Lilia napisał(a):A ja ją zaczęłam i przerwałam, jakoś mnie nudziła, ale wrócę do niej. Mówisz, że dalej jest lepiej niż po 50 stronach?
Janka napisał(a):Nieczysta gra powalila mnie na kolana. Modle sie do tej ksiazki, jak do bogow. Dla mnie to rekord wszystkiego, co najlepsze, co w ogole da sie napisac i wydrukowac.
Przy kazdej czytanej stronie, kazdym zdaniu, wyrazie, a nawet literce, bylam tak szczesliwa, ze az sie boje, ze ze mna cos nie tak i moze powinnam wybrac sie do lekarza.
Mialam bilety na koncert Empire Of The Sun, o ktorym bardzo intensywnie marzylam od dwoch lat, i czytajac Nieczysta gre przemysliwalam, zeby wcale nie isc na koncert, tylko zostac i doczytac ksiazke. Prawie sila odebrano mi ja i zmuszono do uczestnictwa w koncercie. Jak sie potem okazalo, przez to, ze ksiazke doczytalam po nim, nic zlego mi sie nie stalo. W sumie moge wiec powiedziec, ze dobrze wyszlo, ze tam bylam, bo koncert byl doskonaly.
A ksiazka jeszcze lepsza.
Zakochalam sie w calej tej historii. Zakochalam sie tez w sposobie, w jaki Sandra Brown poprowadzila akcje. Pewne czesci historii opisywane sa niechronologicznie i to jest tam genialnie roztasowane. Wielokrotnie zostalam przez pisarke zaskoczona. Co i rusz wydarzalo sie cos dla mnie nieprzewidywalnego. W koncu wylaczylam mozg, nie kombinowalam, jak dalej sie wszystko moze potoczyc i dalam sie poniesc historii.
To nie jest typowy kryminal. Raczej bym powiedziala, ze to powiesc sensacyjna lub thriller. Lub oba gatunki w jednym.
Zwykle w ksiazkach sensacyjnych z watkiem romansowym (tak jak w romansach i chick-litach) zakochuje sie w glownych bohaterach. A tu dla odmiany zakochalam sie w caloksztalcie.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość