownika
 
Posty: 653
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez diawie » 26 kwietnia 2008, o 00:35

Według mnie warto chociaż czytałam ją już dosc dawno temu ,ale mam wersje papierową mogę zawsze podgladnąć co i jak

Avatar użytkownika
 
Posty: 28609
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 26 kwietnia 2008, o 00:40

na amazonie same pozytywne recenzje Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 1089
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Kraków

Post przez Madeleinee » 26 kwietnia 2008, o 00:45

no ona fajnie pisze... wspominałam w filmotece, że na podstawie jednej jej książki Kim jesteś przybyszu powstał film... Gorące pożądanie czyta się szybko i z przyjemnością choć schemat już dość wyeksploatowany i niczym już nie zaskoczy...

Avatar użytkownika
 
Posty: 31458
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez pinksss » 27 kwietnia 2008, o 19:09

czytałam to dawno temu a teraz patrzę - nowe wydanie:

<span style="font-style: italic">Podczas renowacji fresków Michała Anioła zdobiących sklepienie Kaplicy Sykstyńskiej konserwatorzy dokonują zadziwiającego odkrycia. Każda z namalowanych scen zawiera wymyślnie ukrytą literę. Litery te ułożone w całość tworzą pozbawiony sensu napis. W poszukiwaniu zagadkowego znaczenia przesłania genialnego artysty prefekt kongregacji wiary-dawnej inkwizycji-natrafia w tajnym archiwum Watykanu na zadziwiający dokument, ujawnienie którego może wstrząsnąć posadami całego chrześcijaństwa. Co kryje w sobie tajemniczy napis? Czy przemyślnie ukryta inskrypcja jest wyrafinowaną zemstą zza grobu Michała Anioła za to, co uczyniło mu państwo kościelne? Czy Watykan zdoła zatrzymać w swych tajnych archiwach jedną z największych tajemnic chrześcijaństwa?</span>



Obrazek

kiedyś bardzo mi sie podobało, ale to było jeszcze przez zalewem proza spiskową Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 2284
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez Roma » 28 kwietnia 2008, o 21:24

Brzmi ciekawie. To jakas nowość czy ewentualnie dostepne w biblotekach? Moja kolezanka ostatnio zaczeła tam pracę tak więc mam możliwośc uśmiechania sie o nowości Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 45389
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Czytam, więc jestem.
Ulubiona autorka/autor: N.R./JD.Robb/Krentz/Quick/Castle/L.Kleypas/Ch.Dodd

Post przez Lilia ❀ » 28 kwietnia 2008, o 21:27

lubię takie książki Obrazek przymierzam się do zakupu

Szyfr Szekspira Jennifer Lee Carrell

Obrazek



Ta opowieść zaczyna się od wielkiego pożaru szekspirowskiego teatru Globe w 1613 roku, a potem napięcie tylko rośnie. Blisko cztery wieki później ten sam londyński teatr ktoś podpala znów i z tego samego powodu. Chodzi o rękopis zaginionej sztuki, która niegdyś wywołała miłosny skandal na królewskim dworze, a dziś może udowodnić, że Szekspir naprawdę napisał swoje dzieła, w co wątpi wielu znawców. Młoda uczona Kate, podążając tropem sekretu, powierzonego jej przez zamordowaną koleżankę, przemierza niezwykłe miejsca w Europie i Ameryce, od starych bibliotek po... jaskinie na pustyni! Ściga ją nieodgadniony zabójca, eliminując po drodze kolejnych wtajemniczonych oraz FBI przekonane, że sprawcą wszystkich zbrodni jest Kate...

Pełen niezwykłych zdarzeń, pasjonujący współczesny kryminał oraz malownicza lekcja historii, teatru i miłości, opowiedziana lekko i błyskotliwie niczym elżbietańskie filmy z Kate Blanchett. Wspaniała zabawa dla wszystkich!



<span style="font-weight: bold">Fragment książki</span>



<span style="font-style: italic">Okazawszy kartę, jeszcze raz zagłębiłam się między regały - nie podziemnego aneksu, lecz dziesięciopiętrowego labiryntu właściwej biblioteki, której sześć pięter było nad ziemią. Gabinet Roz znajdował się na piątym. Wbiegłam po schodach, wyszłam z klatki schodowej i stanęłam.

Zapomniałam o potędze bibliotecznych półek. Nie miała ona nic wspólnego z wystawnością publicznych sal i czytelni, a jeszcze mniej ze sterylnym światłem w podziemiu. W powietrzu czuć było wiekową stęchliznę, zaprawioną lekko gryzącą wonią - świadectwem toczącej się wolno i nieubłaganie wojny papieru z tlenem, który kiedyś obróci to imperium w proch.

Rozluźniłam ramiona i ruszyłam w stronę południowego skrzydła biblioteki, z rzędami żelaznych i stalowych regałów, które skręcały za róg, biegnąc w dal. Chociaż w ciepłe letnie popołudnie zachodziło tu niewiele osób, dostrzegłam kilku pilnych studentów pochylonych nad książkami. Nie byłam więc sama. Wiedziałam, że jeśli będę zachowywać się tak, jakbym miała prawo tu przebywać, nikt tego nie zakwestionuje. Skręciłam w przejście między regałami i cofnęłam się bocznym korytarzem, który wychodził wprost na drzwi gabinetu Roz. Nadświetle nad nimi, tak jak nad pozostałymi drzwiami, było z matowego szkła. Klucz pasował. Otworzyłam drzwi i weszłam.

W środku niemal nic się nie zmieniło. Na trzech ścianach od podłogi po sufit biegły półki z książkami. Jedną przedzielała wysoka szafka z kartami bibliotecznymi, a drugą, naprzeciwko, biurko. Na jego blacie, ułożone skromnie obok klawiatury przy oprawionym w srebrną ramkę zdjęciu Virginii Woolf, spoczywały długie srebrne kolczyki z turkusami - rękodzieło Indian Nawahów - które podarowałam jej przed laty. Na papierach stało popiersie Szekspira. Z przypiętą pinezkami do ściany dużą mapą Wielkiej Brytanii sąsiadowała inna, kopia mapy z czasów renesansu. Leżący na podłodze wiekowy wschodni dywan był wytarty w tym miejscu, gdzie huśtała się w bujaku. W dalekim kącie pomiędzy półkami a oknami czaił się wysoki miękki fotel z poręczami. Zmieniły się tylko okna. Roz za nic nie chciała zawiesić w nich zasłon ani rolet. Powtarzała, że nie zrezygnuje nawet z cala nieba. I tak pozostało. Ale kiedy byłam tu poprzednim razem, dwa okna gabinetu wychodziły na wewnętrzny przygnębiający dziedziniec biblioteki, dostępny tylko ptakom i zabłąkanym śmieciom rozwiewanym przez wiatr, a obecnie - na jedno z osiągnięć remontu kapitalnego: rzęsiście oświetloną salę pełną czytelników. Uniwersytet przykrył dziedziniec wokół kopuły szklanym dachem, zmieniając otwartą przestrzeń w dwie komfortowe czytelnie.

Stojąc pośrodku gabinetu, byłam widoczna dla każdego, kto podniósłby wzrok. Zaklęłam pod nosem, podeszłam do biurka, postawiłam torbę na podłodze i opadłam na fotel Roz, myśląc gorączkowo.

Nikt, kto zerknąłby z dołu, nie zdziwiłby się, że tu siedzę i czytam. Mogłam też chyba przeszukać komputer. No, bo kogo by obeszło, że jakiś profesor wynajął do pracy asystentkę? Zwłaszcza w przypadku Roz Howard, nieceniącej komputerów. Pierwsze, sporządzane ręcznie wersje swoich książek oddawała do przepisania sekretarce. Jeśli wieść ojej śmierci nie zdążyła się rozejść, śmiało mogłam zajrzeć do peceta.

Musiałam jednak przeszukać jej książki, a z tym było gorzej. Trzymała je w przedziwnych miejscach, poutykane jedna za drugą w całym gabinecie. Większość tych, co tak stawiają książki, na wierzchu trzyma te, z których korzysta częściej. Roz robiła odwrotnie. Powiadała, że nie cierpi myśli, iż czyjeś wścibskie oczy szpiegują jej nienarodzone pomysły. Dlatego zewnętrzna warstwa książek na półkach Roz witała ciekawskich gości parawanem z prac jej kolegów i znajomych, a także nowszymi dziełami wschodzących gwiazd szekspirologii.

Nie było tu żadnych tytułów, które mogłyby podpowiedzieć, dokąd zmierza jej nieprzewidywalna wyobraźnia. To znaczy były, ale pochowane. Westchnęłam. Żeby znaleźć Scenę elżbietańską, musiałam zdjąć wszystkie tomy ze wszystkich półek w pomieszczeniu. Musiałoby to, w najlepszym razie, dać do myślenia każdemu, kto spojrzałby w górę, i zajęłoby tyle czasu, że znacznie zwiększyłoby możliwość zwrócenia na siebie czyjejś uwagi.

Wśród piór i ołówków wetkniętych w słoik przy komputerze sterczała mała latarka. Wzięłam ją. Bibliotekę nadal zamykano o dziesiątej. Bibliotekarze i portierzy wychodzili przed jedenastą, najpóźniej przed północą. Zapewniało to sześć, siedem godzin wolnych od szpiegujących spojrzeń, aż do powrotu o ósmej rano pracowników otwierających placówkę. Uśmiechnęłam się do szerokich, smutnych oczu pani Woolf. Czego nie mogłam dokonać w świetle dnia, musiałam zrobić w ciemnościach. Wystarczyło zamknąć się w pokoju.

O ekran komputera Roz opierało się faksymilowe wydanie pierwszego Folio. Wzięłam je, wstałam, podniosłam torbę i wyszłam z gabinetu. Usiadłszy przy bibliotecznym stole, otworzyłam dzieła Szekspira. Podczas długiego czekania sprawdziłam każdą stronę faksymile, ale nie znalazłam najmniejszego znaczka.

O wpół do dziesiątej z głośnika rozległ się męski głos: „Wypożyczalnia kończy pracę za piętnaście minut. Za piętnaście minut wypożyczalnia zostaje zamknięta". Kwadrans przed dziesiątą światła zamrugały i garstka ostatnich czytelników opuściła salę. Zaczekałam, aż przez głośnik dwa piętra niżej usłyszę wezwanie, i dopiero wtedy wstałam. Przeciągnęłam się, sztywna z wyczerpania. W Londynie była trzecia rano, a ja miałam przed sobą kolejne godziny bez zmrużenia oka. Rozejrzałam się po długim rzędzie stołów bibliotecznych. Skrzydło, w którym już przedtem było niewielu gości, opustoszało. Zamknęłam książkę i wróciłam do gabinetu. Kiedy otwierałam drzwi, klucz w mojej dłoni lekko drżał. Uchyliłam je najwęziej jak mogłam, i wsunęłam się do środka. Czytelnia w dole również opustoszała, a bibliotekarka opuściła stanowisko. Uwolniłam się od torby, klapnęłam przy niej na podłodze, wyjęłam i wyłączyłam komórkę. Potem przez godzinę siedziałam, wsłuchując się w biblioteczne odgłosy, a w sercu pęczniała mi tęsknota za Roz. Wreszcie światła na korytarzu zgasły, prócz przyćmionych żarówek palących się co dobre kilka jardów. W pokoju zapadła ołowiana senność. Podbródkiem stuknęłam o klatkę piersiową. Otrząsnęłam się, ale głowa znów mi opadła, a oczy się zamknęły.

Ocknęłam się ze wzdrygnięciem. Coś mnie rozbudziło, ale co? Aksamitna ciemność na korytarzu zgęstniała. Podkradłam się do drzwi, lecz nic nie usłyszałam. Zapaliłam latarkę i podeszłam do biurka. Odstawiłam Folio Roz na miejsce, wyjęłam spod popiersia Szekspira papiery, wyrównałam plik, wsunęłam do torby i stanęłam twarzą do półek.

- Przepraszam - szepnęłam (do książek? do gabinetu? do Roz?), rozluźniłam ramiona i zabrałam się do pracy.

Przeszukując metodycznie półki w sposób godny pochwały mej mentorki, wyciągałam zewnętrzne książki grupami i oświetlałam latarką ciemny tunel za nimi. Zainteresowania Roz były, łagodnie mówiąc, zróżnicowane. Natknęłam się na kilka książek o Cervantesie i Don Kichocie oraz kilka o Delii Bacon, dziewiętnastowiecznej sawantce z Nowej Anglii, którą obsesja na punkcie Szekspira doprowadziła najpierw do zaszczytów, a potem do szaleństwa. Kiedyś badałam jej spuściznę. Z jakiegoż to powodu zainteresowała się nią Roz? Zdusiłam ziewnięcie i szukałam dalej. Największa grupa książek, o recepcji Szekspira na Dzikim Zachodzie, stanowiła najpewniej pokłosie jej ostatniej monografii. W sumie zgromadzone tu tomy sprawiały wrażenie powyciąganych na chybił trafił z różnych półek biblioteki. Ale to, co zachomikowała, nie sumowało się w spójny nowy zamysł. Co najgorsze, nie znalazłam Sceny elżbietańskiej. Aż wreszcie, dwadzieścia minut później, na klęczkach, bliska rozpaczy, wypatrzyłam to, czego szukałam, na najniższej półce przy oknie. Cztery tomy w spłowiałej czerwonej płóciennej oprawie. Połyskujące blado złote litery na grzbietach oznajmiały krótko: Scena elżbietańska. Chambers. Pochyliłam się niżej. Przy końcu jednego z tomów wystawał niczym malutka zakładka kawałek papieru. Zdjęłam książkę z półki, usiadłam na brzegu miękkiego fotela i otworzyłam ją na zaznaczonej stronie 488. Sztuki i dramatopisarze - brzmiał tytuł długiego rozdziału, wyszczególniającego nazwisko po nazwisku wszystkie znane wydania drukiem oraz rękopiśmienne kopie sztuk powstałych w okresie angielskiego renesansu. Niebywałe dzieło naukowe. Strona 488 zaczynała się kontynuacją wykazu wydań Otella. Za Otellem szły Makbet, Król Lear, Antoniusz i Kleopatra.. aż do Burzy na samym dole i Henryka VIII na stronie sąsiedniej. Ostatnie sztuki Szekspira. Jego jakobickie opera magna. Przejechałam bladożółtym krążkiem światła po marginesach. Na jaką sztukę polowała?

Znów nie znalazłam ani jednego znaczka. Usiadłam prosto. Trop nie mógł się tu urywać. Nie mógł! Wyjęłam z kieszeni kartonik Roz i jeszcze raz odczytałam jej słowa. Odwróciłam kartę, wodząc palcem po otworze wyciętym na jej spodzie. Ocalenie tych kart kosztowało ją tyle trudu, że nie poświęciłaby żadnej na ulotne życzenia urodzinowe. To, co miałam odnaleźć, z pewnością wiązało się z tymi książkami.

Nie z książkami! Wyprostowałam się. Wcale nie z książkami! Przywykłam traktować karty katalogowe jak wskazówki. Ale Roz chciała, żebym zwróciła uwagę na samą kartę. Wstałam, podeszłam do szafki - starej szafki z Biblioteki Widenera, w której trzymała fiszki - położyłam na niej otwarty tom i sunąc promieniem latarki po wąskich, starannie oznaczonych jej pismem szufladach, zatrzymałam się na oznakowanej „Cecil - Charles II".

Wysunęłam ją i kartkując fiszki, dotarłam do „Chambers E. K.". Pierwszym tytułem był Angielski teatr ludowy, następnym Artur z Brytanii.. Ostatnim Wczesne wiersze angielskie. Za daleko. Cofnęłam się o jedną kartę i rozsunęłam fiszki. W przerwie, blisko dna, wyłowiłam latarką brzeg złożonego na pół karteluszka. Wyciągnęłam go ostrożnie.

Napisano na nim niebieskim ołówkiem: „Dla Kate".

W tej samej chwili przyćmione notabene światła na korytarzu zamrugały i zgasły. Wsunęłam karteluszek do książki. Przyciskając ją do piersi, zgasiłam latarkę i na palcach podeszłam do drzwi. O ile mogłam się zorientować, nie paliła się żadna lampa. Bibliotekę spowiły ciemności. Ledwie dotąd zauważalny szum w tle nasilił się, spowolnił, a wreszcie całkiem ustał, tak jakby budynek był wielkim żywym zwierzęciem, które wyzionęło ducha.

Gdy zabierałam się znów do pracy, w ciszy usłyszałam skrzypnięcie i świst cichy jak westchnienie. Zamarłam. Dobrze znałam ten dźwięk- odgłos drzwi przeciwpożarowych umieszczonych po obu końcach korytarza z gabinetami profesorów, a prowadzących na wąskie, szare niczym na okręcie klatki schodowe. Te od wschodu otwarły się i zamknęły. Oprócz mnie w budynku był ktoś jeszcze!

Ponownie wykradłam się z gabinetu, tym razem tylko przymykając drzwi na tyle, żeby nie trzasnąć zamkiem, i smyrgnęłam przez korytarz. Ledwie wślizgnęłam się między regały, zza rogu przy schodach wyłoniła się postać ciemniejsza od otaczających mnie ciemności.

Z pewnością strażnik albo ktoś z harwardzkiego posterunku policji reagujący na zgaśnięcie świateł. A jednak nie mogłam uwolnić się od myśli, że jest to ten sam czarny kształt, który dostrzegłam w oknie londyńskiego mieszkania, w mroczny sposób związany z podarkiem Roz. Przykryłam broszkę dłonią i cofnęłam się między półki.

Przy końcu korytarza ścieliły się łaty księżycowego światła. W pole widzenia wsunęła się niewyraźna figura, ale nim zdążyłam wyostrzyć sobie jej zarys, poszła dalej. Westchnęłam bezgłośnie z ulgą. Jednakże po kilku jardach zatrzymała się, cofnęła o dwa kroki, po chwili o jeszcze jeden. Przystanęła przy drzwiach Roz i dostrzegłam metaliczny błysk klucza. Ale drzwi gabinetu nie były zamknięte na klucz. Nie były nawet domknięte. Pod dotykiem otworzyły się z lekkim westchnieniem. Mężczyzna na moment zastygł i nagle się obrócił.

Zanurkowałam między regały i pobiegłam. Popędził za mną. W czytelni skręciłam w lewo, minęłam trzy przejścia oddzielające od siebie rzędy stołów i ślizgając się, zawróciłam w stronę gabinetów. Na końcu jednego z przejść ukryłam się za metalowymi półkami, z łomoczącym sercem nasłuchując. Nasłuchując w ciszy. Biblioteka Widenera była labiryntem krótkich korytarzy, nieoczekiwanych załomów i dziwnych wnęk pogrążonych w tej chwili w ciemnościach. Jeżeli tamten nie znał bibliotecznego labiryntu tak dobrze jak ja - i jeśli podczas remontu nie zaszły tu zmiany - miałam sporą szansę uciec.

Szept kroków na zewnętrznym korytarzu zdradził mi, gdzie jest prześladowca. Kilka przejść ode mnie skręcił i zawrócił w stronę gabinetów. Im był bliżej, tym głębiej cofałam się między regały. Za wszelką cenę musiałam się od niego odgrodzić. Ściskając w ręce tom Chambersa, drugą zaczęłam przesuwać po półce nad głową. Parę jardów dalej napotkałam lukę. Stanąwszy na palcach, dosięgłam książek stojących na regale przy drugim przejściu, naparłam na nie mocno od wewnątrz i strąciłam cały rząd na podłogę.

Gdy mój prześladowca skręcił w tamto przejście, kierując się w stronę, skąd doszedł go hałas, rzuciłam się w przeciwnym kierunku, do oddalonych o kilka kroków schodów w bliższym końcu korytarza. Jak długo mógł go powstrzymać stos książek na podłodze? Dopadłam drzwi na klatkę schodową prowadzącą w dół, otworzyłam je szarpnięciem i w ciemność wwiercił się gniewny metaliczny pisk. Rozejrzałam się. Schodów wiodących w górę nie odgradzały skrzypiące drzwi. Obróciłam się i popędziłam po stopniach.

Na ich szczycie ponownie zaszyłam się między regały. Krokom, które dotarły do schodów piętro niżej, towarzyszył świst zamykanych drzwi. Zapadła cisza, drzwi pisnęły ponownie. Stukot kroków zaczął oddalać się w dół.

Zaczekałam. Tamten, domyśliwszy się mojego manewru, mógł podkraść się z powrotem i zaczaić. Albo zasadzić się na mnie przy głównym wejściu. Nie! Od schodów dobiegło mnie ciche skrzypnięcie buta. Zmobilizowałam się do ucieczki, ale nie usłyszałam nic więcej. Wydawało się, że nawet biblioteczne tomy wstrzymały oddech.

Po dłuższym czasie wycofałam się powoli w stronę zachodniego skrzydła. Wysokie okna wychodziły na tę samą czytelnię, którą było widać z pokoju Roz. W rogu po przekątnej widziałam rząd okien gabinetów. Już miałam odejść, kiedy z jednego z nich wystrzelił wąski promień czerwonego światła. Przyjrzałam się dokładniej. Piętro niżej, trzecie okno. Jej okno.

Wrócił.

Zbiegłam po schodach, przebyłam korytarz z gabinetami i wsunęłam się między regały na korytarzu zewnętrznym. Wprawdzie w tej chwili, w ciemnościach, w pojedynkę, nie mogłam go powstrzymać od grzebania w rzeczach Roz, ale mogłam pokusić się o zdobycie jakiejś wskazówki, kim jest.

Podeszłam do przejścia wiodącego do jej gabinetu. Wyjrzałam zza półek i przez okno nad drzwiami dostrzegłam błysk czerwieni. Wciąż tam był.

Wyjęłam liścik Roz z tomu Chambersa i włożyłam karteczkę do kieszeni. W sąsiednim przejściu między regałami wsunęłam książkę jako szóstą w rzędzie w lukę na dolnej półce i zapamiętałam miejsce. W razie konieczności mogłam wrócić po nią jutro rano. Szanse, że znajdzie ją, zapodzianą wśród milionów, ktoś inny, były znikome. Na razie nic jej nie groziło.

Wysunęłam się zza rogu i skradając się przejściem, zrobiłam ostrożny krok, a po chwili drugi. Gdy w polu widzenia ukazały się drzwi Roz, przystanęłam. Nic się nie stało. Jeszcze jeden krok i ciszę przeciął pisk alarmu. Nim zdążyłam się cofnąć, z drzwi wypadł ciemny kształt, doskoczył do mnie i wykręcił mi ręce na plecach. W uchu zazgrzytał mi szept, ledwo słyszalny, gdyż zagłuszał go alarm:

- „Po prostu Kasiu, Kasiu ślicznotko, a czasem Kasiu zgago".

Moje imię! Znał moje imię! Zaczęłam się wyrywać, próbując dojrzeć twarz napastnika, ale tak mocno szarpnął moją rękę, że sapnęłam z bólu. Zaśmiał się, bez śladu ciepła, śladu rozbawienia.

- Ale jak rzekła inna postać z Szekspira: „Czymże jest imię?"... Roz zmieniła swoje. Na starego Hamleta.

Ścierpłam. A więc nie myliłam się! Znów spróbowałam się wyrwać. Coś błysnęło i na gardle poczułam chłodne cienkie ostrze.

- A może by tak zmienić również twoje? - Szyję zwilżył mi jego oddech. - Uciekaj, Kate - zadrwił i chwilę później przepadł, jakby połknęła go piszcząca ciemność.

Zdjęta panicznym strachem, pobiegłam na oślep zewnętrznym korytarzem ze stołami czytelniczymi. Zerknęłam na boki. Nie miałam dokąd uciec, a skryć się mogłam tylko w jednym miejscu. Zanurkowałam pod stół. Dokąd poszedł?! Co się stało?! Na pewno zabezpieczył się od flanki czujnikiem wykrywającym ruch. Spodziewał się, że wrócę.

Pisk zamilkł. Jeśli wyłączył alarm, to znaczy, że był niedaleko.

Spomiędzy półek doszedł odgłos kroków skradających się w stronę stołów. Odejdź! - zapragnęłam z całej duszy. Odejdź, proszę!

Ale skręcił w moją stronę, stąpając wolno, z rozmysłem i przystając przy każdym stole. Pewnie pod nie zaglądał. Szukał mnie.

Gdy zatrzymał się przy sąsiednim stole, sprężyłam się, szykując do skoku. Przed nożem bronił mnie tylko biblioteczny stół. Mogłam go na niego pchnąć, przy odrobinie szczęścia pozbawić równowagi na dość długo, żeby umknąć. Niewiele to dawało, lecz gorzej byłoby zginąć jak szczur w pułapce. Zrobił krok, następny... otarł się o mój stół i poszedł dalej, docierając do końca korytarza. Nawet się nie obejrzał. Skręcił do głównego wejścia i zniknął. Z daleka dobiegło mnie westchnienie drzwi na klatkę schodową.

Załkałam z ulgi. Wygramoliłam się spod stołu, wstałam i spojrzałam na blat. Kiedy pod niego nurkowałam, świecił pustką, a w tej chwili na jego ciemnej powierzchni unosiła się niczym rąbek księżycowego blasku kartka. Wzięłam ją. Z jednej strony, tam gdzie wydarto ją z książki, była postrzępiona. Druk wyglądał na stary, papier był gruby, kremowy, ciężki. Nie ze współczesnej książki.

Przesunęłam się bliżej światła wpadającego z dworu. Była to kartka z pierwszego Folio. Lecz nie z wydania faksymile, takiego jak to z biurka Roz. Z oryginału! Na jej egzemplarzu nie było znaczków, ale na tej kartce były. Na prawym marginesie ktoś narysował tak zwaną łapkę. Zaciśnięta dłoń, z uniesionym kciukiem i palcem wskazującym, celowała w linijkę jak rączka dziecka bawiącego się w strzelanie z pistoletu. Ale był to niegdysiejszy wzór, zwracający uwagę czytelników na to, co warto zapamiętać- średniowieczna i renesansowa wersja zakreślacza tekstu. Przyjrzałam się bliżej łapce. Jej kształt pochodzący z dawnych czasów narysowano dopiero co, i to cieknącym długopisem, a nie cienkim piórem gęsim lub wiecznym.

Gdy zobaczyłam, co wskazuje, zrobiło mi się niedobrze. Nie był to fragment kwestii, lecz didaskalium sceniczne. Nie z Hamleta. Z Tytusa Andronikusa - z najokrutniejszej sceny najokrutniejszego dramatu Szekspira. Pełnej tak strasznej przemocy, że wyrywała czarną dziurę w trzewiach. Tak bestialskiej, że nawet Szekspir starał się ją upoetyzować: „Wchodzi Lawinia, zhańbiona, ręce jej i język ucięte".

„Czymże jest imię? - syknął mój prześladowca. - A może by tak zmienić twoje?"

Na Lawinia?!

- Kate! - rozległ się nad moim ramieniem męski głos.

Krzyknęłam i usta zakneblowała mi czyjaś dłoń.</span>

Avatar użytkownika
 
Posty: 2284
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez Roma » 28 kwietnia 2008, o 21:52

Pozyczyłam z biblioteki Gibbinsa Atlantyde. I mam nadzieję, że będzie fajna. Lubię fantastykę historyczną

Avatar użytkownika
 
Posty: 45389
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Czytam, więc jestem.
Ulubiona autorka/autor: N.R./JD.Robb/Krentz/Quick/Castle/L.Kleypas/Ch.Dodd

Post przez Lilia ❀ » 28 kwietnia 2008, o 21:56

ja też Obrazek na półce mam Ostatniego Templariusza. czytałam swego czasu i ostatnio znowu mnie ciągnie Obrazek mam nadzieję zdążyć przeczytać ponownie przed pokazaniem filmu, który kręcą na podstawie książki Obrazek tylko niech nie zepsują <prosi>

całkiem fajna ksiażka przygodowo-historyczna z całkiem, całkiem niezłym romansem. szybko przechodzą do rzeczy, jeśli wiecie co mam na myśli Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 31458
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez pinksss » 28 kwietnia 2008, o 23:14

dostępne, czytałam to z biblioteki jeszcze w latach 90-tych Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 28609
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 29 kwietnia 2008, o 15:44


Avatar użytkownika
 
Posty: 334
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Morąg

Post przez paola198618 » 29 kwietnia 2008, o 15:53

Ja właśnie czytam Szpieg i Dama dworu. Fajna historyczna książka, dobrze się czyta, wartka akcja i ciekae sceny Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 3066
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Warszawa

Post przez Scholastyka » 29 kwietnia 2008, o 16:07

Tłumaczenia bywają różne, ale klimat jest zachowany...na ogół. Czasem co prawda mam ochotę przywalić wałkiem któremuś cudzoziemskiemu lekarzoi, ale potem mi przechodzi... No i te przyszłe teściowe/kuzynki/rodziny - są taaaakie milusie Obrazek

A zacytowany początek - wspaniały!

Avatar użytkownika
 
Posty: 28609
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 29 kwietnia 2008, o 23:10

prawda? Obrazek

za co masz ochote im przywalić? bo jak dla mnie to zbyt często ocierają sie o mizoginizm okropny, a "uleczenie" chwilami wydaje się mało wiarygodne [hm, pada mit mężczyzny - istoty racjonalnej logicznie Obrazek

kuzynki, zwierzeta domowe i herbata - bez tego nie ma chyba ksiązki jej autorstwa Obrazek

mam wrażenie, że dziś juz trudno spotkać pełne, przyzwoite opisy... Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 3066
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Warszawa

Post przez Scholastyka » 29 kwietnia 2008, o 23:20

przede wszystkim za to, że torturuja te biedactwa, udając, że im na nich nie zależy, puszczaja aluzje o małżeństwie, ale tak, że dziewczyny sądzą, że kandydatką jest inna, a potem informują je o ślubie, jako o fakcie dokonanym ["masz za mnie wyjść i już"}.

Ale do Neels mam słabość...

Avatar użytkownika
 
Posty: 28609
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 29 kwietnia 2008, o 23:25

fakt - są straszliwi... czytając jestem w stanie zrozumiec, dlaczego na podstawie obserwacji zachowań kobiet stworzono dawno temu pojęcie histerii Obrazek

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Czytamy i rozmawiamy

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość